Brak OCZEKIWAŃ równa się brakowi ROZCZAROWAŃ. Takie podejście bardzo pomaga żyć spokojniej. ALE… Po przeżyciu wielu rozczarowań stajemy się na nie wręcz przygotowani. Zaczynamy wręcz OCZEKIWAĆ ROZCZAROWAŃ. Hmmm… A przecież nie wolno mieć oczekiwań! Tylko jak ich nie mieć? One się nasuwają ze zwykłej logiki! I właśnie o to chodzi, że jeżeli nadal nam towarzyszy strach przed rozczarowaniami, i jeśli nas one dobijają jak już je przeżywamy, to jeszcze nie mamy odpowiedniego podejścia. Bo do rozczarowań najlepiej by było gdybyśmy podchodzili jak do zwykłej sprawy, czyli powinniśmy je przedefiniować w naszym wewnętrznym postrzeganiu. Powinniśmy je traktować jak zmianę planów, jak zawieszenie realizacji danego planu, ze świadomością, że dobry plan i tak może kiedyś zostać zrealizowany. I nie zawsze ZAPLANOWANY PLAN to dobry plan. Czasem plan wydarzeń podlega samoregulacji. Stajemy w miejscu i mówimy: samo się ułoży. I czekamy. Na nie wiadomo co. I możemy wtedy zaprzepaścić realizację dobrego zamierzenia, ale możemy też pomóc okolicznościom zewnętrznym na pomoc w rzeźbieniu dzieła powstania CZEGOŚ.
Pomocne jest stoickie podejście, pokora, wiara, i upór. Jeśli wiemy gdzie chcemy dotrzeć, to tam musimy iść. Pod prąd, pod wiatr, pod Słońce, pod tłum. W swoim kierunku. Bez oczekiwań, że się dojdzie do swojej fatamorgany.
I wtedy te nasze zawieszone plany w przestrzeni marzeń, mogą się zrealizować rozwiewając wszelkie ROZCZAROWANIA. NIEOCZEKIWANIE 😉