Czy dokonać aborcji…?

To najtrudniejsze pytanie świata. Pytanie: „Czy usunąć ciążę?”, jeśli sobie je stawiasz, i nie czujesz natychmiastowej reakcji na „TAK, USUNĄĆ”, to zastanów się poważnie nad „NIE, NIE USUNĄĆ”. Prawo do aborcji powinny mieć kobiety, które tego potrzebują, żeby nie szerzyć podziemia aborcyjnego, ale nie powinno być to prawo naginane. Seks może być zabawą, ale zajście w ciążę już nią nie jest. To co propaguję to samoświadomość. Bo musimy stanowić sami o tym, kim jesteśmy, i nie określać siebie samych poprzez to, co nasza rodzina, albo co nasi znajomi by powiedzieli, albo co nasza partia polityczna, za którą się opowiadamy by powiedziała w tej kwestii. Nie, nie, jeszcze raz nie!!! To my mamy stanowić o sobie, a nie jakiś pieprzony system czy schemat.Polityka to stała zmienna, która raz będzie się opowiadać, raz za czym drugim, i jeszcze trzeba czekać na to, co wchodzi prawnie w życie. A nasze prawo wewnętrzne mamy zawsze przy sobie. To nasze sumienie. Przy tak ważnym dylemacie jakim jest aborcja, przez chwilę bądź SAMĄ SOBĄ! Bo decyzja o aborcji jest decyzją stricte osobistą, i osobiście należy ją podjąć. Nie przez pryzmat polityki, ani nie przez pryzmat rodziny, w jakiej się zostało wychowanym, ani nie przez pryzmat jakiegoś schematu życia, do którego się dąży. Każdy z nas chciałby mieć zdrowe dzieci, i tylko z ukochanymi partnerami. Każdy chciałby mieć partnerów z marzeń, dzieci z marzeń, dom z marzeń, pracę z marzeń. Ale zazwyczaj to jest niemożliwe. Coś zawsze rypnie. Nasze plany ulegają często zmianom z przyczyn niezależnych od nas. I teraz pytanie jak się odnajdziemy w sytuacji skrajnej, gdy jesteśmy postawieni przed wyborem: czy chcemy żyć z chorym dzieckiem, czy też czujemy, że nie damy rady? Albo jeszcze trudniejszym: czy jesteśmy gotowi urodzić dziecko, które może zaraz umrzeć…?
Wczuj się w siebie. I jeśli masz tak, że na wypowiedź ginekologa, które sama 9 lat temu usłyszałam osobiście: „Ma Pani czas do 22 tygodnia ciąży na decyzję o usunięciu ciąży. Proszę jeszcze zrobić amniopunkcję” reagujesz niechęcią, nie tylko dlatego, że nie godzisz się z diagnozą, i nie możesz uwierzyć, że możesz urodzić chore dziecko, ale zwyczajnie dlatego, że nigdy aborcji nie rozważałaś. To znaczy, że raczej na pewno nie jesteś gotowa na ten krok. Ja też nie byłam. Przeżyłam prawie dwa tygodnie przed kolejnymi badaniami z podejrzeniem braku połączenia półkól mózgowych dziecka. Nie chciałam nawet wnikać co to znaczy, czekałam na amniopunkcję jak na zbawienie. Ale wiedziałam już, że i tak TEGO NIE ZROBIĘ. Zadawałam sobie z niedowierzaniem pytania: czy naprawdę moje rozwijające się w łonie dziecko ma zostać usunięte? Nie mam mu dać szansy żyć? Ja przed podejrzeniem diagnozy tylko poszłam dowiedzieć się jaką ma płeć moje dziecko! A wyszłam bez tej wiadomości, rozdygotana z przerażającą informacją przypiętą do zdjęć USG. Przecież to się tak rzadko zdarza! Dlaczego ja?

Szukałam swojej winy: co zrobiłam źle? Przecież nie robiłam nic złego: nie biegałam nawet, chociaż lubię biegać. Nie piłam ani krzty alkoholu – bo zaszłam w tę ciążę w czasie gdy karmiłam pierwsze dziecko. A może przez to, że karmię, a może narażałam się na jakieś niepotrzebne stresy, a może to, a może tamto?! To były straszne dni.

