Słowa rzucone na wiatr

Starałam się tutaj być szczera do szpiku kości. Walczyłam o uczucia, starając się trafiać w serca ofiarowując swoje emocje gotowane na parze. Czuję jednak, że pora zakończyć tę przygodę. Od kilku miesięcy mam obcięte zasięgi, dostałam informację, że mogę mieć usunięty profil. A ja jestem z tych, co wolą same odejść niż być odepchnięte. Jakoś tak mi się już nie chce dawać niczego więcej z siebie, skoro i tak jest to odbierane jako grafomaństwo i ekshibicjonizm emocjonalny. Tak więc wracam do życia prawdziwego, składającego się z prawdziwych wydarzeń, bez spisu treści. Moje pisanie to tylko słowa rzucane na wiatr. Na kartkach nie dane im było spocząć. Chciałabym być warta utrwalenia, ale nie jestem, więc życzę Wam na odchodne, żebyście przebywali tylko tam i tylko z takimi osobami, które Was cenią i szanują. A jeśli ktoś Wam grozi Waszym unicestwieniem, i wyśmiewa Waszą rację bytu, żebyście umieli się ulotnić jak właśnie to czynię… 😘💗💗💗 Każdy ma swoją historię, żeby była nie trzeba się nią chwalić, ale trzeba ją tworzyć. Twórzcie siebie codziennie, nie oddawajcie siebie innym do końca. Żeby do tego końca nie dotrzeć.

