Starałam się tutaj być szczera do szpiku kości. Walczyłam o uczucia, starając się trafiać w serca ofiarowując swoje emocje gotowane na parze. Czuję jednak, że pora zakończyć tę przygodę. Od kilku miesięcy mam obcięte zasięgi, dostałam informację, że mogę mieć usunięty profil. A ja jestem z tych, co wolą same odejść niż być odepchnięte. Jakoś tak mi się już nie chce dawać niczego więcej z siebie, skoro i tak jest to odbierane jako grafomaństwo i ekshibicjonizm emocjonalny. Tak więc wracam do życia prawdziwego, składającego się z prawdziwych wydarzeń, bez spisu treści. Moje pisanie to tylko słowa rzucane na wiatr. Na kartkach nie dane im było spocząć. Chciałabym być warta utrwalenia, ale nie jestem, więc życzę Wam na odchodne, żebyście przebywali tylko tam i tylko z takimi osobami, które Was cenią i szanują. A jeśli ktoś Wam grozi Waszym unicestwieniem, i wyśmiewa Waszą rację bytu, żebyście umieli się ulotnić jak właśnie to czynię… 😘💗💗💗 Każdy ma swoją historię, żeby była nie trzeba się nią chwalić, ale trzeba ją tworzyć. Twórzcie siebie codziennie, nie oddawajcie siebie innym do końca. Żeby do tego końca nie dotrzeć.
Nazywam się Glory Hole
„Pigwa 2017”
Czemu „Pigwa 2017” przetrwała w słoiku do dzisiaj? Czemu mogę ją dodawać do herbaty, albo jeść łyżeczką i nie czuję, że już się do niczego nie nadaje? Mimo że ma już tyle lat. Czemu smakuje tak dobrze, rozpływa się w ustach i wyraźnie czuję jej słodko-kwaśne nuty?
Czy gdybym zamknęła nas w słoiku, też byśmy nadal tak samo smakowali? Czy umielibyśmy ze sobą wytrzymać tyle czasu w zamknięciu? Czy nasze słodko-kwaśne nuty zamieniłyby się w gorycz? Zgniły, spleśniały, albo zostały zjedzone przez robaki? Nie chciałeś być zawekowany, więc zostałam sama w otwartym słoiku, i czuję jak zamieniam się w pył. Mój miąższ usechł, a ja nie mam sił na domknięcie słoiczka, by nie ulegać dalszemu rozkładowi. Nie dopuszczam też żadnego innego dodatku poza tobą, a wiem, że ty wolisz wylądować w słoiku o piękniejszych kształtach, i zmieszać się z bardziej wysublimowanym smakiem. Pozostało mi więc wąchać powietrze w tęsknocie za twoim zapachem, i pogodzić się z rozkładem moich składników. I nabierać czasem na łyżeczkę „Pigwę 2017” na potwierdzenie, że i my mogliśmy przetrwać. Że i my mogliśmy do tej pory cieszyć zmysły.
Odebrane marzenia
Ludzie żyją po to by spełniać swoje marzenia przez odbieranie ich innym… Wygrywają najsilniejsi emocjonalnie. W dzisiejszych czasach psychopaci żyją jak pączki w maśle. Ja się kurwa nie umiem z tym pogodzić. Walczmy o resztki uczuć. Nie nazywajmy żenującymi naszych słabości, wrażliwości, tęsknot. To dzięki nim jesteśmy jeszcze ludźmi… I to jest w nas właśnie piękne, bo sprawia, że działamy czując, a nie poddając się instynktom i pragnieniu władzy. Ale to w nas zanika, odchodzi w przeszłość jako cecha wydrwiona przez nadczłowieka, który gardzi tym co ckliwe. Tym co delikatne. Jak ciało składające się z cienkiej skóry, z której łatwo wycisnąć pot, łzy i krew…
To zdjęcie łamie serce. Ale coraz mniej jest serc na świecie podlegających złamaniu. Panuje nie-czułość, nie-miłość, nie-ckliwość, nie-tęsknota. Zapanowała już całkiem nie-ludzkość. Czy jak Nietzsche to nazywał – NADLUDZIE. Ostatnie ludzkie serca się łamią, inne już dawno zamieniły się w skałę.
Jeśli tak bardzo walczymy o wolność, to dajmy ją innym!
