Tu Wasza Glory Hole. Nie moja, bo nie umiem być sama dla siebie.
Mam już 40 lat. A nie osiągnęłam jeszcze niczego. Najbardziej lubię czytać. Szczególnie piosenki. Karmię się nimi jak ciastkami, ale wiem, że nie mogę tylko jeść słów, nie kierowanych do mnie, i popijać ich czyimiś emocjami, bo to niezdrowe. W najlepszym wypadku kończy się to czkawką, ale często jednak łzami, których połykanie prowadzi do bólu krtani i serca. Powinnam sama zdobyć się na ponowne wyjście do Innych, ale już nie po to, by się im oddawać. Tylko spróbować wymienić się z nimi melodią. Może z kimś złapałabym rytm, gdybym znów nie wyrwałabym do przodu w oczekiwaniu na rychły koniec. Ale nie mogę wyjść. Zacięłam się w domu. Po tym, jak z niego wyszedłeś, i nie mogłam cię znaleźć w żadnych palcach ani oczach, zamknęłam się od środka na stałe. Już nie wstaję otworzyć nikomu drzwi, nawet gdy głośno puka.
Wcale się tobie nie dziwię, że wyszedłeś, tak jak się wychodzi z problemów, z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić – cicho rzucając na pożegnanie: „Przepraszam, nie wiem jak się tu dostałem”.
Starałam się zapomnieć o tobie Innymi. Ale to nic nie dało. Płakałam za każdym razem, gdy Inni wbijali się w moje ciało. Bo to boli, gdy w miejsce dopasowanej części wpycha się jakiś obelisk, nie o tym co trzeba zapachu, smaku i kształcie.
Każdy ma swój zaczarowany kryształ. Mój zniknął. A wraz z nim moja zaczarowana moc.
Myślałam, że wytępię natrętne myśli o tobie tabletkami. Ale po nich bezsilnie zalegiwałam w łóżku, w którym nie miałam o niczym innym sił myśleć, tylko o tobie właśnie. Bo przypominałam sobie w swojej bezsile, jak to jest mieć najwięcej sił w sobie (wtedy gdy byłeś obok…). Podtrzymywałeś mnie kiedyś, żebym nie upadła opierając się o mnie plecami – bo sam nie umiałeś stać na własnych nogach. Myślałam, że chcesz tak się wspierać plecy o plecy. A ty tylko tak zbierałeś myśli do wyjścia.
541 dni temu popadłam w anoreksję seksualną. Anoreksję bulimiczną. Rzygam już facetami od dawna, ale teraz przestałam się nabierać na to, że zaspokoją mój głód. Teraz nawet gdy ich już nie próbuję, mam odruch wymiotny na samo ich wspomnienie. Nie wiem, jak ja mogłam całować te obrośnięte kłamstwami i kujące pewnością siebie kreatury?
Ty sam wcale nie jesteś tak piękny, jak moje wyobrażenie o tobie. Co jak co, ale marzyć umiem pięknie. Tak bardzo uwierzyłam w ten obraz, który malowałam, że odjechałam bardzo daleko od dusznej rzeczywistości. Aż pewnego razu otworzyłam oczy, pod powiekami których tworzyłam swoje własne światy. I chciałam je znów zamknąć, ale zbyt dużo okruchów rzeczywistości dostało się pod moje powieki, i sprawia mi ciągły ból, by móc mieć szczelnie zamknięte oczy na to, co wokół.
Teraz próbuję sama do siebie dotrzeć, wygoić się po gwałtach, których sama się domagałam – gwałtach moich granic, do których sama zapraszałam Innych. Udając, że wcale mnie nic nie boli, i że sama tego chcę – tych udających bliskość zbliżeń, tych pocałunków bez smaku, tych zanurzeń bez głębokości.
Nie dam już nikomu siebie dotknąć, bo mnie samej już nigdzie nie ma. Muszę narysować na nowo mój własny obrazek, i mocno zaznaczyć ołówkiem gdzie się zaczynam, a gdzie kończę. Gdzie mam swoje punkty świadczące o moim istnieniu, i już ich nigdy nie rozdawać Innym, jeśli pragną ich użyć.
Muszę odnaleźć moje serce, które zastygło, i nie słychać jego bicia. Jego najbardziej mi we mnie brakuje. Jest gdzieś głęboko pod wieloma warstwami ubrań, które przyodziałam, bo zamarzłam od nagości, którą rozdawałam przechodniom, nie czekając nawet na zwykłe „proszę”, czy „dziękuję”. Żeby się złożyć na nowo, muszę odnaleźć wszystkie części mojego ciała. Rozpoznaję je po bólu, którym mnie woła, bym sobie przypomniała, że tu na desce do krojenia jest mój paznokieć, który odpadł w szarpaninie o miłość. A pod lustrem wiele rzęs, które odpadły z rozpaczy nad ilością łez, których widoku nie dźwignęły. A tam, pod drzwiami nogi, które nie dały rady biec, skoro straciły swój cel. I na podłodze pod krzesłem dłonie, które odpadły z bezradności.
Czy jeśli odnajdę siebie, znajdę też swoje miejsce na ziemi? Czy jeśli wreszcie będę wiedzieć, GDZIE ja kurwa jestem, to znajdę odpowiedzieć też na to, KIM…?
Jak daleko od samej siebie, ukryłam siebie samą?? Jak daleko mogłam się posunąć, żeby Inni mnie lubili, zapominając że najpierw powinnam lubić samą siebie, a nie siebie na co dzień zabijać na życzenie Innych…?