Continue Reading

Nazywam się Glory Hole

Dużo osób, które mnie nie znały czytając mojego bloga, mówiły, że wyobrażały sobie pewną siebie, zdzirowatą i waleczną zołzę z racji dość obscenicznej nazwy bloga (który prowadzę), i że zdziwiły się, że gdy mnie poznały, odkryły raczej wycofaną, nadwrażliwą osobę – ja bym dodała do tego „mało celebrycką”. Jestem zwykła jak mieszkanie w bloku, przydrożna jak prostytutka, na wyciągnięcie ręki jak Lidl, czy Biedronka, albo Żabka, obdrapana jak ciuchy z second handów, w których się często ubieram.
Jestem mało interesująca dla facetów, z racji posiadanej trójki dzieci najbardziej, no i nie posiadania obecnie żadnej stałej pracy, bo rzuciłam ostatnią 8-godzinną, połączoną oczywiście z dojazdami, gdy zostałam z potomstwem sama. Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem, bo pod wszelkimi kreacjami inni odnaleźliby tę matkę właśnie, bo nie umiem nią nie być – i taką gołą zostawiliby samą sobie.
Jestem rozczarowana wymogami dzisiejszego świata, i nie zamierzam z nikim konkurować. Nie tylko dlatego, że nie mam szans wygrać, ale dlatego przede wszystkim, że żadna nagroda za bycie najzajebistszą, mnie nie interesuje.
Za cholerę nie nadaję się na influecerkę, czy blogerkę. Tego bloga traktuję jak szufladę na moje intymne pomysły – nawet nie jak na pamiętnik, bo tu nie do końca jestem ja. Tu jest podmiot liryczny, którym się bawię w zależności od mojego humoru. Czasem trochę opowiadam o sobie, nie powiem, że nie, ale częściej jednak odjeżdżam w świat wyobrażeń, marzeń, czy przesady, rozpaczy, nadużyć emocji, które wielbię jako oznakę bycia człowiekiem. Chcę zagłębiać się w różne światy, a nie skupiać na sobie i czubku własnych sutków. Dziwiłam się nie raz, gdy pisałam dość literacko o jakichś przeżyciach, i myślałam, że to oczywiste, że to tylko moja kreacja literacka, a nagle gdy wrzucałam to na facebooka, otrzymywałam komentarze świadczące, że ludzie wierzą, że to jestem całkowicie ja. I że trzeba mnie albo ratować i współczuć, czego naprawdę nie chcę, albo pouczać, wydrwić, i pokazać, jak ktoś by lepiej „to zrobił, czy przeżył” – tego tym bardziej nie potrzebuję.
I tak sobie wygdybałam, że skoro chcę zachować swoją prywatność, nie chcę tu pokazywać samej siebie, bo naprawdę jestem every-womanką, czy też every-matką – to ja tu będę prezentować moje alter ego. A więc przedstawię się Wam wreszcie Kochanieńcy! My name is Glory Hole. Tak, jak ta dziura w ścianie, która czeka na jakiegoś gościa, który wcale na nią nie spojrzy, ale chętnie z niej skorzysta…
Sorry, nie umiem się dzielić do końca swoim życiem prywatnym, umiem za to światem wewnętrznym, przeżyciami, emocjami na temat świata realnego, jak i wyobrażonego. Nie umiem być całkiem sobą przed wszystkimi, bo ja naprawdę jestem nieśmiałą osobą, skrytą pod wulgarną nazwą mojego bloga, którego nazwa od zawsze staje mi w gardle. Tutaj jestem tymi wszystkimi połkniętymi wyrazami, których mi nigdy nie wypadało powiedzieć, i tymi wszystkimi przygodami, których nie miałam odwagi przeżyć, i tymi wszystkimi romansami, w które nie dane mi było wejść.
Wcale nie mam ochoty na podziw, ani tym bardziej na hejt. Więc nie patrzcie już na mnie jak na realną osobę. Jestem swoim własnym tworem, żyjącym tylko na stronach bloga. Jestem Glory. Glory Hole.
Musiałam zacząć od przedstawienia się, a teraz powoli będę odkrywać więcej kart, które przy okazji będą jakby kartami z książki, o której wydaniu marzyłam, ale jak zawsze coś mi kurwa nie wyszło. Może dlatego, że jak mawiała najbliższa mi osoba, „wszystko czego się dotknę, zamienia się w gówno”. Tak już mam, że nie powinnam do niczego za bardzo się zbliżać, chociaż tak bardzo kocham dotyk, a wszystko co pragnę przytulić, pryska.
Może jak całkiem się roznegliżuję, znajdę osoby, które zechcą pomóc mi ubrać się w całość, i nie będą gardzić tą moją uległością i otwartością, a docenią każdy centymetr mojego ciała, które oddaję innym dla ich przyjemności, często sadystycznej, najbardziej popularnej w dzisiejszych – niby tak bardzo rozwiniętych, a jednak tak bardzo prymitywnych, czasach. A że nie jestem wystarczająco medialna, i za mało personalizuję siebie, wybaczcie, nie oddam siebie, bo tu naprawdę nie ma niczego ciekawego do dawania – Glory jest ciekawsza ode mnie. I to ona prędzej zdobędzie Wasze serca niż ja. Ja jestem obiektem pogardy. To ona kiedyś napisze książkę do końca. Bo ja nawet nie wiem jak się do końca nazywam, ani kim jestem, ani gdzie mieszkam. Ona jest bardziej osobą niż ja. Ona, ta którą tworzę, wierzę, że mnie samą ukształtuje, i nada kierunek mojemu życiu. Ona jest moim najlepszym wyobrażeniem, w które pragnę się zamienić.
Continue Reading

„Pigwa 2017”

Czemu „Pigwa 2017” przetrwała w słoiku do dzisiaj? Czemu mogę ją dodawać do herbaty, albo jeść łyżeczką i nie czuję, że już się do niczego nie nadaje? Mimo że ma już tyle lat. Czemu smakuje tak dobrze, rozpływa się w ustach i wyraźnie czuję jej słodko-kwaśne nuty?

