Czy można złapać marzenie w dłonie tak by ono nie prysło?

Ten rok był rokiem moich wielkich strat. Straciłam nadzieję na przeprowadzkę do wymarzonego domu. Straciłam zaufanie do kilku ważnych dla mnie osób. Straciłam tatę… Zrezygnowałam z wielu rzeczy, godząc się już, że nie znajdę na nie miejsca w życiu. Zdałam sobie sprawę, że umiem już idealnie przeżywać straty. Nic tak nie uczy pokory jak kolejne minusiki przy liście pragnień. O dziwo moje marzenia nie obniżają lotów nawet jeśli się ich wyrypie milion pięćset. Nie, ja ciągle kur*a marzę. Tylko to mi dobrze wychodzi. Potrafię w nie-rzeczywistość. Potrafię w niespełnialność mimo dążenia do spełnienia, co utrzymuje marzenia ciągle w tym iluzorycznym świetle. To jak moja osobista fatamorgana, droga do celu, który ciągle się przesuwa, i do którego nie mam sił dojść. Spełnione marzenia przestają być nimi. Stają się jedynie wypełnieniem pięknego planu wraz z oddaleniem tej pięknej wizji, która w dotyku i smaku już nie jest taka sama, co była w urojeniach… Więc idę dalej w ten Nowy Rok, który może w końcu pokaże mi, czy można złapać marzenie w dłonie tak by ono nie prysło…

Continue Reading

Jakiś fragment jakiejś tam całości – ZAPISKI MATKI KURWA POLKI, fragm.2

„Imię: Julka. Wiek: 37 lat, płeć: żeńska, stan cywilny: rozwódka. Stan emocjonalny: bardzo, bardzo rozedrgany. Poziom poczucia samotności: 200 %. Znaki szczególne: małe piersi i większy od nich brzuch, wystający spod nich z zazwyczaj ciasno dopiętych dżinsów, obsesja na punkcie odchudzania. Waga: 64 kg. Uzależnienia: od papierosów i „Pewnego Kogoś”, o imieniu Piotrek. Chociaż lepiej pasuje mu zdrobnienie: Piotruś. No – bo bardzo przypomina Piotrusia Pana – związkofoba i emocjonalnego popaprańca. (…)

Continue Reading

„Odebrany oddech” (fragment pierwszy)

A więc tak… Nie wiem co dalej, ale na razie po będę tutaj odkrywać coś, co ze mnie wyciekło jakiś czas temu. Dziękuję firmie OhStone, tej od dild i jajek yoni z kamieni szlachetnych, za wsparcie projektu – pisania w sieci <3

I po troszku karta za kartą, będę odkrywać to, co dotąd skrywałam przed Wami 🙂

„PROLOG

Jestem podarta. Jak ta książka, która nie powinna powstać. Bo jej zakończenie już nie będzie szczęśliwe, choć tak planowałam. Niczego nie wolno planować. Nawet książek. Zawsze coś może wyskoczyć, co zmieni bieg wydarzeń udowadniając nam, że nie jesteśmy nieomylni. Że sami nie decydujemy o naszym życiu. Że również też coś poza nami wpływa na to, co robimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy. A nawet na to, o czym piszemy… My możemy się starać nadać jakiś bieg wydarzeń, ale to nie zawsze wystarczy, żeby to, do czego dążymy, nam wyszło. I najgorsze jest chcieć czegoś mocno, najmocniej, i tego nie otrzymać mimo największych starań.

Ja już wiem, jak to jest. Bardzo dobrze wiem.

Tlę w sobie skrytą nadzieję, że może jeśli w życiu nie spełniły się nasze marzenia, to los sam nas wynagrodzi czymś nawet piękniejszym niż to, na co mieliśmy nadzieję. Czymś, o czego zaistnieniu nawet nie myśleliśmy, że mogłoby być realne. Czasem trzeba spokojnie poczekać na coś, co samo na naszą drogę wejdzie. I nas zaskoczy. Niespodzianki potrafią być piękniejsze od marzeń. I chociaż marzymy o najcudowniejszych obrotach losu, to nadajemy im w naszej wyobraźni zawsze jednak jakiś obraz. A czasem właśnie ten niezdefiniowany kształt naszych marzeń, jest najpiękniejszy. Musimy tylko dać się mu uwieść. I zauważyć, że coś, co nas spotyka, jest najpiękniejszym prezentem od losu.