Miałam to szczęście, że dalsze badania wykluczyły agenezę ciała modzelowatego u mojego dziecka. Jednak w główce dziecka była widoczna torbiel – która miała do końca ciąży się wchłonąć. Cisnęłam lekarzy, żeby natychmiast po porodzie zrobili usg główki. Torbiel nie wchłonęła się jednak. Badania krwi miesięcznego dziecka wykazały, że ma cytomegalię i toksoplazmozę. Koniec końców CENTRUM ZDROWIA DZIECKA. Badania wszystkie jakie są możliwe. Patrzyłam na różne chore dzieci i poczułam, że cokolwiek to będzie, ja to zniosę. Dam radę. Ja kocham to moje malutkie dziecko miłością tak ogromną, że nic już mnie nie złamie: będę walczyć o jej zdrowie i życie, i nic mnie nie złamie. Byłam już gotowa na wszystko. Niech mi mówią, ważne, żeby prawdę. Życie i tak jest ciężkie, więc czemu mam się bronić przed jego ciężarem. Ale patrzyłam w oczy małej i nie wierzyłam. „No gdzie ty chora? No nie żartuj już!” I stało się… Mój osobisty cud… Przeciwciała toksoplazmozy i cytomegalii całkiem opadły. Lekarka oznajmiła mi przy drugiej tygodniowej wizycie w Centrum Zdrowia Dziecka, że mam niesamowite szczęście, bo widocznie dziecko przejęło moje przeciwciała z chorób przebytych pewnie w ciąży, ale nie zaraziła się ode mnie.

To jest moja historia. Nie każda ma taki happy end. Ale nadzieję, że może wszystko się dobrze skończyć powinien mieć każdy. Jak to by było, gdyby mała była jednak chora? Na pewno trudno. Ale byłam gotowa.

Od kilku lat mam w bliskiej rodzinie niepełnosprawne dziecko, bardzo chore. I wiecie co? Dopiero, gdy się tym dzieckiem zdarzyło mi zajmować, gdy zobaczyłam jak moje własne dzieciaki wokół niego skaczą, i każde je przytula i uwielbia, dopiero doznałam olśnienia, że mimo, że cierpi, to życie tej chorej istotki ma wielkie znaczenie. Ona się cieszy tym życiem po swojemu. I nie ma świadomości, że mogłoby być lepiej. A nam, zdrowym daje wielką dawkę szczęścia i wychodzi na jaw jak wielkie pokłady miłości mamy w sobie jako ludzie. I uczy empatii i pokory wobec życia. Do tej małej istotki każdy czuje instynkt macierzyński, i chyba tylko degeneraci by tego uczucia nie mieli. Jej bezbronność jest tak wielka, że każdy ma ochotę się nią zatroszczyć. I ona zasługuje, żeby żyć jak najlepiej. Ale najpierw trzeba było dać jej tę szansę: żeby się urodziła. Chciałabym, żeby ludzie przestali się bać takich dzieci. Żeby ich nie omijali. Żeby się jej nie bali… Bo każdego może spotkać ta sama sytuacja co mnie: że dowiedzą się, że mają dwa tygodnie na decyzję, czy chcą usunąć ciążę. Każdemu!

Ja wiem, że każdy chce się spełnić zawodowo i społecznie. A takie dzieci, które wymagają specjalnej troski, uniemożliwiają to. I wiem też, że każdy chce mieć piękne i mądre dzieci. Ale czasem dziecko nie jest zdrowe i tylko od naszej dojrzałości zależy czy pogodzimy się z tym, że nie mamy typowego życia i typowych dzieci. Że mamy więcej zmartwień, więcej zagrożeń. Jednak każde życie nas czegoś uczy. Każde jest piękne. I każde warte poświęcenia. Naprawdę nie warte są zachodu nasze piękne domy, i piękne samochody, i to jak pięknie my się prezentujemy w naszych pięknych ubraniach, i w naszych pięknych makijażach. W naszych maskach i w naszych rolach… Warte są zachodu tylko nasze piękne uczucia. To, co wypływa z nas naturalnie. A uczucia do dzieci, są najpiękniejsze. Najczystsze. Bezinteresowne.