Marzy mi się język, w którym odnosimy się z szacunkiem do innych ludzi. Nie ważne jakiej płci, nie ważne jakiej religii, jakiej diagnozy psychologicznej, jakiego koloru skóry, czy jakiej orientacji seksualnej. Bez podziałów na kategorie ludzi. Tam gdzie poprzez pan, czy pani, podkreśla się wagę stanowiska, jakie zajmuje dana osoba (Pani Profesor, Pan Doktor. Pani Kanclerz, Pan Dyrektor.) Ale w którym nie jest to wymagane, bo ważniejsze jest mówienie do siebie po imieniu, tak, wtedy byłoby idealnie – niezależnie właśnie od tego stanowiska, rangi, hierarchii i wieku. W którym zwracając się do kogoś, którego płci, czy też „wagi” jako człowieka mogę nie umieć rozpoznać na pierwszy rzut oka, i nie strzelam końcówką żeńską albo męską, ani formułą „pan/pani” mając 50 % szans, że nie trafię, i że sprawię tej osobie przykrość, również tej osobie, co do której nadużyję sformułowania pan, czy pani, dając jej do zrozumienia, że jest ode mnie starsza, albo zdystansowana, w każdym razie dalsza – a my wszyscy jesteśmy spragnieni bliskości. Którą może nam zapewnić to rozpoczęcie traktowanego każdego innego człowieka jak kolegi, przyjaciela, brata. (…)
Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM?
Nie pamiętam już, jaki miałam ulubiony kolor. Czy niebieski jak niebo, spokój i smutek? Czy ciemnoczerwony jak wino, w które często patrzyłam odwracając wzrok od życia? A może zielony jak trawa, w której tak bardzo lubię się cała topić? Czy jednak żółty jak słońce, w które teraz patrzę oślepiając zmysł wzroku, bo już nie wierzę moim oczom? I kieruję moje ciało spragnione ciepła do jego promieni, którym jako jedynym pozwalam się pieścić. Nie wiem już sama, czy jestem bardziej spragnione bliskości, czy jednak mocniej się jej boję. Niczego już zresztą nie jestem pewna (…)
A jakie było moje ulubione jedzenie? Pewnie jakieś ciasto? A może jednak jakieś warzywo albo owoc? A może kaszka kukurydziana, czy też puree ziemniaczane? Bo one tak łatwo się przełykają. A przecież od kilku lat mam problemy z jedzeniem, i ze wszystkim co związane jest z życiem. Więc zapomniałam już co to smak. Ważniejsza dla mnie jest lekkość i delikatność, bo nie daję już rady z niczym ciężkostrawnym. Nie mam też odwagi na ostre albo kwaśne smaki. Ukojenie znajduję w mdłości.
Albo ulubione miejsce? Gdzie się ono podziało? Czy to ten plac zabaw, na którym od małego przesiadywałam w piaskownicy, i gdy byłam starsza, paliłam tam papierosy? O, i to tam pierwszy raz się całowałam. Z takim fajnym chłopakiem! Jak on miał na imię? Co się z nim stało?
A może tym moim ulubionym miejscem była jednak ścieżka prowadząca do lasu za moim blokiem, po której dreptałam z moim psem? Ojej, tak przypominam sobie mojego psa! Nikt mnie tak nie kochał jak on. Za nikim tak nie tęskniłam, gdy ktoś kazał mi go porzucić, żeby przeprowadzić się za jego marzeniami.
A jakie były moje marzenia? Kiedy zniknęły?! I jak mogłam im pozwolić aż tak się oddalić? I kim marzyłam, że zostanę gdy dorosnę? Nauczycielką? Bo tak lubiłam panią od polskiego przecież. Boże, ona była dla mnie jak druga mama. Czemu nie byłam na jej pogrzebie?
A może chciałam być pisarką? Tak, pisałam przecież takie długie opowiadania pełne moich najgłębszych pragnień. A czemu teraz nie mogę sobie przypomnieć żadnego pragnienia? Może uznałam, że nigdy ich nie dam rady zaspokoić, i nie ma sensu ich w sobie nosić?
Jak mogłam tak bardzo zagłuszać i unieważniać głos własnego serca? Jak bardzo mogłam oddać swoje życie w czyjeś ręce? Jak mogłam zapomnieć o tylu miejscach i rzeczach, które tak bardzo kochałam? Jak mogłam nie zauważyć zniknięcia tylu osób wokół? Czemu nie wierzyłam w żaden swój ruch, i potrzebowałam czyjejś ręki, żeby mnie ciągnęła za sobą jak worek z przyborami domowymi? I jak mogłam nie zauważyć, że ta ręka, której złapałam, ciągnie mnie dalej i dalej od mojego życia? Komu je oddałam? A nie! Nie, tego nie chcę akurat pamiętać.
Tak bardzo bym chciała przenieść się z powrotem do tego, z czego chciałam ulepić swoje życie, ale ta glina już stwardniała. Mój dawny sen nigdy się nie spełni, bo nie dałam mu się śnić wtedy, kiedy był czas śnienia. Za późno udało mi się obudzić. Z koszmarnej jawy, do której nie chcę wracać. I mam wrażenie, że ciągle w niej jestem. Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM? Czy ja w ogóle jeszcze BĘDĘ?”