Tylko ciężko jest w to uwierzyć, kiedy cały czas pokładało się wiarę w coś innego, z czego trzeba rezygnować.

Nie chcemy w życiu błądzić, ale czasem jak zboczymy w jakieś uboczne miejsca, to możemy to potraktować jak przygodę i doświadczenie, które nas w pewien sposób określa. Daje nam negatywną definicję nas samych, czyli charakteryzuje nas poprzez to, czym nie chcemy być, z kim nie chcemy być, i czego nie chcemy robić. I upewnienie się, w którą stronę chcemy iść. Z tych bezdroży. I nakierowanie się na poszukiwanie swojej pozytywnej definicji własnej osoby… Tej, której nie bylibyśmy byli pewni, gdybyśmy nie zeszli z utwardzonej drogi prowadzącej dokądś. Dobrze jest więc czasem zabłądzić. Poznać zakamarki naszego niechcenia, utwierdzające nas w tym, czego pragniemy.

Tak sobie myślę, że może… Może inne zakończenie książki następuje po jej napisaniu… A nawet, że książka nigdy się nie kończy, ani nigdy nigdzie nie zaczyna. Bo ona zasadza się na jakiejś historii, która ma swoją jeszcze wcześniejszą, jak i dalszą historię. I zawsze jest jakiś ciąg dalszy. I ten ciąg dalszy NASTĄPI. Musi nastąpić! A ja się skleję. Na pewno się skleję!”

Glory Hole

Część dalsza nastąpi. Na pewno nastąpi 😉

 

