Często snujemy wielkie plany. Dużo marzymy, dużo chcemy, mocno czegoś pragniemy. A koniec końców, nie mamy sił na realizację tego wszystkiego. I chcemy żeby wszystko samo się odwołało i przeminęło.
Żeby wakacje przeleciały jak najszybciej. Imprezy, które organizujemy wreszcie się skończyły. Pragniemy zwolnić. Pragniemy spokoju. Ale żyjemy w strachu nie tylko, że życie nam ucieka, ale i że nie będziemy tak fajni jak inni. Więc dalej się nakręcamy. Dalej coś planujemy. Często na siłę. Żeby tylko się czymś wyróżnić, i poczuć, że coś znaczymy.
Marząc w głębi duszy o odpoczynku od tego wszystkiego… Więc jak na przekór: chcąc złapać chwile, tak naprawdę chcemy by szybko zniknęły. I nie chcąc tracić życia, tak naprawdę właśnie je marnujemy… Na nerwowe przeżywanie chwil. Nawet nie zauważamy kiedy zamiast gonić życie, tak naprawdę doganiamy śmierć. Zwolnijmy, spójrzmy na wszystko z perspektywy stania, a nie biegania. Gdy obraz się nie rusza, jest dużo piękniejszy.