Jeśli nie pasuję do twojego życia, to chociaż do twoich snów

A jeśli kiedykolwiek mnie sobie przyśnisz, to tak, żebym wyglądała ładnie. Żebym włosy miała długie i rozpuszczone, bez papilotów, tak jak widziałeś mnie ostatnio…. I żebym miała na sobie tę długą letnią białą sukienkę. A nie jak zwykle byle jakie dresy. I żeby ta sukienka podkreślała wcięcie w mojej talii, takie jak miałam kiedyś, kiedy nawet mnie nie znałeś. Tyle razy mówiłeś, że szkoda, że wtedy się nie poznaliśmy, bo wszystko potoczyłoby się inaczej. Wszystko… (…)

Continue Reading

Do utraty dźwięku

Nigdy nie wiem, gdy wchodzę do Ciebie, czy mam zdjąć tylko kurtkę, czy od razu też spodnie. Nie chcę tracić Twojego czasu na to, czego nie chcesz. A Ty czasem wolisz mnie w ubraniach, a kiedy indziej bez. Ale nigdy nie masz prawie wcale czasu na mnie ani nagą, ani ubraną. Upewniam się po Twoim wzroku, czy błądzi po moim ciele szukając do niego dostępu, czy unika swojego zagubienia i woli bym nie wychylała się spod powierzchni bawełny, w jaką jestem owinięta po szyję, jak bandażem, który opatruje moje rany. (…)

Continue Reading

Rzeczowniki NIE MAJĄ PŁCI, one mają tylko RODZAJ

Gdy wrzuciłam ostatnio tekst o moich odczuciach językowych dotyczących feminatywów, opisując, że nie czuję się komfortowo nadając niektórym rzeczownikom końcówki żeńskie, dowiedziałam się od walczących o ich implementację femiistek, że jestem: idiotką, niedouczoną i niedoinformowaną ignorantką, że nie znam się NA NICZYM, że lepiej, żebym się w ogóle nie wypowiadała, i zachowała sobie swoje myśli. No i tym podobne. Tekst mój podrzuciłam na grupy feministyczne, z nadzieją, że wywiąże się z tego konstruktywny dialog, i że pomogę może niektórym osobom oswobodzić się z poczucia przymusu stosowania feminatywów nawet wtedy, gdy tej osobie to zupełnie nie pasuje, i średnio przechodzi przez gardło, ale robi to w imię jakichś idei, które nie zawsze do końca też czuje. A ja nie znoszę, jak się coś robi w imię jakichkolwiek idei. Bo to odbiera osobistą wolność. Podobnie zwyzywana jak teraz, byłam jedynie przez nazistów, gdy za pierwszym razem wrzuciłam tekst o Polsce, o tym, że źle się czuję w ujarzmionym kraju, porównując to do tego, jak czułabym się w ujarzmionym związku: https://matkakurwapolka.pl/jestem-polka-i-to-boli/ Wtedy bałam się ujawniać twarz, a teraz też coraz bardziej boję się braku anonimowości. I jeśli to co piszę, komukolwiek przynosi na myśl, że propaguję nienawiść do kobiet, bo zarzucono mi mizoginizm, to należy zmienić absolutnie myślenie. Jeśli sprzeciwiam się narzucanym ideom, i walce o coś, z czym się nie zgadzam, to nie znaczy przecież, że nienawidzę osób, która wyznają daną prawdę. Chcę jedynie poszerzyć horyzonty takich osób o inne spojrzenia, i zwrócić uwagę na pewne aspekty, gdzie podstawą ma być tolerancja i szacunek wobec innych. (…)

Continue Reading

Pomylenie

Zastanawiam się, jak bardzo mogę się jeszcze upokorzyć. Położyłam się przy twoim łóżku, byś mógł rano po mnie przejść do dalszej części dnia. A przed snem mógł na mnie zostawić swoje kapcie i ubrania. Leżę tu i czekam zawsze aż wrócisz z pracy, a potem z siłowni, albo kina, czy imprezy. (…)

