Ostatnio w TEATRZE BOTO w Sopocie grany był monodram „Złota rybka przed 40tką”. „Spełniajmy marzenia!” emocjonalnie wzywa nas w nim aktorka Magdalena Bochan-Jachimek budząc nas z letargu, jakim jest życie wśród niezrealizowanych marzeń. Budzi nas, podkreślając że nasza przemijalność powinna nas zmotywować, żeby nie zaprzepaścić tego, co w nas tkwi jako dążenie. Artystka udowadnia nam, że nawet zwariowane i nierealistyczne marzenia można, i warto, spełniać. A moment, gdy zbliżamy się do 40tki jest krytycznym momentem, w którym powinniśmy zrobić rozrachunek z tym co niezrealizowane, póki mamy siły urzeczywistnić nasze marzenia.
Aktorka porusza problem przekazywania prawdy w teatrze. Prawdy zawoalowanej w pozę, w czyjąś rolę. Gdzie jest ta prawda? Pod fałszem? Czy zwyczajnie jest nam łatwiej opowiadać prawdę o innych, a nie o sobie? Magdalena Bochan-Jachimek wprowadza nas czasem w stan przeżywania czegoś, ale uświadamia nam, że to jest kicz. Że pewnych rzeczy nie przeskoczysz. I jeśli nie pasujesz do jakiejś roli, to nawet jak będziesz starać się z całych sił, nie będziesz oddawać istoty tej istoty. Warto więc opowiadać prawdę o sobie, i sobą demonstrować takie prawdy, które z nami się kojarzą, które wynikają ze skojarzeń z naszą osobą. Więc jeśli nie mamy predyspozycji do pewnych rzeczy, nie ma co się oszukiwać, nie wyjdzie nam to tak dobrze, jak to co naturalnie jest z nami związane. Na tym przedstawieniu czułam całą sobą prawdę opowiedzianą w scenie przedstawiającej matkę zmartwioną losem chorego dziecka. Czułam ból aktorki, która nagle stała się tą matką całą sobą, czułam jej smutek, jej gorycz, jej chęć pomocy za wszelką cenę dziecku. Tutaj nie było udawania. Tutaj była prawdziwa postać. Nawet jeśli aktorka prywatnie nie ma chorego dziecka, ja i tak wierzyłam w to co widziałam. I czułam, że ona bardzo dobrze odgrywa taką rolę. W tej historii nie ma miejsca na kicz, ani na śmiech. Tutaj nachodzi widzów refleksja nad tym, że nawet jeśli sami z siebie się śmiejemy, to każdy z nas odgrywa też i tragiczną rolę w swoim życiu. W życiu nie ma miejsca tylko na komedię. Życie nawet jak się z niego staramy śmiać, nie jest tak do końca śmieszne. Jest tragiczne, bo do tragicznego końca nas prowadzi, i od nas zależy, czy potraktujemy je z przymrużeniem oka zamieniając je w tragikomedię. Co właśnie czyni artystka na scenie.
Aktorka często ironizuje z własnych marzeń, ciężkich do realizacji ze względu na ich wybujałość, takie jak możliwości sceniczne i pragnienia odgrywania romantycznych ról, bez wizerunkowego i charakterologicznego pasowania do nich. Ale ostatecznie pokazuje też i smutną prawdę o marzeniach: że niosą ze sobą też i ból. Że ich spełnienie nie składa się z samego szczęścia.