Seks z byle kim, byle po co, trochę dla zabawy, fanu, trochę dla lansu, a potem skrobanka, jest czymś przed czym trzeba ratować szczególnie młodzież. Po to jest seksedukacja. Nie po to, żeby zachęcać do seksu, tylko oświecać, i uczyć jak się zabezpieczać, bo jesteśmy istotami seksualnymi. Na pewno edukowanie w tym zakresie nie przynosi tylu szkód, co brak tej edukacji. Chciałabym trafić do tej młodzieży z przekazem: czekaj aż będziesz naprawdę gotowy/gotowa na współżycie! Nie idź jak owca za tłumem. A jak już chcesz seksu, to zabezpiecz się nawet potrójnie. Nie licz na to, że skrobanka będzie jak zmycie paznokci. Tej winy z siebie nigdy nie zmyjesz. Wyrzuty sumienia mają nawet te kobiety, które musiały poddać się aborcji. A ktoś kto z beztroski wpada w kłopoty związane z ciążą, może mieć kłopoty z samoakceptacją. No i depresję. Nawet gdy pierw hardo bawi się w seks. Seks to zabawa. Ale może mieć niezabawne konsekwencje. Więc seks edukacja jest mega potrzebna, tak żeby ludzie sobie krzywdy nie robili. To jak zabawa zapałkami. W końcu mogą być szkody, i to ogromne…

Mimo, że czasem są naprawdę poważne sprawy, które skłaniają do myślenia, że w niektórych przypadkach aborcja jest wskazana: na przykład po gwałtach, lub gdy kobiecie grozi utrata zdrowia lub życia, to jednak każda sytuacja musi być rozważona w swoim własnym sumieniu. Nie może o tym decydować ani rodzic kobiety, ani społeczeństwo. Aborcja to nie usunięcie zęba. To usunięcie życia. Które jest w naszych rękach. I w naszym łonie. Jednak nie można jej zabraniać, bo może komuś uratować życie. I fizyczne, i psychiczne. Prawo jurydyczne nie powinno zabraniać aborcji, a prawo etyczne każdy nosi w sobie: swoje własne sumienie. I właśnie do sumienia chciałabym dotrzeć tym tekstem.

Jak się jest postawionym przy wyborze życia własnego dziecka, nie powinno się biegać po opinię do koleżanek, czy rodziny. I nie wolno sugerować się tym, z jakiej się jest rodziny (która potępia, czy nawołuje do aborcji, albo która by nas wyklęła, gdyby się dowiedziała, że jesteś w ciąży – nikt cię do niczego nie może zmuszać, ani do rodzenia, ani do usuwania ciąży. BO TO TWOJA OSOBISTA DECYZJA. I to Ty będziesz całe życie ponosić konsekwencje tej decyzji), albo politycznie jest się zaangażowanym w taką a taką partię, to powinno się postąpić tak właśnie jak to ta rodzina, czy tak jak ta partia polityczna podpowiada. A ja choćby mnie od anarchistów okrzyknięto, mam to gdzieś, i namawiam: SKUP SIĘ NA SOBIE! NA SWOIM SUMIENIU! POMYŚL, CZY BĘDZIESZ UMIEĆ ŻYĆ ZE ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE DOKONAŁAŚ ABORCJI. Tak, wiem, że często aborcji dokonują te osoby, które usłyszały, że ta ciąża i tak rokuje źle. Albo że dziecko od razu jak się urodzi, lub niedługo później umrze… Wiem. Decyzja czy urodzić taki płód, czy szybciej pozwolić na jego usunięcie, jest ogromnie trudna, szczególnie, jeśli ciąża jest już zaawansowana, i jesteśmy już emocjonalnie z tym dzieckiem, które jest w naszym łonie.

