Wyznanie WARIATKI

Kilka lat temu, niedługo po moim rozwodzie, kiedy zostałam ze swoją gromadką dzieci sama, nie dawałam rady połączyć pracy z ich opieką (biedaki spędzały po 10 godzin w przedszkolu i szkole, bo czekały na mnie aż wrócę z pracy). Nie miałam czasu na myślenie, co robić, i wtedy się rozsypałam.  Nagle rozwaliły mnie bóle mięśni i stawów. Trafiłam do szpitala reumatologicznego. (…)

Continue Reading

Pragnienie

Ależ mam ochotę zrobić sobie test ciążowy! Bo nigdy takiego nie robiłam. Jedynie badaniami z krwi i usg potwierdzałam swoje ciąże. Zazdroszczę dziewczynom, które wstawiają zdjęcia testu na fb, że mimo pewności, że w ciąży nie jestem, pragnę przeżyć podobne emocje co laski czekające na wynik testu z bijącym sercem.
Czy ktoś poza mną ma podobne zachcianki…? A może powinnam utworzyć wydarzenie: „zbiorowy test ciążowy on line” i wszystkie razem pójdziemy na siku z plastikowym patyczkiem?
Continue Reading

W imię mojego PSA

Mam 40 lat, a nie osiągnęłam dotąd niczego. I na nic już nie liczę. Pamiętam jak to było być traktowanym z szacunkiem. Gdy zaraz po tak zwanych „dobrych studiach” zdobyłam pierwszą tak zwaną dobrą pracę, w której chcąc być traktowana poważnie, starałam się postarzeć mocnym makijażem i strojem – obcasy, garsonki, kok i czerwona szminka. Pamiętam, jak bardzo byłam naiwna, że w tym świecie kreacji znajdę szczęście. (…)

Continue Reading

541 dzień bez seksu

Tu Wasza Glory Hole. Nie moja, bo nie umiem być sama dla siebie.

Mam już 40 lat. A nie osiągnęłam jeszcze niczego. Najbardziej lubię czytać. Szczególnie piosenki. Karmię się nimi jak ciastkami, ale wiem, że nie mogę tylko jeść słów, nie kierowanych do mnie, i popijać ich czyimiś emocjami, bo to niezdrowe. W najlepszym wypadku kończy się to czkawką, ale często jednak łzami, których połykanie prowadzi do bólu krtani i serca. Powinnam sama zdobyć się na ponowne wyjście do Innych, ale już nie po to, by się im oddawać. Tylko spróbować wymienić się z nimi melodią. Może z kimś złapałabym rytm, gdybym znów nie wyrwałabym do przodu w oczekiwaniu na rychły koniec. Ale nie mogę wyjść. Zacięłam się w domu. Po tym, jak z niego wyszedłeś, i nie mogłam cię znaleźć w żadnych palcach ani oczach, zamknęłam się od środka na stałe. Już nie wstaję otworzyć nikomu drzwi, nawet gdy głośno puka.

Wcale się tobie nie dziwię, że wyszedłeś, tak jak się wychodzi z problemów, z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić – cicho rzucając na pożegnanie: „Przepraszam, nie wiem jak się tu dostałem”.

Starałam się zapomnieć o tobie Innymi. Ale to nic nie dało. Płakałam za każdym razem, gdy Inni wbijali się w moje ciało. Bo to boli, gdy w miejsce dopasowanej części wpycha się jakiś obelisk, nie o tym co trzeba zapachu, smaku i kształcie.

Każdy ma swój zaczarowany kryształ. Mój zniknął. A wraz z nim moja zaczarowana moc.

Myślałam, że wytępię natrętne myśli o tobie tabletkami. Ale po nich bezsilnie zalegiwałam w łóżku, w którym nie miałam o niczym innym sił myśleć, tylko o tobie właśnie. Bo przypominałam sobie w swojej bezsile, jak to jest mieć najwięcej sił w sobie  (wtedy gdy byłeś obok…). Podtrzymywałeś mnie kiedyś, żebym nie upadła opierając się o mnie plecami – bo sam nie umiałeś stać na własnych nogach. Myślałam, że chcesz tak się wspierać plecy o plecy. A ty tylko tak zbierałeś myśli do wyjścia.

541 dni temu popadłam w anoreksję seksualną. Anoreksję bulimiczną. Rzygam już facetami od dawna, ale teraz przestałam się nabierać na to, że zaspokoją mój głód. Teraz nawet gdy ich już nie próbuję, mam odruch wymiotny na samo ich wspomnienie. Nie wiem, jak ja mogłam całować te obrośnięte kłamstwami i kujące pewnością siebie kreatury?