Continue Reading

Niech ktoś to wreszcie powie o feminatywach

Proszę o wyrozumiałe przeczytanie tego tekstu. Chciałabym pokazać, że feminatywy potrafią wyrządzać krzywdę zarówno ludziom, jak i językowi. Katarzyna Nosowska raz się wychyliła w tej sprawie, gdzie wyraziła wręcz jedynie swoje odczucia, a nie głębokie myśli, które by może te odczucia wyjaśniły, i oberwała za szczerość. A ja nie mogę uwierzyć, że żaden językoznawca nie zabiera podobnego stanowiska, tylko każdy myśli, że z uwagi na prawa kobiet, należy tak drastycznie, i sztucznie zmieniać język. Bo ktokolwiek teraz się wypowie przeciwko feminatywom może okazać się skostniały w swoich poglądach i uprzedzony wobec kobiet. Nie sądzę, że jestem skostniała w swoich poglądach, a uprzedzona jestem jedynie wobec ludzi, a nie kobiet – którzy są nieustępliwi, napastliwi, chamscy i narcystyczni. (…)

Continue Reading

Kto nie czeka na zyski z każdego człowieka?

Czasem ktoś mnie prosi, żebym udostępniła na swoim blogu czyjeś a to memy, a to dla odmiany zbiórki na chorych, a to jakieś teksty, które ktoś ma na swojej stronie, albo grupie. I wiedząc o tym, że łatwo jest stracić panowanie nad stroną i zaufanie ludzi, którzy tu się zgromadzili, staram się nie mieszać moich tekstów z pewnego rodzaju reklamą innych stron. Nawet miałam dylemat, czy samej założyć patronite albo „kup mi kawę”, bo wydaje mi się, że niektórzy mogą to uznać za żebranie. Poza tym wolę promować własne produkty – i skoro założyłam z bratem sklep www.ohstone.pl to jedyne do czego namawiam, to do kupna szlachetnych kamieni, bo akurat na kamieniach i na tantrze trochę się znam, i szczerze lubię te rzeczy. I stwierdziłam, że co lepszego mogę sprzedawać prowadząc takiego bloga jak nie dilda czy jajka yoni? 😉 Nie chcę być jednak nachalna w tej sprzedaży – po prostu tu sobie piszę, a tam sobie sprzedaję. I nie czuję, że kogokolwiek naciągam, najwyżej namawiam, i nigdy nie oszukuję ani na jakości, ani na cenie. Zwyczajnie stosuję się do mojej ulubionej maksymy, by traktować innych tak samo, jak sama bym chciała być traktowana. I sprzedawać też tylko to, co sama bym chciała kupić.

Raz udostępniłam czyjś tekst o przemocy na mojej stronie, i zagadałam osobę, która najpierw poprosiła mnie o taką możliwość. Napisałam jej, że to co napisała rozumiem, bo sama coś podobnego przeżyłam, i że dlatego wrzuciłam na swoją stronę. Nie tylko nie poczułam żadnej wdzięczności za udostępniony tekst, bo ona po prostu uważała, że pewnie cały świat powinien ją doceniać i udostępniać, i pewnie mój blog nic dla niej nie znaczył, był jedynie środkiem do celu czyli rozpowszechnianiu własnej zajebistości. Ale do tego w odpowiedzi na moją prywatne wynurzenie otrzymałam wiadomość: „Kup mi kawę, to wtedy pogadamy, bo nie mam czasu”. I poczułam się kopnięta w dupę. I zobaczyłam jak ludziom pewnym siebie dobrze idzie to wykorzystywanie tych źródeł finansowania pisania. Jakby nigdy nic. Ja tu się cykam, żeby nie być zbyt nachalna, gdy promuję cokolwiek, a dostaję w ryja za moją bezczelność, że tracę czyjś czas swoimi prywatnymi przemyśleniami. Przecież wszystko w dzisiejszych czasach robi się pod publikę. A jak nie, to trzeba zapłacić za czyjś poświęcony czas.

Nie umiem w takie rzeczy. Nie umiem w zarabianie za wszelką cenę. Nie rozumiem dzisiejszych ludzi. Wolę bawić się w samotność. Wolę w dilda i jajka yoni. Niż w „daj mi kasę za rozmowę”. Bo słowa powinny być bezinteresowne. Powinno się pomnażać słowa by zwiększać ich wartość i wartość swoich myśli.

Gdzie się podziały te dawne spotkania rozmowy do rana dające po prostu do myślenia? Gdzie te spotkania literackie, przy których co chwilę nie prosimy o kupno naszego tomiku? Gdzie te naturalne interakcje się podziały? Nie tylko literatów, ale w ogóle ludzi? Gdzie są ludzie wśród tych wszystkich marketerów?

