Jakiś fragment jakiejś tam całości – ZAPISKI MATKI KURWA POLKI, fragm.2

„Imię: Julka. Wiek: 37 lat, płeć: żeńska, stan cywilny: rozwódka. Stan emocjonalny: bardzo, bardzo rozedrgany. Poziom poczucia samotności: 200 %. Znaki szczególne: małe piersi i większy od nich brzuch, wystający spod nich z zazwyczaj ciasno dopiętych dżinsów, obsesja na punkcie odchudzania. Waga: 64 kg. Uzależnienia: od papierosów i „Pewnego Kogoś”, o imieniu Piotrek. Chociaż lepiej pasuje mu zdrobnienie: Piotruś. No – bo bardzo przypomina Piotrusia Pana – związkofoba i emocjonalnego popaprańca. (…)

Continue Reading

„Odebrany oddech” (fragment pierwszy)

A więc tak… Nie wiem co dalej, ale na razie po będę tutaj odkrywać coś, co ze mnie wyciekło jakiś czas temu. Dziękuję firmie OhStone, tej od dild i jajek yoni z kamieni szlachetnych, za wsparcie projektu – pisania w sieci <3

I po troszku karta za kartą, będę odkrywać to, co dotąd skrywałam przed Wami 🙂

„PROLOG

Jestem podarta. Jak ta książka, która nie powinna powstać. Bo jej zakończenie już nie będzie szczęśliwe, choć tak planowałam. Niczego nie wolno planować. Nawet książek. Zawsze coś może wyskoczyć, co zmieni bieg wydarzeń udowadniając nam, że nie jesteśmy nieomylni. Że sami nie decydujemy o naszym życiu. Że również też coś poza nami wpływa na to, co robimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy. A nawet na to, o czym piszemy… My możemy się starać nadać jakiś bieg wydarzeń, ale to nie zawsze wystarczy, żeby to, do czego dążymy, nam wyszło. I najgorsze jest chcieć czegoś mocno, najmocniej, i tego nie otrzymać mimo największych starań.

Ja już wiem, jak to jest. Bardzo dobrze wiem.

Tlę w sobie skrytą nadzieję, że może jeśli w życiu nie spełniły się nasze marzenia, to los sam nas wynagrodzi czymś nawet piękniejszym niż to, na co mieliśmy nadzieję. Czymś, o czego zaistnieniu nawet nie myśleliśmy, że mogłoby być realne. Czasem trzeba spokojnie poczekać na coś, co samo na naszą drogę wejdzie. I nas zaskoczy. Niespodzianki potrafią być piękniejsze od marzeń. I chociaż marzymy o najcudowniejszych obrotach losu, to nadajemy im w naszej wyobraźni zawsze jednak jakiś obraz. A czasem właśnie ten niezdefiniowany kształt naszych marzeń, jest najpiękniejszy. Musimy tylko dać się mu uwieść. I zauważyć, że coś, co nas spotyka, jest najpiękniejszym prezentem od losu.

Tylko ciężko jest w to uwierzyć, kiedy cały czas pokładało się wiarę w coś innego, z czego trzeba rezygnować.

Nie chcemy w życiu błądzić, ale czasem jak zboczymy w jakieś uboczne miejsca, to możemy to potraktować jak przygodę i doświadczenie, które nas w pewien sposób określa. Daje nam negatywną definicję nas samych, czyli charakteryzuje nas poprzez to, czym nie chcemy być, z kim nie chcemy być, i czego nie chcemy robić. I upewnienie się, w którą stronę chcemy iść. Z tych bezdroży. I nakierowanie się na poszukiwanie swojej pozytywnej definicji własnej osoby… Tej, której nie bylibyśmy byli pewni, gdybyśmy nie zeszli z utwardzonej drogi prowadzącej dokądś. Dobrze jest więc czasem zabłądzić. Poznać zakamarki naszego niechcenia, utwierdzające nas w tym, czego pragniemy.

Tak sobie myślę, że może… Może inne zakończenie książki następuje po jej napisaniu… A nawet, że książka nigdy się nie kończy, ani nigdy nigdzie nie zaczyna. Bo ona zasadza się na jakiejś historii, która ma swoją jeszcze wcześniejszą, jak i dalszą historię. I zawsze jest jakiś ciąg dalszy. I ten ciąg dalszy NASTĄPI. Musi nastąpić! A ja się skleję. Na pewno się skleję!”

Glory Hole

Część dalsza nastąpi. Na pewno nastąpi 😉

 

Continue Reading

Jestem człowiekiem. Nikim więcej

Rety, wystarczyło, że wczoraj wrzuciłam sprośny post oznaczając źródło (Gazeta Wyborcza), a tu jakaś banda wyzywaczy wlazła, i po mnie, i po LGBT, i po kobietach, jeżdżąca. Nie po raz kolejny zostałam zwyzywana od najgorszych (delikatnie mówiąc), ale w ogóle dostało się feministkom, gejom, lewakom. (Facebook zablokował trochę tych najstraszniejszych komentarzy).