Photo by Joshua Sortino on Unsplash
Nie wolno oddawać własnej wolności. NIKOMU
Kilka dni temu wrzuciłam post z memem, na którym dziecko odpakowuje prezent od dziadka, który niedosłyszy, i zamiast „Minecrafta” dał wnukowi książkę „Mein Kampf” – facebook zablokował ten mem i zabronił mi dodawać zdjęcia przez kilka dni. Nie buntuję się, bo wiem, że to było ostre, ale jednak uważam, że to jest niewłaściwe w naszym świecie, że zamiast ucinać wszelką wiedzę na temat nazizmu, ucina się dostęp do niej, powinno się tłumaczyć, że jego idea polega na przekształceniu teorii socjalizmu, i naginaniu zasad nacjonalizmu i patriotyzmu. Lubię ironizować z trudnych tematów, ale ten akurat jest bardzo trudny. I oczywiście wiem, że niektórzy nacjonaliści uznaliby ten mem jako coś fajnego, a nie jako objaw czarnego humoru. No to już biegnę tłumaczyć, co ja myślę o „nadgorliwych” nacjonalistach, nazistach i w ogóle o odbieraniu wolności jednostek poprzez rządy totalitarne. Które nawet w naszym kraju powoli na swój nowoczesny sposób są wprowadzane, po cichu, w groteskowy często sposób, i mimo to dużo osób się nabiera, że dla naszego dobra. A więc nie, to nie służy wcale dobru jednostek, a dobru ogółu – a to bardzo złe podejście, statystyczne, nie nastawione na naszą podmiotowość. Najjaskrawiej widać w obecnych czasach, co oznacza podporządkowanie jednostkowych wolności pod rządzącego oczywiście w Rosji. Jakim cudem w dzisiejszym świecie, w którym wydawałoby się, powinniśmy być o wieki świetlne od czasów tyranii, nadal poddajemy się tyranom, uznając, że ktoś przecież musi nami rządzić. Ludzie często podporządkowują się pewnemu siebie, pełnemu determinizmu w swoich działaniach, autorytarnemu władcy, nawet gdy wewnętrznie czują niezgodę. Jednak mało kto ma siły się przeciwstawić, wyjść z tłumu poddanych, krzyknąć, że „król jest nagi”, gdy wszyscy udają, że jest wszystko pięknie. (…)
Nie zostawia się w połowie płaczu
Nie zostawia się w połowie płaczu.
Nie omija się półmartwego ptaka.
Nie rzuca się niedopalonego papierosa.
I nie zakopuje się na wpół żywej osoby
licząc, że sama wypali się do końca. (…)
Czemu miłość tak bardzo traci na wartości?
Jak ciężko jest żyć ze świadomością, że za granicami naszego kraju tyle ludzi cierpi? Tak ciężko, że wolimy się od tego cierpienia oddalać. Jesteśmy uczeni od dziecka, żeby chować emocje: nie płakać, gdy jesteśmy smutni, nie krzyczeć, gdy jesteśmy źli, a nawet by się nie śmiać za głośno, gdy jest nam zbyt wesoło. Żebyśmy tylko nie okazywali za bardzo co czujemy, bo „ludziom tak nie wypada”. I uczymy się całe życie jak oddalać się coraz dalej od naszych odczuć i reakcji fizjologicznych, jak łzy, czy śmiech, stając się coraz bardziej własną abstrakcją. Tworem, który jeśli coś wyraża swoimi emocjami, to w sposób coraz bardziej oddalony od tego, co czujemy. Bo wszystko filtrujemy poprzez zastanowienie, czy tak nam wypada, czy to już będzie świadczyć o naszej śmieszności i słabości. Oddalającej nas od wymogów społecznych co do posłusznej jednostki, zapominającej coraz bardziej o swoich prawdziwych potrzebach i pragnieniach. (…)
Nie pozwolę zamienić go w nitkę
Wyciągam czasem z szuflady pod łóżkiem twój sweter. Czasem biorę go na spacer, bo tak ciężko mi się samej spaceruje. Kiedy nim się owijam, jest mi od razu raźniej, i przyjemnie jest mi z nim wdychać wiatr, i oglądać zachód słońca. A gdy nie mogę zasnąć, wtulam się w niego, i czuję się całkiem, jakbyś był obok, co daje mi upragniony spokój. A rano, gdy przecieram oczy uświadamiając sobie, ze znów byłeś obok mnie tylko we śnie, wypłakuję w niego kilka litrów łez. Nie wiedziałam, że bawełna ma taką chłonność. (…)