Do kogo mogę napisać, żeby nie tracić czyjegoś czasu? 

Kto nie czeka na zyski z każdego człowieka?

Continue Reading

Jabłko zbyt daleko od jabłoni

Jestem jabłkiem, które upadło daleko od swojej jabłoni. I poturlałam się jeszcze dalej. To zabawne, że ludziom smakuje bardziej to co ma znakomitą markę i jest obrandowane dobrym drzewkiem. A to, co jest niewiadomego pochodzenia, czy co jest mieszanką różnych smaków, wydaje się mniej szykowne, i łatwiej tym się pluje, albo używa jako paszę dla świń. Że też ludzie nie umieją rozpoznawać czyjejś wartości nie po nazwisku, nie po odmianie, nie po rasie, a po samym czystym smaku osoby, jej dobru, jej chęci i dążeniu do bycia nieskończenie dobrym jabłkiem. (…)
Continue Reading

Jak obchodzę Twoje urodziny

Upiekłam Ci mały tort. Najlepiej jak umiałam, a chyba wiesz, że nie jestem w tym za dobra. Do pieczenia jego spodu podchodziłam trzy razy, bo dwa razy spaliłam bezę. Krem zrobiłam z bitej śmietany z dodatkiem kakao. Przełożyłam bezę nim oraz dżemem z czerwonej porzeczki, który zrobiłam sama z owoców, które zebrałam w ogródku. Pamiętasz, gdy jadłam je garściami, a ty się krzywiłeś, że takie kwaśne? I tutaj pod tym oknem za krzakami porzeczki rozebrałeś mnie i nie mogliśmy się od siebie oderwać? Bojąc się, że jakiś sąsiad może nas zauważyć. (…)

Continue Reading

Dlaczego nas tak ciągnie do rzeczy?

Od kilku lat nie podchodziła do mężczyzn na odległość większą niż jeden metr. Większość się jej bała, reszta lekko brzydziła. Kojarzyli ją z domem pełnym dzieci i zwierząt, a jej ciało ze zniszczeniem poporodowym, zaniedbaniem związanym z poświęceniem wszystkim innym poza nią samą. A wiadomo, że takie, które nie mają czasu ani kasy na aerobik i kosmetyczkę, nie kręcą. Omijali ją na trzeźwo, a po kilku głębszych tylko czasem mylili z zachcianką wartą zachodu do jej przepełnionego zabawkami domu, wtedy gdy ona z grzeczności pytała, czy mają ochotę do niej wpaść, zapominając, że to oni pierwsi powinni ją zapraszać, i że ona nie musi się im tłumaczyć z ilości podopiecznych i z oczywistego z nim związanego bałaganu. (…)

Continue Reading

Czy można złapać marzenie w dłonie tak by ono nie prysło?

Ten rok był rokiem moich wielkich strat. Straciłam nadzieję na przeprowadzkę do wymarzonego domu. Straciłam zaufanie do kilku ważnych dla mnie osób. Straciłam tatę… Zrezygnowałam z wielu rzeczy, godząc się już, że nie znajdę na nie miejsca w życiu. Zdałam sobie sprawę, że umiem już idealnie przeżywać straty. Nic tak nie uczy pokory jak kolejne minusiki przy liście pragnień. O dziwo moje marzenia nie obniżają lotów nawet jeśli się ich wyrypie milion pięćset. Nie, ja ciągle kur*a marzę. Tylko to mi dobrze wychodzi. Potrafię w nie-rzeczywistość. Potrafię w niespełnialność mimo dążenia do spełnienia, co utrzymuje marzenia ciągle w tym iluzorycznym świetle. To jak moja osobista fatamorgana, droga do celu, który ciągle się przesuwa, i do którego nie mam sił dojść. Spełnione marzenia przestają być nimi. Stają się jedynie wypełnieniem pięknego planu wraz z oddaleniem tej pięknej wizji, która w dotyku i smaku już nie jest taka sama, co była w urojeniach… Więc idę dalej w ten Nowy Rok, który może w końcu pokaże mi, czy można złapać marzenie w dłonie tak by ono nie prysło…

Continue Reading