Proszę o wyrozumiałe przeczytanie tego tekstu. Chciałabym pokazać, że feminatywy potrafią wyrządzać krzywdę zarówno ludziom, jak i językowi. Katarzyna Nosowska raz się wychyliła w tej sprawie, gdzie wyraziła wręcz jedynie swoje odczucia, a nie głębokie myśli, które by może te odczucia wyjaśniły, i oberwała za szczerość. A ja nie mogę uwierzyć, że żaden językoznawca nie zabiera podobnego stanowiska, tylko każdy myśli, że z uwagi na prawa kobiet, należy tak drastycznie, i sztucznie zmieniać język. Bo ktokolwiek teraz się wypowie przeciwko feminatywom może okazać się skostniały w swoich poglądach i uprzedzony wobec kobiet. Nie sądzę, że jestem skostniała w swoich poglądach, a uprzedzona jestem jedynie wobec ludzi, a nie kobiet – którzy są nieustępliwi, napastliwi, chamscy i narcystyczni. (…)
NIE NAZYWAJCIE MNIE FEMINISTKĄ
Nie chcę nikogo obrazić, ani nikogo prowokować. Chcę tylko otworzyć możliwość coming outu takim kobietom jak ja. Które wstydzą się o tym mówić, bo boją się bycia zwyzywaną. Więc powiem to głośno: nie chcę być nazywana FEMINISTKĄ, mimo że nią jestem. Słowo FEMINISTKA niestety jest już naładowane emocjonalnie, i to wcale nie dobrymi emocjami, tylko związanymi z nienawiścią, morderczą walką, w której głównym narzędziem jest poniżenie facetów. A ja jestem feministką w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Pragnę i dążę do równouprawnienia z facetami. A równouprawnienie dla mnie to nie robienie dokładnie tego samego co oni, ale posiadania prawa do tego. Bo samo posiadanie prawa nie oznacza, że będzie się z niego korzystało, bo po co robić coś wbrew swojej naturze? Po co mam zaprzeczać, że mój mózg jest inaczej skonstruowany niż męski? Wiem, że z jednej strony ten mózg jest niezastąpiony, bo ogarniam wszystkie rzeczy na raz. Przez moją głowę przelatuje milion myśli na sekundę. Nawet pisząc ten tekst myślę o kilku innych, które chcę też napisać, przy okazji oglądam telewizję, jem śniadanie, myśląc, co przygotuję na obiad dziś, i to nie dlatego, że to lubię, tylko muszę. I jutro. I na urodziny córki, które liczę za ile dni przypadają. I jeszcze rozważam, czy zdążę dziś pomalować swoje włosy. I zastanawiam się, co ja miałam dzisiaj załatwić. I czy zapisałam to w swoim kalendarzu. Który, o Boże, gdzie ja go położyłam?
Faceci mają łatwiej. Jak myślą, to o jednej rzeczy. Tyle że nie zrobią tyle rzeczy na raz co kobieta, nie ogarną umysłem planu całego roku. Za to jak się skupią, to potrafią jedną rzecz rozpracować do takiego stopnia, że my kobiety możemy najwyżej się podniecić próbując to pojąć.
Kobiety chcą równouprawnienia z mężczyznami, ale powinno przyznać sie, że nie raz potrzebujemy ich pomocy. Że nie jesteśmy tak silne jak oni. Może mądre to tak, ale chcemy też być przez nich kochane, adorowane, wzmacniane ich wsparciem. W tym skrajnym znaczeniu: w tym, które dziś kojarzy się z tym słowem. Uwielbiam kobiety i uwielbiam mężczyzn. Nie toleruję ludzi, którzy poniżają innych, wywyższają siebie, udają, że potrafiąc coś dobrze robić, mimo, że nie powinny się za to zabierać, z zadartymi nosami, z chorymi aspiracjami udowodnienia swojej siły.