HEJO, TROLLE! Czemu szufladkujecie ludzi jako gorszych tych, którzy mają UCZUCIA, EMPATIĘ, którzy CENIĄ WOLNOŚĆ, i SZANUJĄ INNYCH? (…)

Continue Reading

Już rozumiem, co to znaczy, że człowiek składa się z bólu…

Obiecałam tutaj komuś z Was, że dam w końcu zdjęcie mojej dupy, gdy pisałam o jej bólu. Ale sorry, zamiast tej dupy dam tu zdjęcie moich nóg. Bo to one mnie tak szczerze bardziej bolą od tej dupy.

O bólu często piszę, bo się trochę w nim topię, i krzyczę sobie tymi słowami wydobywającymi się z tego bólu.

Próbowałam już wiele rzeczy na fibromialgię: leki, witaminy, antydepresanty, psychoterapię, dietę jakąś kuźwa (Whole 30 – nie, nie pomogła, szkoda czasu, nawet schudnąć trudno na niej, gdy się nie ma sił ruszać. A żyć na warzywach i owocach jednak ciężko, gdy się chce te siły właśnie mieć). Najlepszy dla mnie jest Neurovit z mega dawką b12, normalnie mogłabym występować w jego reklamie za free z wdzięczności. A jak fatalnie boli, to cóż, leki na zwiotczenie mięśni.

Kriokomora to była fajna przygoda, gdzie nabawiłam się małych odmrożeń widocznych na zdjęciu, ale na bóle stawów i mięśni nie pomogła. A niby powinna.

W końcu trafiłam do poradni bólu, do hospicjum. Trochę mnie to zdołowało, gdzie ja tam – taka przecież nieonkologiczna. Ale w końcu myślę, kurde każdy z nas cierpi na śmiertelność. Czemu mam się wystrzegać takich miejsc? Jak ma coś pomóc, to czemu mam udawać, że nie, nie to nie ja, ja to przecież na dyskotekę powinnam iść, a nie tutaj… I zaczęłam tu swoją zabawę w akupunkturę walcząc tu z bólem. I kurde, kurde, niech to będzie trafione zatopione. Bo „ja chcę biegać, skakać, latać, pływać!!!! W tańcu w ruchu wypoczywać!” I każdego zachęcam, żeby walczyć o zdrowie. Nie udawać, że jesteśmy nieśmiertelni. Nie zachlewać problemów, nie zapominać imprezami, pracą, przypadkowym seksem, żeby tylko nie czuć się do niczego przywiązanym. Za nic odpowiedzialnym. Oderwanym od rzeczywistości. Nie uciekać od tego co ostateczne, tylko temu się przeciwstawiać. Opór stawiać chorobom, nie pozwalać im być w nas udając, że ich nie ma. Życie to tak naprawdę codzienna walka o przetrwanie, wojna z chorobami, i logistyczna gra z przypadkami losu. 

Człowiek składa się z bólu. Dopiero zrozumiałam tę dwuznaczność… I nie, NIE CHCĘ się z niego składać! Ani być przez niego składana…

Skąd się we mnie wziął ten cholerny ból? Z zewnątrz… Bolą mnie ludzkie słowa, spojrzenia, docinki. Boli mnie wojna, boli mnie odbieranie wolności. Boli mnie cynizm, nienawiść. Ludzki egoizm. I niestety na to nie widzę antidotum. Marzy mi się tylko czasem, żeby przestać czuć. Życie byłoby takie łatwe, gdyby nie czuło się ani własnego bólu, ani czyjegoś. Ale czy chciałabym przestać być człowiekiem? Czy to właśnie uczucia nie są w człowieku najpiękniejsze? Mimo że to przez nie właśnie, tak bardzo człowiek cierpi…

Continue Reading

Od pisania najbardziej boli dupa

Tak się Wam tylko zwierzę, że od pisania najbardziej boli DUPA. Nie palce, nie głowa. A dupa. Bo jak piszesz, to siedzisz w tym samym miejscu, czując swoją wysiedzianą samotność, podczas gdy inni radośnie zapierdalają nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, gardząc tymi, co nie potrafią tak samo w podskokach omijać to, co ja wysiaduję. Jak kura swoje jajka. Czy też jak ja te moje „pisanki”.

I serce jeszcze mnie trochę boli. Trochę bardzo, bym nawet powiedziała. Bo lubię sobie w nim majstrować długopisem. I wyjmować naczynka krwionośne na kartki.

Ale coś tam piszę, i piszę. I poprawiam, poprawiam. Mimo bólu serca. Mimo bólu dupy. Mam nadzieję, że ten ból nie pójdzie sie jebać. Ból przecież służy do rodzenia.

Jeszcze będzie pięknie. Jeszcze będzie życie. Albo chociaż książka. Jeszcze tylko trochę. Obiecuję to na ból mojej dupy!

Photo by delfi on Unsplash

Continue Reading

Pozostańy LUDŹMI dla ludzi

Od dziecka uczymy się, jak być lepszymi od innych. Nasza pozycja społeczna zależy od naszego wykształcenia, stanu majątku, wysublimowanych zainteresowań. Prześcigamy się w posiadaniu rzeczy i w osiąganiu sukcesów. I ciężko nam samym nie patrzeć z zawiścią i zazdrością na tych, którzy więcej mają, i z pogardą na tych, którzy nam nie dorównują, nawet jeśli ich pozycja startowa jest nierówna naszej. (…)

Continue Reading