Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM?

Nie pamiętam już, jaki miałam ulubiony kolor. Czy niebieski jak niebo, spokój i smutek? Czy ciemnoczerwony jak wino, w które często patrzyłam odwracając wzrok od życia? A może zielony jak trawa, w której tak bardzo lubię się cała topić? Czy jednak żółty jak słońce, w które teraz patrzę oślepiając zmysł wzroku, bo już nie wierzę moim oczom? I kieruję moje ciało spragnione ciepła do jego promieni, którym jako jedynym pozwalam się pieścić. Nie wiem już sama, czy jestem bardziej spragnione bliskości, czy jednak mocniej się jej boję. Niczego już zresztą nie jestem pewna (…)

A jakie było moje ulubione jedzenie? Pewnie jakieś ciasto? A może jednak jakieś warzywo albo owoc? A może kaszka kukurydziana, czy też puree ziemniaczane? Bo one tak łatwo się przełykają. A przecież od kilku lat mam problemy z jedzeniem, i ze wszystkim co związane jest z życiem. Więc zapomniałam już co to smak. Ważniejsza dla mnie jest lekkość i delikatność, bo nie daję już rady z niczym ciężkostrawnym. Nie mam też odwagi na ostre albo kwaśne smaki. Ukojenie znajduję w mdłości.

Albo ulubione miejsce? Gdzie się ono podziało? Czy to ten plac zabaw, na którym od małego przesiadywałam w piaskownicy, i gdy byłam starsza, paliłam tam papierosy? O, i to tam pierwszy raz się całowałam. Z takim fajnym chłopakiem! Jak on miał na imię? Co się z nim stało?

A może tym moim ulubionym miejscem była jednak ścieżka prowadząca do lasu za moim blokiem, po której dreptałam z moim psem? Ojej, tak przypominam sobie mojego psa! Nikt mnie tak nie kochał jak on. Za nikim tak nie tęskniłam, gdy ktoś kazał mi go porzucić, żeby przeprowadzić się za jego marzeniami.

A jakie były moje marzenia? Kiedy zniknęły?! I jak mogłam im pozwolić aż tak się oddalić? I kim marzyłam, że zostanę gdy dorosnę? Nauczycielką? Bo tak lubiłam panią od polskiego przecież. Boże, ona była dla mnie jak druga mama. Czemu nie byłam na jej pogrzebie?

A może chciałam być pisarką? Tak, pisałam przecież takie długie opowiadania pełne moich najgłębszych pragnień. A czemu teraz nie mogę sobie przypomnieć żadnego pragnienia? Może uznałam, że nigdy ich nie dam rady zaspokoić, i nie ma sensu ich w sobie nosić?

Jak mogłam tak bardzo zagłuszać i unieważniać głos własnego serca? Jak bardzo mogłam oddać swoje życie w czyjeś ręce? Jak mogłam zapomnieć o tylu miejscach i rzeczach, które tak bardzo kochałam? Jak mogłam nie zauważyć zniknięcia tylu osób wokół? Czemu nie wierzyłam w żaden swój ruch, i potrzebowałam czyjejś ręki, żeby mnie ciągnęła za sobą jak worek z przyborami domowymi? I jak mogłam nie zauważyć, że ta ręka, której złapałam, ciągnie mnie dalej i dalej od mojego życia? Komu je oddałam? A nie! Nie, tego nie chcę akurat pamiętać.

Tak bardzo bym chciała przenieść się z powrotem do tego, z czego chciałam ulepić swoje życie, ale ta glina już stwardniała. Mój dawny sen nigdy się nie spełni, bo nie dałam mu się śnić wtedy, kiedy był czas śnienia. Za późno udało mi się obudzić. Z koszmarnej jawy, do której nie chcę wracać. I mam wrażenie, że ciągle w niej jestem. Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM? Czy ja w ogóle jeszcze BĘDĘ?”

Photo by Joshua Sortino on Unsplash

Continue Reading

Nie, NIE PRZEPRASZAM, że ŻYJĘ!

Byłam jedną z tych, które się popycha i przestawia. Które się o coś ciągle prosi bez skrupułów, bo nigdy nie odmawiają. I sugeruje, co powinny zrobić, bo powinny robić to, co innym się podoba. Tych, na które łatwo coś zwalić, i które zawsze się podejmą nawet tego, co niewykonalne, oraz wezmą na siebie całą winę, nawet zupełnie wymyśloną, jeśli komuś jest za ciężko, by się do niej przyznać. (…)

Continue Reading

A mogło być takie piękne

Nie mogłam patrzeć jak wyrywasz to,

co powstało między nami.

I odchodzisz umyć ręce

po wykonanym zabiegu.

Dokonałeś na moim ciele aborcji,

na którą nie wyrażałam zgody.

Ciągle nie mogę dojść do siebie.

Leżę już siedemset pięćdziesiąt trzy dni

z rozerwanymi narządami wewnętrznymi.

I spuchniętym sercem.

W żałobie.

Nad życiem.

Które mogło być.

Mogło być takie piękne.

Photo by David Fanuel on Unsplash

Continue Reading

Tylko wariatka

Pewnego dnia wyskoczyłam z tego pociągu, którym gnałam do stolicy wiedzy, żeby być w jakimś centrum, wśród innych skupionych też centralnie na sobie. Zrozumiałam, że każdy widzi w innych tylko zagrożenie swojej własnej osoby, więc każdy dąży do wiecznego tworzenia własnego wizerunku zapominając o zwykłym przeżywaniu rzeczy. (…)

Continue Reading

Jak pies

Kiedyś miałam siły włóczyć się po świecie, i szukać towarzyszy wędrówki. Myślałam, że z innymi będzie raźniej. I weselej. Codziennie pukałam bezskutecznie do innych domów, w których chowali się przed światem ludzie. Każdy z nich wolał stać w miejscu przy kominku pilnując tego źródła ciepła, niż podbijać świat zabijając swą niewiedzę i jego nieznajomość własnym marszem i dotykiem rzeczy.

Continue Reading