Ty sam wcale nie jesteś tak piękny, jak moje wyobrażenie o tobie. Co jak co, ale marzyć umiem pięknie. Tak bardzo uwierzyłam w ten obraz, który malowałam, że odjechałam bardzo daleko od dusznej rzeczywistości. Aż pewnego razu otworzyłam oczy, pod powiekami których tworzyłam swoje własne światy. I chciałam je znów zamknąć, ale zbyt dużo okruchów rzeczywistości dostało się pod moje powieki, i sprawia mi ciągły ból, by móc mieć szczelnie zamknięte oczy na to, co wokół.

Teraz próbuję sama do siebie dotrzeć, wygoić się po gwałtach, których sama się domagałam – gwałtach moich granic, do których sama zapraszałam Innych. Udając, że wcale mnie nic nie boli, i że sama tego chcę – tych udających bliskość zbliżeń, tych pocałunków bez smaku, tych zanurzeń bez głębokości.

Nie dam już nikomu siebie dotknąć, bo mnie samej już nigdzie nie ma. Muszę narysować na nowo mój własny obrazek, i mocno zaznaczyć ołówkiem gdzie się zaczynam, a gdzie kończę. Gdzie mam swoje punkty świadczące o moim istnieniu, i już ich nigdy nie rozdawać Innym, jeśli pragną ich użyć.

Muszę odnaleźć moje serce, które zastygło, i nie słychać jego bicia. Jego najbardziej mi we mnie brakuje. Jest gdzieś głęboko po wieloma warstwami ubrań, które przyodziałam, bo zamarzłam od nagości, którą rozdawałam przechodniom, nie czekając nawet na zwykłe „proszę”, czy „dziękuję”. Żeby się złożyć na nowo, muszę odnaleźć wszystkie części mojego ciała. Rozpoznaję je po bólu, którym mnie woła, bym sobie przypomniała, że tu na desce do krojenia jest mój paznokieć, który odpadł w szarpaninie o miłość. A pod lustrem wiele rzęs, które odpadły z rozpaczy nad ilością łez, których widoku nie dźwignęły. A tam, pod drzwiami nogi, które nie dały rady biec, skoro straciły swój cel. I na podłodze pod krzesłem dłonie, które odpadły z bezradności.

Czy jeśli odnajdę siebie, znajdę też swoje miejsce na ziemi? Czy jeśli wreszcie będę wiedzieć, GDZIE ja kurwa jestem, to znajdę odpowiedzieć też na to, KIM…?

Jak daleko od samej siebie, ukryłam siebie samą?? Jak daleko mogłam się posunąć, żeby Inni mnie lubili, zapominając że najpierw powinnam lubić samą siebie, a nie siebie na co dzień zabijać na życzenie Innych…?

Continue Reading

Matka – najstarszy zawód świata

Ależ to był nędzny żart primaaprilisowy! 😉 No gdzie ja nagle przestanę nawalać jakieś sentymentalne gnioty, albo wrzucać niestosowne memy? No gdzie? Jak mawia mój ex- „przecież ja nie umiem niczego innego!” Więc nie, żadnego bloga nie usuwam. To moje drugie ja, jak pisałam. To Glory Hole przeze mnie tutaj przemawia, i nie przestanie, póki jej starczy sił w gardle i w palcach.

Jest trochę osób, którym sprawia przyjemność, że nic nie znaczę. To dla nich czasem robię takie wpisy, żeby im było jeszcze przyjemniej, skoro karmią się smutkiem, to niech się nażrą. Ja go chętnie rozdaję na ulicy, i na papierze. Chociaż trochę się zmieniłam przez ostatnie lata. Bo teraz mam te osoby generalnie gdzieś, i ten ich głód do pastwienia się nad innymi. (…)

Continue Reading

Słowa rzucone na wiatr

Starałam się tutaj być szczera do szpiku kości. Walczyłam o uczucia, starając się trafiać w serca ofiarowując swoje emocje gotowane na parze. Czuję jednak, że pora zakończyć tę przygodę. Od kilku miesięcy mam obcięte zasięgi, dostałam informację, że mogę mieć usunięty profil. A ja jestem z tych, co wolą same odejść niż być odepchnięte. Jakoś tak mi się już nie chce dawać niczego więcej z siebie, skoro i tak jest to odbierane jako grafomaństwo i ekshibicjonizm emocjonalny. Tak więc wracam do życia prawdziwego, składającego się z prawdziwych wydarzeń, bez spisu treści. Moje pisanie to tylko słowa rzucane na wiatr. Na kartkach nie dane im było spocząć. Chciałabym być warta utrwalenia, ale nie jestem, więc życzę Wam na odchodne, żebyście przebywali tylko tam i tylko z takimi osobami, które Was cenią i szanują. A jeśli ktoś Wam grozi Waszym unicestwieniem, i wyśmiewa Waszą rację bytu, żebyście umieli się ulotnić jak właśnie to czynię… 😘💗💗💗 Każdy ma swoją historię, żeby była nie trzeba się nią chwalić, ale trzeba ją tworzyć. Twórzcie siebie codziennie, nie oddawajcie siebie innym do końca. Żeby do tego końca nie dotrzeć.