Tak, wiem, kochane feministki, że mi teraz powiecie, że jestem głupia. Że staję okoniem, że nie pomagam iść dalej po NASZE PRAWA. Ale to nie prawda. Ja idę, działam, ale czasem, jak wiem, że coś mi gorzej wyjdzie niż facetowi, to przyznaję to, i proszę o pomoc. A jak mi facet drzwi otworzy, albo mi powie miłe słowo, to zarechoczę jak na sztuczną blondynę przystało, i zatrzepoczę moim nie sztucznymi rzęsami (bo takowych akurat nie lubię, choć nie mam nic przeciwko, jak ktoś inny lubi, bo po prostu jestem tolerancyjna), żeby wykazać coś co nie tylko w naturze kobiety jest rzeczą oczywistą, ale w ogóle w naturze człowieka: próżność. I nie będę udawać, że mnie nie śmieszą, albo oburzają żarciki o kobietach, bo lubię się z naszej natury pośmiać, i nie zamierzam jej zaprzeczać, bo zmiany hormonalne są moją właściwością, tak jak i połowy naszego społeczeństwa. I albo mogę temu zaprzeczać, albo mogę się pośmiać z własnych przywar, z własnych słabości, i wzmacniać się zdobywając przychylność facetów, ich tolerancję, ich zrozumienie. Uwielbiam rozmawiać z płcią przeciwną o naszych damskich sprawach, o naszych zmianach nastrojów, o naszych migrenach, bólach porodowych, o naszym podejściu do spraw łóżkowych i związkowych. I widzę różnicę w ich podejściu, ale nie nazywam ich szowinistami, dopóki nie wykazuję nienawistnego stosunku do naszej płci. I jeśli w ich żartach o nas jest życzliwość, i jest poszanowanie nas jako kobiet, mimo naszych przywar, to co ja mogę im zarzucić? Sama próbuję pojąć ich podejście do nas, i czuję, że jestem coraz bliżej Graala. I kocham tych wariatów, mimo że wiem, że wkurw łapią dziewczyny, że ci najchętniej przeruchaliby całe tabuny kobiet. Ale to nie z nienawiści do nich, kobitki, to z miłości ich do nas… My za to miłość okazujemy fokusując się na jednym samcu, i myślimy: tak, ten jeden, na zawsze! Jego zabija ta myśl, a nas wzmacnia. I walka płci trwa. Czy kobitka usidli faceta, czy też on zamota w sercach wielu dam? Co ciekawe kobitka potrafi tak myśleć o tym byciu po wieki wieków z tym właśnie oto tu facetem…. jeden dzień na przykład. Bo na drugi może pozna kolejnego, lepszego naszym okiem kandydata na ojca naszych dzieci. I faceci nabierają się, że my naprawdę tak chcemy być na wieki wieków, i że nie muszą się za bardzo starać, kiedy my już im to wyznamy. Nie wiedzą, że kobieca natura jest zawiła i skomplikowana. Oni prosto przyznają: nie wiemy, czy chcemy coś na zawsze. A my tak, tak! Na zawsze! No bo lubimy bajki… Tylko że to nasze zawsze za chwilę może być rozwiane przez innego kandydata do zdobycia naszej ręki. I oczekujemy z jednej strony, żeby facet był silny, bo to jest wyznacznikiem dobrych genów, a z drugiej strony feministki chcą odebrać im tę moc, i przywłaszczyć ją sobie. I wtedy facetom często się robi obraz złej matki, za mało wrażliwej. I udają, że są szczęśliwi. I udają, że jest im lepiej, że kobitka za niego poprzybija gwoździe w chuj wie co. Bo to jego zabawki przecież te gwoździe.