Continue Reading

Nazywam się Glory Hole

Dużo osób, które mnie nie znały czytając mojego bloga, mówiły, że wyobrażały sobie pewną siebie, zdzirowatą i waleczną zołzę z racji dość obscenicznej nazwy bloga (który prowadzę), i że zdziwiły się, że gdy mnie poznały, odkryły raczej wycofaną, nadwrażliwą osobę – ja bym dodała do tego „mało celebrycką”. Jestem zwykła jak mieszkanie w bloku, przydrożna jak prostytutka, na wyciągnięcie ręki jak Lidl, czy Biedronka, albo Żabka, obdrapana jak ciuchy z second handów, w których się często ubieram.
Jestem mało interesująca dla facetów, z racji posiadanej trójki dzieci najbardziej, no i nie posiadania obecnie żadnej stałej pracy, bo rzuciłam ostatnią 8-godzinną, połączoną oczywiście z dojazdami, gdy zostałam z potomstwem sama. Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem, bo pod wszelkimi kreacjami inni odnaleźliby tę matkę właśnie, bo nie umiem nią nie być – i taką gołą zostawiliby samą sobie.
Jestem rozczarowana wymogami dzisiejszego świata, i nie zamierzam z nikim konkurować. Nie tylko dlatego, że nie mam szans wygrać, ale dlatego przede wszystkim, że żadna nagroda za bycie najzajebistszą, mnie nie interesuje.
Za cholerę nie nadaję się na influecerkę, czy blogerkę. Tego bloga traktuję jak szufladę na moje intymne pomysły – nawet nie jak na pamiętnik, bo tu nie do końca jestem ja. Tu jest podmiot liryczny, którym się bawię w zależności od mojego humoru. Czasem trochę opowiadam o sobie, nie powiem, że nie, ale częściej jednak odjeżdżam w świat wyobrażeń, marzeń, czy przesady, rozpaczy, nadużyć emocji, które wielbię jako oznakę bycia człowiekiem. Chcę zagłębiać się w różne światy, a nie skupiać na sobie i czubku własnych sutków. Dziwiłam się nie raz, gdy pisałam dość literacko o jakichś przeżyciach, i myślałam, że to oczywiste, że to tylko moja kreacja literacka, a nagle gdy wrzucałam to na facebooka, otrzymywałam komentarze świadczące, że ludzie wierzą, że to jestem całkowicie ja. I że trzeba mnie albo ratować i współczuć, czego naprawdę nie chcę, albo pouczać, wydrwić, i pokazać, jak ktoś by lepiej „to zrobił, czy przeżył” – tego tym bardziej nie potrzebuję.
I tak sobie wygdybałam, że skoro chcę zachować swoją prywatność, nie chcę tu pokazywać samej siebie, bo naprawdę jestem every-womanką, czy też every-matką – to ja tu będę prezentować moje alter ego. A więc przedstawię się Wam wreszcie Kochanieńcy! My name is Glory Hole. Tak, jak ta dziura w ścianie, która czeka na jakiegoś gościa, który wcale na nią nie spojrzy, ale chętnie z niej skorzysta…
Sorry, nie umiem się dzielić do końca swoim życiem prywatnym, umiem za to światem wewnętrznym, przeżyciami, emocjami na temat świata realnego, jak i wyobrażonego. Nie umiem być całkiem sobą przed wszystkimi, bo ja naprawdę jestem nieśmiałą osobą, skrytą pod wulgarną nazwą mojego bloga, którego nazwa od zawsze staje mi w gardle. Tutaj jestem tymi wszystkimi połkniętymi wyrazami, których mi nigdy nie wypadało powiedzieć, i tymi wszystkimi przygodami, których nie miałam odwagi przeżyć, i tymi wszystkimi romansami, w które nie dane mi było wejść.
Wcale nie mam ochoty na podziw, ani tym bardziej na hejt. Więc nie patrzcie już na mnie jak na realną osobę. Jestem swoim własnym tworem, żyjącym tylko na stronach bloga. Jestem Glory. Glory Hole.
Musiałam zacząć od przedstawienia się, a teraz powoli będę odkrywać więcej kart, które przy okazji będą jakby kartami z książki, o której wydaniu marzyłam, ale jak zawsze coś mi kurwa nie wyszło. Może dlatego, że jak mawiała najbliższa mi osoba, „wszystko czego się dotknę, zamienia się w gówno”. Tak już mam, że nie powinnam do niczego za bardzo się zbliżać, chociaż tak bardzo kocham dotyk, a wszystko co pragnę przytulić, pryska.
Może jak całkiem się roznegliżuję, znajdę osoby, które zechcą pomóc mi ubrać się w całość, i nie będą gardzić tą moją uległością i otwartością, a docenią każdy centymetr mojego ciała, które oddaję innym dla ich przyjemności, często sadystycznej, najbardziej popularnej w dzisiejszych – niby tak bardzo rozwiniętych, a jednak tak bardzo prymitywnych, czasach. A że nie jestem wystarczająco medialna, i za mało personalizuję siebie, wybaczcie, nie oddam siebie, bo tu naprawdę nie ma niczego ciekawego do dawania – Glory jest ciekawsza ode mnie. I to ona prędzej zdobędzie Wasze serca niż ja. Ja jestem obiektem pogardy. To ona kiedyś napisze książkę do końca. Bo ja nawet nie wiem jak się do końca nazywam, ani kim jestem, ani gdzie mieszkam. Ona jest bardziej osobą niż ja. Ona, ta którą tworzę, wierzę, że mnie samą ukształtuje, i nada kierunek mojemu życiu. Ona jest moim najlepszym wyobrażeniem, w które pragnę się zamienić.
Continue Reading

Od pisania najbardziej boli dupa

Tak się Wam tylko zwierzę, że od pisania najbardziej boli DUPA. Nie palce, nie głowa. A dupa. Bo jak piszesz, to siedzisz w tym samym miejscu, czując swoją wysiedzianą samotność, podczas gdy inni radośnie zapierdalają nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, gardząc tymi, co nie potrafią tak samo w podskokach omijać to, co ja wysiaduję. Jak kura swoje jajka. Czy też jak ja te moje „pisanki”.

I serce jeszcze mnie trochę boli. Trochę bardzo, bym nawet powiedziała. Bo lubię sobie w nim majstrować długopisem. I wyjmować naczynka krwionośne na kartki.

Ale coś tam piszę, i piszę. I poprawiam, poprawiam. Mimo bólu serca. Mimo bólu dupy. Mam nadzieję, że ten ból nie pójdzie sie jebać. Ból przecież służy do rodzenia.

Jeszcze będzie pięknie. Jeszcze będzie życie. Albo chociaż książka. Jeszcze tylko trochę. Obiecuję to na ból mojej dupy!

Photo by delfi on Unsplash

Continue Reading