Nie zostało mi nic po Tobie

Nie zostało mi nic po Tobie.
Jest tylko tykanie zegara,
które kiedyś chcieliśmy zatrzymać,
a teraz uświadamia mi,
ile to już zdołałam przeżyć godzin każdego dnia (…)


I zmieniająca się data w kalendarzu.
I pory roku.
Zadziwia mnie, że tyle czasu może minąć bez żadnego sensu.
Bez żadnego celu.

Oraz światełko dostępności na messengerze.
Wpatruję się w nie marząc,
by czas przesunął się już do końca świata
gdy taplam się w bezmyślnym zatopieniu
w tym moim tunelu z zielonym światełkiem.
Bo nie mam sił iść gdziekolwiek sama.
I za bardzo pamiętam, gdy to światełko świeciło się TYLKO DLA MNIE,
by móc znieść, że teraz
dla kogokolwiek innego.
To była moja latarnia,
do której zawsze mogłam wrócić z morza najgorszych nawet przeżyć.

Nie mam teraz już naprawdę niczego po Tobie.
Nawet jednego zdjęcia,
i ani jednej muszelki,
które ze śmiechem wsadzałeś mi często do kaptura.
Ani jednego włosa,
i ani jednego zapachu na żadnej bluzce,
na których kiedyś znajdowałam Twoje dowody istnienia wplątane w bawełnę
po intensywnej reakcji naszych ciał.
Zgubiłam też guzik,
który trzymałam na pamiątkę naszego pierwszego spotkania,
który odpadł od mojego swetra,
gdy niechcący zahaczyłeś o niego i o moje życie
guzikiem od swojej koszuli.
Ten guzik boli mnie najbardziej.
Jak ostatnia deska ratunku naszego przeznaczenia
– zagubiona zaczepka losu.
Razem z guzikiem i mnie wyrwałeś z mojego dobrze zapiętego swetra.
Ale niestety też się zgubiłam.
I nie wiem gdzie jestem.

Zatrzymuję wzrok na rzeczach,
na które też kiedyś patrzyłeś,
ciągle nie rozumiejąc,
jak mogłeś patrząc na to samo
widzieć co innego?!
I jak przeżywając to samo co ja,
mogłeś czuć jednak zupełnie inaczej…?
Nie wierzę już własnym zmysłom,
ani własnym urojeniom.
Kołyszę się tuląc skulone z zimna nogi
których mi szkoda,
że muszą same gdzieś iść.
Bo iść gdzieś wypada.
Próbuję przypomnieć sobie
jak to jest być kochaną.
I zastanawiam,
czy warto szukać miłości,
skoro gdy ona umiera,
to umiera jakaś kolejna nasza część.
A ja już nie mam za dużo części.
Ja już się z niczego prawie nie składam.

Goniłam tak długo Twoją marę
aż w końcu upadłam na twarz.
I już nie wstałam na równe nogi.
Za bardzo się połamałam
i za dużo straciłam krwi i łez.

Jedynym dowodem na Twoje istnienie
są teraz moje krwawiące kolana,
krwawiące usta,
krwawiące serce.
Które raczej się już nie zrośnie.

Rany wewnętrzne tak źle się goją.
Od nich naprawdę można umrzeć.

Photo by Alexander Krivitskiy on Unsplash

 

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.