Na Zaspie budzi nas zawsze wiatr.
Dźwięk powietrza wprawionego w ponętne szelesty.
Pod szarością jej bloków skrywa wpadające w błękit
odcienie różu i fioletu nieba.
A pod jej wielkimi płytami
trzyma nawet najdrobniejsze sentymenty. (…)
Można tu znaleźć zakopane pióra ptaków, kolorowe kamyki, najdziwniejsze muszelki.
I sekrety ze złamanych serc
szkłem przykryte.
Ziemią posypane.
W twardości swoich murów chowa najczulsze słowa i spojrzenia.
Każdy, kto z jej żeliwnych żeber wyszedł,
kocha ją miłością mocną i nieodgadnioną.
W jej nieprzystępności zimny wiatr przemyca skowyty namiętności.
Zaspa jest jedyna i niepowtarzalna.
Jest chmurą, deszczem, i promieniami słońca dobiegającymi zza jej wysokiej postaci.
I kwiatami maków, których kiedyś były pełne jej żółtawo-zielone łąki.
Jest morzem, trawą i blokami.
Płytami lotniskowymi,
ogromnymi szkołami.
Żelaznymi placami zabaw,
dziećmi z kluczami na szyi.
Podwórkowymi przyjaźniami.
Więzieniem z wyglądu, wolnością z natury.
Moją największą miłością. Moją tęsknotą. Zaspą moich łez.
Zaczarowanym światem zakrytym betonem.
Bliskością rozmów pod klatkami,
radością spotkań na ostatnim piętrze.
Ulicami, na których lubiłam się nieraz gubić
Burzyńskiego, Drzewieckiego, Jana Pawła.
Klatkami A, B, C, H.
Tu nawet gwiazdy świecą inaczej.
I pachną nieziemskimi snami.
Wwąchuję się w jej morską bryzę
wypatrując miękkości kształtów mojego spełnienia marzeń.
Gdy tylko jest dane mi zasnąć pod jej niebem.
Pod moim zaspiańskim dachem z wielką i małą niedźwiedzicą.
Tak bardzo jestem z Zaspy.
Z niej się składam
od najmniejszego palca u stóp po koniuszki uszu.
Jestem nią. Jestem Zaspą.
Wieczną tęsknotą i wiecznym do niej powrotem.