Od kilku lat nie podchodziła do mężczyzn na odległość większą niż jeden metr. Większość się jej bała, reszta lekko brzydziła. Kojarzyli ją z domem pełnym dzieci i zwierząt, a jej ciało ze zniszczeniem poporodowym, zaniedbaniem związanym z poświęceniem wszystkim innym poza nią samą. A wiadomo, że takie, które nie mają czasu ani kasy na aerobik i kosmetyczkę, nie kręcą. Omijali ją na trzeźwo, a po kilku głębszych tylko czasem mylili z zachcianką wartą zachodu do jej przepełnionego zabawkami domu, wtedy gdy ona z grzeczności pytała, czy mają ochotę do niej wpaść, zapominając, że to oni pierwsi powinni ją zapraszać, i że ona nie musi się im tłumaczyć z ilości podopiecznych i z oczywistego z nim związanego bałaganu. (…)