Czy gdybym zamknęła nas w słoiku, też byśmy nadal tak samo smakowali? Czy umielibyśmy ze sobą wytrzymać tyle czasu w zamknięciu? Czy nasze słodko-kwaśne nuty zamieniłyby się w gorycz? Zgniły, spleśniały, albo zostały zjedzone przez robaki? Nie chciałeś być zawekowany, więc zostałam sama w otwartym słoiku, i czuję jak zamieniam się w pył. Mój miąższ usechł, a ja nie mam sił na domknięcie słoiczka, by nie ulegać dalszemu rozkładowi. Nie dopuszczam też żadnego innego dodatku poza tobą, a wiem, że ty wolisz wylądować w słoiku o piękniejszych kształtach, i zmieszać się z bardziej wysublimowanym smakiem. Pozostało mi więc wąchać powietrze w tęsknocie za twoim zapachem, i pogodzić się z rozkładem moich składników. I nabierać czasem na łyżeczkę „Pigwę 2017” na potwierdzenie, że i my mogliśmy przetrwać. Że i my mogliśmy do tej pory cieszyć zmysły.

 

Photo by Jojo Yuen (sharemyfoodd) on Unsp

Continue Reading

Odebrane marzenia

Ludzie żyją po to by spełniać swoje marzenia przez odbieranie ich innym… Wygrywają najsilniejsi emocjonalnie. W dzisiejszych czasach psychopaci żyją jak pączki w maśle. Ja się kurwa nie umiem z tym pogodzić. Walczmy o resztki uczuć. Nie nazywajmy żenującymi naszych słabości, wrażliwości, tęsknot. To dzięki nim jesteśmy jeszcze ludźmi… I to jest w nas właśnie piękne, bo sprawia, że działamy czując, a nie poddając się instynktom i pragnieniu władzy. Ale to w nas zanika, odchodzi w przeszłość jako cecha wydrwiona przez nadczłowieka, który gardzi tym co ckliwe. Tym co delikatne. Jak ciało składające się z cienkiej skóry, z której łatwo wycisnąć pot, łzy i krew…

To zdjęcie łamie serce. Ale coraz mniej jest serc na świecie podlegających złamaniu. Panuje nie-czułość, nie-miłość, nie-ckliwość, nie-tęsknota. Zapanowała już całkiem nie-ludzkość. Czy jak Nietzsche to nazywał – NADLUDZIE. Ostatnie ludzkie serca się łamią, inne już dawno zamieniły się w skałę.

Continue Reading

Jeśli tak bardzo walczymy o wolność, to dajmy ją innym!

Marzy mi się język, w którym odnosimy się z szacunkiem do innych ludzi. Nie ważne jakiej płci, nie ważne jakiej religii, jakiej diagnozy psychologicznej, jakiego koloru skóry, czy jakiej orientacji seksualnej. Bez podziałów na kategorie ludzi. Tam gdzie poprzez pan, czy pani, podkreśla się wagę stanowiska, jakie zajmuje dana osoba (Pani Profesor, Pan Doktor. Pani Kanclerz, Pan Dyrektor.) Ale w którym nie jest to wymagane, bo ważniejsze jest mówienie do siebie po imieniu, tak, wtedy byłoby idealnie – niezależnie właśnie od tego stanowiska, rangi, hierarchii i wieku. W którym zwracając się do kogoś, którego płci, czy też „wagi” jako człowieka mogę nie umieć rozpoznać na pierwszy rzut oka, i nie strzelam końcówką żeńską albo męską, ani formułą „pan/pani” mając 50 % szans, że nie trafię, i że sprawię tej osobie przykrość, również tej osobie, co do której nadużyję sformułowania pan, czy pani, dając jej do zrozumienia, że jest ode mnie starsza, albo zdystansowana, w każdym razie dalsza – a my wszyscy jesteśmy spragnieni bliskości. Którą może nam zapewnić to rozpoczęcie traktowanego każdego innego człowieka jak kolegi, przyjaciela, brata. (…)

Continue Reading

Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM?

