Najgorsze jest zdać sobie sprawę, że się jest BYLE KIM. Że się ma byle jakie mieszkanie, że się zarabia byle jakie pieniądze, chodzi do byle jakiej pracy. Że się spędza swój czas wolny też byle jak, i nawet wakacje spędza byle jak. I że się czujesz z tym wszystkim fatalnie… Z tym, że masz byle jakie plany. I nawet marzeń nie śmiesz mieć innych niż byle jakie.
Jedyne co masz w sobie wielkiego to MIŁOŚĆ. To chęć dawania siebie. Całej. Takiej właśnie byle jakiej… A tego raczej nikt przyjąć nie zapragnie. Wielkość tej MIŁOŚCI jest tak bardzo niepotrzebna. I tak poniżona w swojej wyniosłości poza stan bylejakości, z jakiej się rodziła, i z jakiej sobie bezczelnie rości prawo odchodzić. Jednak ludzie jej nie pozwolą na odwzajemienie. Musi się pogodzić ze swoim pochodzeniem. I ze swoją przynależnością do poczucia odrzucenia. I zawsze wracać na swoje miejsce: w bolesny świat niespełnienia.