Gdy zimą brnęłam z dzieciakami przez śnieg, w pewnym momencie moja Kornelia stanęła w miejscu i oświadczyła: „Zamarzły mi skrzydła”. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na tę surrealną wypowiedź. Zdążyłam jedynie pomyśleć, że bardzo zazdroszczę jej tej dziecinności; tego nadawania prozaicznym czynnościom (takim jak walka ciała ze śniegiem, z jego chłodem i ciężkością przesuwania przez niego zamarzniętych nóg) poetyckiego wymiaru. A ona jeszcze dodała coś na dokładkę tej poetyckiej uczty: „Skończył mi się pył magiczny…”
Oby żadnym dzieciakom nigdy nie kończyła się magiczna siła! Nawet jak nam się wydaje, że jest nam za ciężko z wypływającej z niej energii, to bez niej nic nie ma sensu. A sens tej magicznej siły tkwi w jej surrealnym bezsensie…