Continue Reading

Nazywam się Glory Hole

Dużo osób, które mnie nie znały czytając mojego bloga, mówiły, że wyobrażały sobie pewną siebie, zdzirowatą i waleczną zołzę z racji dość obscenicznej nazwy bloga (który prowadzę), i że zdziwiły się, że gdy mnie poznały, odkryły raczej wycofaną, nadwrażliwą osobę – ja bym dodała do tego „mało celebrycką”. Jestem zwykła jak mieszkanie w bloku, przydrożna jak prostytutka, na wyciągnięcie ręki jak Lidl, czy Biedronka, albo Żabka, obdrapana jak ciuchy z second handów, w których się często ubieram.
Jestem mało interesująca dla facetów, z racji posiadanej trójki dzieci najbardziej, no i nie posiadania obecnie żadnej stałej pracy, bo rzuciłam ostatnią 8-godzinną, połączoną oczywiście z dojazdami, gdy zostałam z potomstwem sama. Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem, bo pod wszelkimi kreacjami inni odnaleźliby tę matkę właśnie, bo nie umiem nią nie być – i taką gołą zostawiliby samą sobie.
Jestem rozczarowana wymogami dzisiejszego świata, i nie zamierzam z nikim konkurować. Nie tylko dlatego, że nie mam szans wygrać, ale dlatego przede wszystkim, że żadna nagroda za bycie najzajebistszą, mnie nie interesuje.
Za cholerę nie nadaję się na influecerkę, czy blogerkę. Tego bloga traktuję jak szufladę na moje intymne pomysły – nawet nie jak na pamiętnik, bo tu nie do końca jestem ja. Tu jest podmiot liryczny, którym się bawię w zależności od mojego humoru. Czasem trochę opowiadam o sobie, nie powiem, że nie, ale częściej jednak odjeżdżam w świat wyobrażeń, marzeń, czy przesady, rozpaczy, nadużyć emocji, które wielbię jako oznakę bycia człowiekiem. Chcę zagłębiać się w różne światy, a nie skupiać na sobie i czubku własnych sutków. Dziwiłam się nie raz, gdy pisałam dość literacko o jakichś przeżyciach, i myślałam, że to oczywiste, że to tylko moja kreacja literacka, a nagle gdy wrzucałam to na facebooka, otrzymywałam komentarze świadczące, że ludzie wierzą, że to jestem całkowicie ja. I że trzeba mnie albo ratować i współczuć, czego naprawdę nie chcę, albo pouczać, wydrwić, i pokazać, jak ktoś by lepiej „to zrobił, czy przeżył” – tego tym bardziej nie potrzebuję.
I tak sobie wygdybałam, że skoro chcę zachować swoją prywatność, nie chcę tu pokazywać samej siebie, bo naprawdę jestem every-womanką, czy też every-matką – to ja tu będę prezentować moje alter ego. A więc przedstawię się Wam wreszcie Kochanieńcy! My name is Glory Hole. Tak, jak ta dziura w ścianie, która czeka na jakiegoś gościa, który wcale na nią nie spojrzy, ale chętnie z niej skorzysta…
Sorry, nie umiem się dzielić do końca swoim życiem prywatnym, umiem za to światem wewnętrznym, przeżyciami, emocjami na temat świata realnego, jak i wyobrażonego. Nie umiem być całkiem sobą przed wszystkimi, bo ja naprawdę jestem nieśmiałą osobą, skrytą pod wulgarną nazwą mojego bloga, którego nazwa od zawsze staje mi w gardle. Tutaj jestem tymi wszystkimi połkniętymi wyrazami, których mi nigdy nie wypadało powiedzieć, i tymi wszystkimi przygodami, których nie miałam odwagi przeżyć, i tymi wszystkimi romansami, w które nie dane mi było wejść.
Wcale nie mam ochoty na podziw, ani tym bardziej na hejt. Więc nie patrzcie już na mnie jak na realną osobę. Jestem swoim własnym tworem, żyjącym tylko na stronach bloga. Jestem Glory. Glory Hole.
Musiałam zacząć od przedstawienia się, a teraz powoli będę odkrywać więcej kart, które przy okazji będą jakby kartami z książki, o której wydaniu marzyłam, ale jak zawsze coś mi kurwa nie wyszło. Może dlatego, że jak mawiała najbliższa mi osoba, „wszystko czego się dotknę, zamienia się w gówno”. Tak już mam, że nie powinnam do niczego za bardzo się zbliżać, chociaż tak bardzo kocham dotyk, a wszystko co pragnę przytulić, pryska.
Może jak całkiem się roznegliżuję, znajdę osoby, które zechcą pomóc mi ubrać się w całość, i nie będą gardzić tą moją uległością i otwartością, a docenią każdy centymetr mojego ciała, które oddaję innym dla ich przyjemności, często sadystycznej, najbardziej popularnej w dzisiejszych – niby tak bardzo rozwiniętych, a jednak tak bardzo prymitywnych, czasach. A że nie jestem wystarczająco medialna, i za mało personalizuję siebie, wybaczcie, nie oddam siebie, bo tu naprawdę nie ma niczego ciekawego do dawania – Glory jest ciekawsza ode mnie. I to ona prędzej zdobędzie Wasze serca niż ja. Ja jestem obiektem pogardy. To ona kiedyś napisze książkę do końca. Bo ja nawet nie wiem jak się do końca nazywam, ani kim jestem, ani gdzie mieszkam. Ona jest bardziej osobą niż ja. Ona, ta którą tworzę, wierzę, że mnie samą ukształtuje, i nada kierunek mojemu życiu. Ona jest moim najlepszym wyobrażeniem, w które pragnę się zamienić.
Continue Reading

