„Imię: Julka. Wiek: 37 lat, płeć: żeńska, stan cywilny: rozwódka. Stan emocjonalny: bardzo, bardzo rozedrgany. Poziom poczucia samotności: 200 %. Znaki szczególne: małe piersi i większy od nich brzuch, wystający spod nich z zazwyczaj ciasno dopiętych dżinsów, obsesja na punkcie odchudzania. Waga: 64 kg. Uzależnienia: od papierosów i „Pewnego Kogoś”, o imieniu Piotrek. Chociaż lepiej pasuje mu zdrobnienie: Piotruś. No – bo bardzo przypomina Piotrusia Pana – związkofoba i emocjonalnego popaprańca. (…)
Nie wyjmuj mi z ust tego, czym mnie karmisz
Byłam taka spragniona i głodna.
Podałeś mi gorzką herbatę,
którą parząc się, popijałam lęk,
czekając aż zasugerujesz jak dawniej,
że na mnie już pora (…)
Wyrzucasz mnie z pamięci, zanim nawet stanę się wspomnieniem…
Pachniesz piwem zmieszanym z twoim zapachem. Wiatr szarpie firankami. To przeciąg, bo otworzyłeś balkon, a przecież w kuchni są otwarte okna. Masz tak sprawne dłonie. Obracasz mnie jak naleśnikiem. Kręci mi się w głowie od zmian pozycji, i twojej gonitwy do końca tego spotkania, które przyspieszasz zdecydowanymi ruchami. Boję się trzaśnięcia drzwi balkonowych, i że pęknie szyba. Myślę, że wtedy byś wstał ze mnie i skończyłyby się te moje chwile uniesień, które dla ciebie są jedynie chwilami twojej słabości dla zwykłego naleśnika. A ty nie lubisz być słaby. Nie lubisz poddawać się instynkom i uczuciom. (…)
Czy twój smak miałby inny kształt?
Nic nie mija. Wszystko stoi w miejscu, i nawet jeśli się zmienia, to wyrasta na tym, co było, albo na wieczność zostaje pod spodem. Czasem udaje się temu, co głęboko, wydostać na słońce. I ożyć.
Znów myślałam, że może zostanę chwil kilka na powierzchni moich marzeń, kiedy wyciągnęłam się za włosy spod ciężkiej ziemi. Ale pokryła mnie znów zimna ciemność ciszy. (…)
Pogodzić się ze łzami
Leki zaczęłam brać, gdy przestałam sobie radzić z poczuciem samotności. Chciałam zapanować nad pustką we mnie, i przestać cierpieć z braku bliskości ludzi, na których mi zależało. Zawsze dostosowywałam się do innych – ustępowałam miejsca, zgadzałam się na czyjeś warunki i czyjeś propozycje, nie wczuwając się w samą siebie. W to, czy robię rzeczy zgodnie ze sobą samą, czy spędzam czas tam i z kim chcę, wybieram pracę w moim stylu, a nie w takim, w jakim inni mogą mnie docenić. I tak całe życie. (…)
Ciężar jakim jest życie
Boję się wchodzić na wagę, bo wiem, że ważę za dużo. Każde moje zmartwienie liczy co najmniej dziesięć kilo. Dzisiaj się odważyłam. I myślę, że moja waga nie działa – to niemożliwe, że ważę tylko sześćdziesiąt kilogramów. Chociaż może jeśli stoję bez wdychanego powietrza, wtedy gdy wydycham to, co zalega mi w płucach, może rzeczywiście ważę kilkadziesiąt kilogramów. Wtedy gdy część moich ciężarów unosi się w powietrzu po moim wydechu, wtedy nie ważę ponad stu kilogramów, z których czuję, że się składam, i pod nimi codziennie załamuję. (…)
„Odebrany oddech” (fragment pierwszy)
A więc tak… Nie wiem co dalej, ale na razie po będę tutaj odkrywać coś, co ze mnie wyciekło jakiś czas temu. Dziękuję firmie OhStone, tej od dild i jajek yoni z kamieni szlachetnych, za wsparcie projektu – pisania w sieci <3
I po troszku karta za kartą, będę odkrywać to, co dotąd skrywałam przed Wami 🙂
„PROLOG
Jestem podarta. Jak ta książka, która nie powinna powstać. Bo jej zakończenie już nie będzie szczęśliwe, choć tak planowałam. Niczego nie wolno planować. Nawet książek. Zawsze coś może wyskoczyć, co zmieni bieg wydarzeń udowadniając nam, że nie jesteśmy nieomylni. Że sami nie decydujemy o naszym życiu. Że również też coś poza nami wpływa na to, co robimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy. A nawet na to, o czym piszemy… My możemy się starać nadać jakiś bieg wydarzeń, ale to nie zawsze wystarczy, żeby to, do czego dążymy, nam wyszło. I najgorsze jest chcieć czegoś mocno, najmocniej, i tego nie otrzymać mimo największych starań.
