Jest mi już zupełnie obojętne jaki dziś jest dzień. Święta zleciały jakby ich nie było, a każdy dzień przypomina poprzedni. Za kilka dni moja mama skończy 70 lat. Będzie wtedy sama, 400 kilometrów ode mnie. Tak jak codziennie. Ale nie rozpacza nad tym. Mimo, że planowaliśmy rodzinną imprezę. Stara się być po prostu dzielna, tak jak każdy z nas teraz powinien (…)
Zachorowałam na początku lutego na grypę razem z dzieciakami, więc w odosobnieniu jesteśmy od dawna. Nie mówię tego, żeby się pożalić. Jestem pogodzona z tym, bo wiem, że tak teraz jest i tak być musi. Poza tym do odosobnienia jestem przyzwyczajona od wielu lat, jako że wiele lat byłam na urlopach macierzyńskich, wychowawczych. To wśród bezdzietnych ludzi w pracy, po tych urlopach czułam się obco i samotnie, bo moje priorytety zmieniły się na wskroś wraz z urodzeniem już pierwszego dziecka. Nagle pobyty na siłowni, mimo że kocham sport, chodzenie do kina, mimo że uwielbiam kino, zwiedzanie świata, mimo że kocham podróże, przestały być ważne. Nie miałam też ochoty opowiadać o dzieciach innym ludziom, bo to często jest jak opowiadać o kosmosie komuś, kto zupełnie się tym kosmosem nie interesuje. A Ci, którzy mają wymagające i trudne dzieci, wiedzą, że z takimi dziećmi przestaje się odwiedzać przyjaciół, a nawet rodzinę. Z dziećmi jesteśmy więc często zamknięci w domu. Przed światem… Nasza kwarantanna jest nieustanna, szczególnie jeśli te dzieci nie są jeszcze szkolne, czy przedszkolne. Tylko mamom nie wypada na to narzekać. Każdy oczekuje od nas wdzięczności, że możemy „siedzieć” w domu i tak cudownie spędzać czas. I owszem, ten czasem bywa cudowny, ale jak każdy przekonał się teraz na własnej skórze, jeśli ten czas tak spędzamy bez przerwy, to jednak popadamy w apatię. Nie umiemy się pogodzić z odosobnieniem. Dzisiaj wszyscy mogą doświadczyć, co to jest depresja poporodowa. To nie fanaberia kobiet. To stan zmęczenia, i zatracenia samego siebie. To samotność. I poświęcenie siebie, swoich marzeń, swoich pasji.
Kto najbardziej przeżywa dzisiaj zamknięcie w domu? Ci, którzy żyli dotąd pełnią życia. Dzisiaj każdy przeżywa swoją samotność w domu. Nie mamy już komu pozazdrościć, że właśnie gdzieś sobie pojechał, poszedł do kina, do restauracji, na imprezę, czy na siłownię. Więc jesteśmy samotni, ale wspólnotowo. Wiemy, że razem przechodzimy wszyscy ten sam stan. Wiadomo jedni gorzej, drudzy lepiej, ale jednak WSZYSCY. Natomiast matki na macierzyńskim często dołują się tym, że nie mogą czegoś przeżywać, co dla innych jest dozwolone, lub że nie umieją już czerpać radości z tego, co kiedyś było ich źródłem szczęścia, bo zwyczajnie mają wyrzuty sumienia, że zamiast siedzieć non stop z dziećmi w domu, mają czelność robić coś dla siebie, choćby to była czasem nawet praca, czy nauka…
Jeśli ktoś pyta mnie, jak znoszę zamknięcie w domu i samotność, to odpowiadam, że przecież znam to od 11 lat i u mnie nic się nie zmieniło. Może trudniej robi się zakupy. Ale co poza tym? Nie byłam w kinie na filmie nie dla dzieci od 12 lat, od ciąży z pierwszym dzieckiem. Nie chcę myśleć, co jeszcze ominęłam. Teraz jest mi nawet raźniej, bo wreszcie czuję, że nie jestem sama w szpitalu dla wariatów z samotności, tylko każdy jeden człowiek jest teraz zamknięty w izolatce. Każdy boi się każdego dotknąć i zamienić z nim słowo, żeby nie zachcieć wejść w dłuższą pogawędkę, czy bliższą relację. Ale w końcu wyjdziemy z tego szpitala.
Kiedyś to się skończy. Tak samo jak kończy się urlop macierzyński, i kobieta wraca do świata, i na nowo odkrywa samą siebie i swoje marzenia, tak samo skończy się kiedyś i ten nasz „urlop przymusowy”, urlop od prawdziwego życia, od wyjść, od spotkań. I owszem, już nigdy nie będziemy tak beztroscy jak przed epidemią, ale będziemy mogli na nowo funkcjonować w społeczeństwie, bardziej świadomi, że jesteśmy jego częścią, i że jego potrzebujemy do naszego szczęścia. Docenimy to co mamy na co dzień. I przecedzimy też to co ważne od tego, co na siłę implementowaliśmy do naszego życia, żeby tylko zapełnić pustkę. Wreszcie odkryjemy, że ta pustka to strach przed samotnością. A to co robimy teraz to oswajanie się z samotnością. I powolne przyzwyczajenie do niej. Obyśmy nie polubili tej samotności za bardzo. Bo z tego bardzo ciężko się wydobywa. Uwierzcie tym, które mają w tym doświadczenie. Tym, z których dotąd drwiliście, i wcale nie zazdrościliście, że siedzą w domu. Ale byliście przekonani, że one czerpią z tego czystą rozkosz. Matkom, kurwa, Polkom. Teraz, gdy już rozumiecie, że dom to nie tylko wolność, ale i więzienie.