Nie pamiętam już, jaki miałam ulubiony kolor. Czy niebieski jak niebo, spokój i smutek? Czy ciemnoczerwony jak wino, w które często patrzyłam odwracając wzrok od życia? A może zielony jak trawa, w której tak bardzo lubię się cała topić? Czy jednak żółty jak słońce, w które teraz patrzę oślepiając zmysł wzroku, bo już nie wierzę moim oczom? I kieruję moje ciało spragnione ciepła do jego promieni, którym jako jedynym pozwalam się pieścić. Nie wiem już sama, czy jestem bardziej spragnione bliskości, czy jednak mocniej się jej boję. Niczego już zresztą nie jestem pewna (…)

A jakie było moje ulubione jedzenie? Pewnie jakieś ciasto? A może jednak jakieś warzywo albo owoc? A może kaszka kukurydziana, czy też puree ziemniaczane? Bo one tak łatwo się przełykają. A przecież od kilku lat mam problemy z jedzeniem, i ze wszystkim co związane jest z życiem. Więc zapomniałam już co to smak. Ważniejsza dla mnie jest lekkość i delikatność, bo nie daję już rady z niczym ciężkostrawnym. Nie mam też odwagi na ostre albo kwaśne smaki. Ukojenie znajduję w mdłości.

Albo ulubione miejsce? Gdzie się ono podziało? Czy to ten plac zabaw, na którym od małego przesiadywałam w piaskownicy, i gdy byłam starsza, paliłam tam papierosy? O, i to tam pierwszy raz się całowałam. Z takim fajnym chłopakiem! Jak on miał na imię? Co się z nim stało?

A może tym moim ulubionym miejscem była jednak ścieżka prowadząca do lasu za moim blokiem, po której dreptałam z moim psem? Ojej, tak przypominam sobie mojego psa! Nikt mnie tak nie kochał jak on. Za nikim tak nie tęskniłam, gdy ktoś kazał mi go porzucić, żeby przeprowadzić się za jego marzeniami.

A jakie były moje marzenia? Kiedy zniknęły?! I jak mogłam im pozwolić aż tak się oddalić? I kim marzyłam, że zostanę gdy dorosnę? Nauczycielką? Bo tak lubiłam panią od polskiego przecież. Boże, ona była dla mnie jak druga mama. Czemu nie byłam na jej pogrzebie?

A może chciałam być pisarką? Tak, pisałam przecież takie długie opowiadania pełne moich najgłębszych pragnień. A czemu teraz nie mogę sobie przypomnieć żadnego pragnienia? Może uznałam, że nigdy ich nie dam rady zaspokoić, i nie ma sensu ich w sobie nosić?

Jak mogłam tak bardzo zagłuszać i unieważniać głos własnego serca? Jak bardzo mogłam oddać swoje życie w czyjeś ręce? Jak mogłam zapomnieć o tylu miejscach i rzeczach, które tak bardzo kochałam? Jak mogłam nie zauważyć zniknięcia tylu osób wokół? Czemu nie wierzyłam w żaden swój ruch, i potrzebowałam czyjejś ręki, żeby mnie ciągnęła za sobą jak worek z przyborami domowymi? I jak mogłam nie zauważyć, że ta ręka, której złapałam, ciągnie mnie dalej i dalej od mojego życia? Komu je oddałam? A nie! Nie, tego nie chcę akurat pamiętać.

Tak bardzo bym chciała przenieść się z powrotem do tego, z czego chciałam ulepić swoje życie, ale ta glina już stwardniała. Mój dawny sen nigdy się nie spełni, bo nie dałam mu się śnić wtedy, kiedy był czas śnienia. Za późno udało mi się obudzić. Z koszmarnej jawy, do której nie chcę wracać. I mam wrażenie, że ciągle w niej jestem. Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM? Czy ja w ogóle jeszcze BĘDĘ?”