„Pigwa 2017”

Czemu „Pigwa 2017” przetrwała w słoiku do dzisiaj? Czemu mogę ją dodawać do herbaty, albo jeść łyżeczką i nie czuję, że już się do niczego nie nadaje? Mimo że ma już tyle lat. Czemu smakuje tak dobrze, rozpływa się w ustach i wyraźnie czuję jej słodko-kwaśne nuty?

Czy gdybym zamknęła nas w słoiku, też byśmy nadal tak samo smakowali? Czy umielibyśmy ze sobą wytrzymać tyle czasu w zamknięciu? Czy nasze słodko-kwaśne nuty zamieniłyby się w gorycz? Zgniły, spleśniały, albo zostały zjedzone przez robaki? Nie chciałeś być zawekowany, więc zostałam sama w otwartym słoiku, i czuję jak zamieniam się w pył. Mój miąższ usechł, a ja nie mam sił na domknięcie słoiczka, by nie ulegać dalszemu rozkładowi. Nie dopuszczam też żadnego innego dodatku poza tobą, a wiem, że ty wolisz wylądować w słoiku o piękniejszych kształtach, i zmieszać się z bardziej wysublimowanym smakiem. Pozostało mi więc wąchać powietrze w tęsknocie za twoim zapachem, i pogodzić się z rozkładem moich składników. I nabierać czasem na łyżeczkę „Pigwę 2017” na potwierdzenie, że i my mogliśmy przetrwać. Że i my mogliśmy do tej pory cieszyć zmysły.

 

Photo by Jojo Yuen (sharemyfoodd) on Unsp

Continue Reading

Odebrane marzenia

Ludzie żyją po to by spełniać swoje marzenia przez odbieranie ich innym… Wygrywają najsilniejsi emocjonalnie. W dzisiejszych czasach psychopaci żyją jak pączki w maśle. Ja się kurwa nie umiem z tym pogodzić. Walczmy o resztki uczuć. Nie nazywajmy żenującymi naszych słabości, wrażliwości, tęsknot. To dzięki nim jesteśmy jeszcze ludźmi… I to jest w nas właśnie piękne, bo sprawia, że działamy czując, a nie poddając się instynktom i pragnieniu władzy. Ale to w nas zanika, odchodzi w przeszłość jako cecha wydrwiona przez nadczłowieka, który gardzi tym co ckliwe. Tym co delikatne. Jak ciało składające się z cienkiej skóry, z której łatwo wycisnąć pot, łzy i krew…

To zdjęcie łamie serce. Ale coraz mniej jest serc na świecie podlegających złamaniu. Panuje nie-czułość, nie-miłość, nie-ckliwość, nie-tęsknota. Zapanowała już całkiem nie-ludzkość. Czy jak Nietzsche to nazywał – NADLUDZIE. Ostatnie ludzkie serca się łamią, inne już dawno zamieniły się w skałę.

Continue Reading