Gdzie jest prawda, której szukamy w teatrze? Gdzie są prawdziwe emocje, uczucia, ludzkie odruchy, pragnienia? Czy nie jest tak, że wolimy się czasem wczuć w czyjąś rolę, żeby odczuć czyjeś uczucia, i wręcz bardziej je odczuwamy niż dana osoba, która jest w tej czy innej sytuacji? Że multiplikujemy czyjeś doznania? Że często kreujemy czyjś wizerunek, czyjąś prawdę o kimś na podstawie naszych własnych przekonań i wyobrażeń jak byśmy się sami czuli na jej miejscu? A będąc tą osobą odczuwalibyśmy coś jednak inaczej. Trywializowalibyśmy własne problemy, lub je odtrącali. Prawda o nas samych często nie jest w nas samych. Tylko w innych. W tym czyimś współczuciu, w czyimś zrozumieniu tematów nas dotyczących i naszej osoby z innej perspektywy. Z perspektywy widza. Bez widza nas nie ma. Bez innych nas nie ma… My jesteśmy nie tylko sami jako osoby, ale jako osoby zanurzone wśród innych. I to nas tworzy. Całą prawdę o nas. Nasza pozycja czy jest smutna, tragiczna, czy też śmieszna, komiczna, zależy od spojrzenia innych na nas. Oczywiście my ustawiamy siebie w odpowiednim świetle, w takim, w jakim chcemy być odbierani, lub też w jakim czujemy się komfortowo. I to światło kształtuje spojrzenie na nas samych. I o to pyta artystka. Po co my przychodzimy do teatru? Czego szukamy? Prawdy? Która jest fałszem? Sugeruje artystka. A jednak odnajdujemy odpowiedź w sobie, że ta prawda nie jest kłamstwem.
Gdy aktorka odgrywa ostatnią scenę negliżując swoje ciało, widzowie czują jej bezbronność i jej szczerość przekazu. Nie ma w tym fałszu. Nie ma w tym udawania. Udawanie staje się udawane. Ta prawda jest zawoalowana w udawanie; udawanie staje się wyrazem prawdy. Bo nam łatwiej jest coś przekazać, gdy wczuwamy się w jakąś rolę. Sprawując jakąś rolę staramy się często z niej wyjść, szczególnie jak jest niewygodna i trudna. Jak jest nam za ciężko. Gdy wypieramy pewne uczucia i odsuwamy się od tego co dla nas bolesne. A aktorzy wczuwają się w ten ból, który wiążą z rolą jaką odgrywają. Są bardziej sobą niż gdyby byli odgrywaną osobą. Prawda aktora jest prawdziwsza od prawdy człowieka. Wszystko to w moim odczuciu można sprowadzić do filozofii Jeana Baudrillarda, który mówi o tym, że często coś bardziej przeżywamy i uznajemy za bardziej prawdziwe, jak coś zostaje przetrawione przez medium, na przykład telewizję. Tyle że można poszerzyć jego myślenie o to, że po prostu bardziej coś przeżywamy, gdy zostaje to przetworzone. Czyli, gdy zamieni się to w sztukę.
Artystka swoją nagością odkrywa prawdę o sobie, ale i o nas. Że chcemy tego co szczere, tego co najgłębiej w nas tkwi. Ale gdyby tego nie pokazała na scenie, nie byłoby to sztuką. Nie byłoby to tak piękne, i tak dotkliwe. Gdzieś pod sztucznymi rzęsami, pod różowymi tiulami, pod pozorami szczęścia, podkreślanymi wymalowanym czerwoną szminką uśmiechem, tkwi nagie ciało, które nie kłamie.
Magdalena Bochan-Jachimek namawia nas byśmy spełniali marzenia wiążąc je z naszą prawdą o nas samych. Z kreacją nas samych, którą widzimy tylko my. Bo tylko te marzenia się spełnią, które są naprawdę nasze. Nie narzucone, nie ściągnięte od sąsiada. Nie nadwyrężające nasze prawdziwe umiejętności, i nasz potencjał. Tylko naprawdę nasze. Spełniajmy marzenia! Ale tylko prawdziwie nasze. Bo marzeń się nie oszuka.
Ze sceny biła wielka eneria. Publiczność była zachęcana do interakcji, przez co zamyła się granica między tym co odgrywane, a tym co prawdziwe. Stroje aktorki świadczyły o tym, co częste dla nas wszystkich: o chęci pozostania wiecznie młodą i pełną wigoru. Było śmiesznie i smutno. Zupełnie jak w życiu…
ZŁOTA RYBKA PRZED 40-TKĄ
Tekst, reżyseria, produkcja: Magdalena Bochan-Jachimek
Koprodukcja: Teatr BOTO
Choreografia: Michał Cyran
Światło: Łukasz Sasko
Grafika: Anna Iliszko