Aborcja wiąże się z różnymi konsekwencjami psychicznymi. Najczęściej po aborcji pary, które się na nią zdecydowały rozstają się. Jeśli facet namawia cię na usunięcie dziecka, a Ty tego nie chcesz, to ja zachęcam i tak urodź je, jeśli tego pragniesz! Jak jego przerasta myśl o posiadaniu dziecka, to jeśli nie dorośnie do roli ojca, trudno, rozstaniesz się… Ale uwierz nikt tak cię nie pokocha jak Twoje własne dziecko. Oczywiście przemyśl to, ale nie kalkuluj wszystkiego racjonalnie. Wczuj się w siebie. Bo jeśli zrobisz coś wbrew sobie, nawet jeśli w zgodzie ze swoją wizją, jak ma wyglądać twoje życie: na przykład nie chcesz być samotną matką, albo nie chcesz mieć niepełnosprawnego dziecka, albo nie chcesz mieć dziecka, bo nie wiem, masz już inne dzieci, i wstyd by było mieć kolejne, to to wróci do ciebie… Fajnie jest mieć dzieci, a im ich więcej, tym są bardiej społeczne, bo same tworzą swoją małą społeczność. Wiem, że w dobie instagrama duża ilość dzieci wydaje się przesadą, i każdy chce wyglądać cool. Dzieci dzisiaj są często dopełnieniem pięknego obrazka. I co dziecko na wózku, albo jakoś naznaczone jakąś cechą wskazującą na bycie ułomnym, ma dobrze dopełnić ten obrazek? Ja powiem tyle: TO JEST CHUJOWE MYSLENIE! TO SĄ CHUJOWE CZASY! PIERDOL OBRAZKI! ZNAJDŹ SIEBIE I SWOJE UCZUCIA! Chuj z pięknymi obrazkami!

W Newsweek Polska​ ten temat został pokazany jakiś czas temu od tej strony, o której mało kto myśli: od strony konsekwencji psychicznej dla kobiet, które poddały się zabiegowi aborcji: https://www.newsweek.pl/polska/depresja-poaborcyjna-i-tak-sie-odezwie/bdgjfx7 Zastanów się, czy naprawdę tego chcesz? Ty sama! Nie patrząc na to, co powie społeczeństwo na to, że urodzimy chore dziecko. Co powiedzą Twoi rodzice, Twoi teściowie, twoje rodzeństwo. Czy jak krzywo będą patrzeć na ciebie twoje koleżanki, i dalsi znajomi. Bez idiotycznego zastanawiania się, czy będę mieć jak wyjeżdżać na wakacje, wychodzić na imprezy. Czy nie będziesz wykluczona z towarzystwa. To jest naprawdę nieistotne. A zresztą rodzice niepełnosprawnych dzieci też mają prawo się bawić, i też mogą wyjeżdżać na wakacje, z dziećmi, albo i bez, jak się uda załatwić opiekę. Tylko my się ciągle tego wstydzimy i obawiamy spojrzeń czy komentarzy innych, często głupich, ludzi. W każdym razie to jest dalszy plan. A najważniejsze jest tu i teraz: to co czujesz w środku. Czy będziesz sobie w stanie wybaczyć, że dokonałaś aborcji?

You may also like

Jeden komentarz

  1. Autorko. Po przeczytaniu tego tekstu odniosłam wrażenie, że miałaś pomysł na post ale poległaś. Bo to temat trudny, wymagający, mało „cool” i „chujowy” (używając Twojego słownika). Piszesz o swoim doświadczeniu, obawach, jednoczesnie przeplatając to co Twoje z nie wiadomo jakimi badaniami co ma dodać trochę nukowego brzmienia (choć hasło: „najczęściej” wcale nie jest jednoznaczne z tym co mówią badania). Mówisz, że czytelniczka ma nie patrzeć na system (cokolwiek to znaczy), odwoływać się do sumienia- choć u każdego ono wykształcone jest inaczej. Kończysz opisując historię
    Uwielbianego chorego ze swojej rodziny, który szybko przestanie być uroczym bobaskiem- a wymagać będzie nadal opieki rodziców a rozwiązań i pomocy systemowej dla rodzin z niepełnosprawnością brak. I tak sobie myślę- co Tobą kierowało gdy to pisałaś? Co kierowało, ze opublikowałaś? Przeczytałam, bo pisałaś o sobie, ze konczyłaś filozofię- myślałam, że tekst będzie ciekawy, inspirujący, z punktu widzenia filozofa- z przekazem, konkretny. Miałam spore oczekiwania, ale niestety zawiodłam się. To po prostu miałkie, bez ładu i składu; pomijam błędy w polszczyźnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.