Photo by Joshua Sortino on Unsplash

Continue Reading

Nie wolno oddawać własnej wolności. NIKOMU

Kilka dni temu wrzuciłam post z memem, na którym dziecko odpakowuje prezent od dziadka, który niedosłyszy, i zamiast „Minecrafta” dał wnukowi książkę „Mein Kampf” – facebook zablokował ten mem i zabronił mi dodawać zdjęcia przez kilka dni. Nie buntuję się, bo wiem, że to było ostre, ale jednak uważam, że to jest niewłaściwe w naszym świecie, że zamiast ucinać wszelką wiedzę na temat nazizmu, ucina się dostęp do niej, powinno się tłumaczyć, że jego idea polega na przekształceniu teorii socjalizmu, i naginaniu zasad nacjonalizmu i patriotyzmu. Lubię ironizować z trudnych tematów, ale ten akurat jest bardzo trudny. I oczywiście wiem, że niektórzy nacjonaliści uznaliby ten mem jako coś fajnego, a nie jako objaw czarnego humoru. No to już biegnę tłumaczyć, co ja myślę o „nadgorliwych” nacjonalistach, nazistach i w ogóle o odbieraniu wolności jednostek poprzez rządy totalitarne. Które nawet w naszym kraju powoli na swój nowoczesny sposób są wprowadzane, po cichu, w groteskowy często sposób, i mimo to dużo osób się nabiera, że dla naszego dobra. A więc nie, to nie służy wcale dobru jednostek, a dobru ogółu – a to bardzo złe podejście, statystyczne, nie nastawione na naszą podmiotowość. Najjaskrawiej widać w obecnych czasach, co oznacza podporządkowanie jednostkowych wolności pod rządzącego oczywiście w Rosji. Jakim cudem w dzisiejszym świecie, w którym wydawałoby się, powinniśmy być o wieki świetlne od czasów tyranii, nadal poddajemy się tyranom, uznając, że ktoś przecież musi nami rządzić. Ludzie często podporządkowują się pewnemu siebie, pełnemu determinizmu w swoich działaniach, autorytarnemu władcy, nawet gdy wewnętrznie czują niezgodę. Jednak mało kto ma siły się przeciwstawić, wyjść z tłumu poddanych, krzyknąć, że „król jest nagi”, gdy wszyscy udają, że jest wszystko pięknie. (…)

Continue Reading

Czemu miłość tak bardzo traci na wartości?

Jak ciężko jest żyć ze świadomością, że za granicami naszego kraju tyle ludzi cierpi? Tak ciężko, że wolimy się od tego cierpienia oddalać. Jesteśmy uczeni od dziecka, żeby chować emocje: nie płakać, gdy jesteśmy smutni, nie krzyczeć, gdy jesteśmy źli, a nawet by się nie śmiać za głośno, gdy jest nam zbyt wesoło. Żebyśmy tylko nie okazywali za bardzo co czujemy, bo „ludziom tak nie wypada”. I uczymy się całe życie jak oddalać się coraz dalej od naszych odczuć i reakcji fizjologicznych, jak łzy, czy śmiech, stając się coraz bardziej własną abstrakcją. Tworem, który jeśli coś wyraża swoimi emocjami, to w sposób coraz bardziej oddalony od tego, co czujemy. Bo wszystko filtrujemy poprzez zastanowienie, czy tak nam wypada, czy to już będzie świadczyć o naszej śmieszności i słabości. Oddalającej nas od wymogów społecznych co do posłusznej jednostki, zapominającej coraz bardziej o swoich prawdziwych potrzebach i pragnieniach. (…)

Continue Reading

Nie pozwolę zamienić go w nitkę

Wyciągam czasem z szuflady pod łóżkiem twój sweter. Czasem biorę go na spacer, bo tak ciężko mi się samej spaceruje. Kiedy nim się owijam, jest mi od razu raźniej, i przyjemnie jest mi z nim wdychać wiatr, i oglądać zachód słońca. A gdy nie mogę zasnąć, wtulam się w niego, i czuję się całkiem, jakbyś był obok, co daje mi upragniony spokój. A rano, gdy przecieram oczy uświadamiając sobie, ze znów byłeś obok mnie tylko we śnie, wypłakuję w niego kilka litrów łez. Nie wiedziałam, że bawełna ma taką chłonność. (…)

Continue Reading