Ja już wiem, jak to jest. Bardzo dobrze wiem.
Tlę w sobie skrytą nadzieję, że może jeśli w życiu nie spełniły się nasze marzenia, to los sam nas wynagrodzi czymś nawet piękniejszym niż to, na co mieliśmy nadzieję. Czymś, o czego zaistnieniu nawet nie myśleliśmy, że mogłoby być realne. Czasem trzeba spokojnie poczekać na coś, co samo na naszą drogę wejdzie. I nas zaskoczy. Niespodzianki potrafią być piękniejsze od marzeń. I chociaż marzymy o najcudowniejszych obrotach losu, to nadajemy im w naszej wyobraźni zawsze jednak jakiś obraz. A czasem właśnie ten niezdefiniowany kształt naszych marzeń, jest najpiękniejszy. Musimy tylko dać się mu uwieść. I zauważyć, że coś, co nas spotyka, jest najpiękniejszym prezentem od losu.
Tylko ciężko jest w to uwierzyć, kiedy cały czas pokładało się wiarę w coś innego, z czego trzeba rezygnować.
Nie chcemy w życiu błądzić, ale czasem jak zboczymy w jakieś uboczne miejsca, to możemy to potraktować jak przygodę i doświadczenie, które nas w pewien sposób określa. Daje nam negatywną definicję nas samych, czyli charakteryzuje nas poprzez to, czym nie chcemy być, z kim nie chcemy być, i czego nie chcemy robić. I upewnienie się, w którą stronę chcemy iść. Z tych bezdroży. I nakierowanie się na poszukiwanie swojej pozytywnej definicji własnej osoby… Tej, której nie bylibyśmy byli pewni, gdybyśmy nie zeszli z utwardzonej drogi prowadzącej dokądś. Dobrze jest więc czasem zabłądzić. Poznać zakamarki naszego niechcenia, utwierdzające nas w tym, czego pragniemy.
Tak sobie myślę, że może… Może inne zakończenie książki następuje po jej napisaniu… A nawet, że książka nigdy się nie kończy, ani nigdy nigdzie nie zaczyna. Bo ona zasadza się na jakiejś historii, która ma swoją jeszcze wcześniejszą, jak i dalszą historię. I zawsze jest jakiś ciąg dalszy. I ten ciąg dalszy NASTĄPI. Musi nastąpić! A ja się skleję. Na pewno się skleję!”
Glory Hole
Część dalsza nastąpi. Na pewno nastąpi 😉
Ten z listów i zdjęć
Uczę się ciebie z nieostrej jakości zdjęć.
Z ujęć twojego sposobu trzymania dłoni na moim boku.
Także ze słów, które zostały przez ciebie napisane,
którym nie możesz odebrać rzeczywistości trwania,
tak jak naszym splotom szeptów i ciał,
którym nadałeś sens przypadku.
Nie możesz się wyprzeć tego wzroku,
którym mnie obejmowałeś.
Ciągle sobie ciebie zbliżam i oddalam,
starając się przekonać samą siebie,
że sobie tego wszystkiego jedynie nie wyobrażałam.
Uczę się twoich dawnych zwrotów i dawnych spojrzeń,
bym kiedyś się nie pomyliła, że twój głos i wzrok
należy do mnie, jeśli się na nie natknę gdzieś po drodze,
gdy znów przypadkiem potrącę ciebie przechodząc obok
na moich wiecznie chwiejących się nogach,
szukających powodu dla rąk,
by się ciebie chwycić w locie dotknięć.
I nie upaść z hukiem o ziemię.
Muszę nauczyć się odróżniać ciebie – tego ze zdjęć i z listów,
od tego, który z nich wyszedł i nigdy już do nich nie wrócił.
Photo by Alexander Grey on Unsplash
Nikt nie ma prawa rządzić Twoim życiem