Tak, wiem, dziewczyny, że powiecie, że schematycznie myślę. Tak. Wiem. Cała ludzkość myśli schematami, i ciężko mi się ich pozbyć. Można je poprawiać, ale całkiem z nich zrezygnować się nie da. W świecie zwierząt jest generalnie podział na płcie, i nie ma co oszukiwać, że jesteśmy wszyscy równie silni, a ze względu na siłę podzieliliśmy się kiedyś obowiązkami. Fajnie, że cywilizacja wzbogaciła nas o różne narzędzia, które dodały nam skrzydeł. I że faceci dla okazania nam szacunku przejmują część naszych niezbyt wysublimowanych obowiązków, takich jak sprzątanie, gotowanie czy opiekowanie się dziećmi, i że same też możemy popróbować tych czynności, które kiedyś były zabronione kobietom, bo jednak różnimy się od zwierząt tym, że mamy poczucie godności, i kobiety ze swoimi przyziemnymi obowiązkami czuły się upodlone wiekami. Ważne jest jednak to, że można mieć równe prawa do głosu, i do działania, i do decydowania o naszym życiu, przyznając się jednak do naszych słabości, do tego, że może jednak w niektórych rzeczach lepiej sobie poradzi facet. I oczywiście uzurpuję sobie prawa do tej samej edukacji, do dostępu do politycznych stanowisk, do tej samej pensji, ale czy trzeba to robić jak na wojnie? Już mamy to w ręku. Teraz możemy już zdjąć maski męskie, pod którymi kiedyś musiałyśmy się kryć, po to by to zdobyć. Kiedyś musiałyśmy zakładać spodnie i obcinać włosy na krótko, by nas przyjęto do szkoły, teatru, na wojnę. Teraz już to mamy w rękach! Już możemy wyciągnąć spódnicę spod spodni, i śmiać się z własnego okresu. I poprosić o pomoc, gdy jesteśmy w ciąży lub połogu. Nie zarzynać się w nieskończoność, bo wtedy faceci gubią to czego szukają. Naszej prawdziwej natury: wrażliwej, ckliwej, uroczej. Czemu niektóre z was chcą być kojarzone z grubiańskimi, często chamskimi was zrozumie, i też was pocieszy, bo nie każdy jest z założenia podły. Nie walczmy w nieskończoność. Róbmy i mówmy swoje. Ale bez pretensji. I nie zaprzeczajmy naszej kobiecej naturze. Bo co tu dużo gadać: przecież jesteśmy piękniejsze od facetów, i dajmy im to odczuć, dajmy się im pokochać. Dajmy im sobie pomagać. Tylko nie dajmy się przy tym poniżać! Bo jedno z drugim się nie wyklucza, tylko uzupełnia.
Wkurwiało nas zawsze że faceci nie są wierni. Że lubią pomarzyć o ruchaniu innych niż ich własna kobieta, albo zwyczajnie z innymi do łóżka iść. Feministki postanowiły, ze też będą łaziły do łóżka z kim i kiedy im sie zachce. Tylko czy same sobie nie robią tym krzywdy? Zmieniają się na bezuczuciowe istoty, które zamiast przywiązania emanują testosteronem. To tym bardziej nie pomoże im w zdobyciu miłości, której każdy pragnie. To tylko jeszcze bardziej je pogrąża w samotności i odtrąceniu przez tych samców…
Feministki, dajcie dziewczynom nie chcieć być feministkami. Nie drwijcie z nich. nie każdy lubi być Joanną de Arc, nie każdy ma ochotę się ciągle o coś bić. Niektórzy wolą stanąć w kolejce, i poczekać na dotarcie do celu. A jak jeszcze nas w tej kolejce facet przepuści, to tylko się z tego można cieszyć. Nawet jeśli jego celem jest zwyczajnie to, że chce sobie popatrzeć na nasz tyłek. O ile krzywdy nie robi, niech się patrzy. I niech nas pragnie!
Bądźmy wszyscy humanistami. Walczmy o godność. Człowieka jako człowieka. Nie dzielmy się na płci. Składajmy się z nich. Bądźmy wszyscy dla siebie ludźmi.
Za gruba na zabawę
Ostatnio w klubie Spatif w Sopocie, usiadłam koło dziewczyny, która siedziała sama w otoczeniu jedynie eksponatów należących do nieżywej natury – kilku drinków. Jakiś koleś podszedł, i wyciągnął rękę po jednego, a ona go odgoniła: