Szacunku i godności. Tylko tyle chcemy.

Kiedyś byłam postawiona dylematowi moralnemu, czy poddać się terminacji ciąży. Zanim lekarze ocenili, że jednak nie jest tak źle, jak na początku podejrzewali, już podjęłam swoją decyzję, że nawet jeśli mam urodzić niepełnosprawne dziecko, nie przerwę ciąży. Ale to była moja osobista decyzja. (…)

Co ważne, w trakcie jej podejmowania, nie mogę słuchać nawet rodziny, albo partnera: to jest osobisty wybór. Gdybym wtedy podjęła decyzję o terminacji ciąży, szczególnie poprzez namowy innych osób, całe życie bym była załamana swoją decyzją. Bo są pewne rzeczy, o których musimy DECYDOWAĆ SAMI. W tym o posiadaniu dzieci. Zastanawiające jest to, że faceci mogą dokonać w naszym kraju zabiegu wazektomii, a kobiety prawnie nie mogą podciąć swoich jajowodów. Jakby najważniejsze było, żeby nie niszczyć „naczyń” na dzieci, a nie osób, które chciałyby mieć dzieci. Jest to jaskrawy przykład uprzedmiotowienia kobiet przy jednoczesnym pozwoleniu mężczyznom na decydowanie o własnym losie.

Nie lubię być utożsamiana z pomysłem na to, że aborcja to wybryk i jakieś widzi mi się po zabawie w seks. Nie chcę też wspierać lasek, które robią z aborcji sobie ołtarzyk swojego wyzwolenia i zajebistości, i chwalą się, jak to one kiedyś poddały się aborcji, jeśli zachodziły w ciążę z bezmyślności. Bo sobie samym robią krzwdę poddając się aborcji, a nie lubię ludzi, którzy nie szanują życia: tak czyjegoś, jak i swojego. Ale każdemu może się zdarzyć być w sytuacji podbramkowej. Każdemu też zdarzy się starcić na chwilę swój rozsądek. I każdy ma prwo być potraktowany jak CZŁOWIEK: z odpwiednią dozą szacunku i współczucia. Bo jesteśmy istotami cierpiącymi, i powinniśmy starać się niwelować cierpienie, bo i tak z niego się składamy całe życie, i jedyne co możemy robić, to zmniejszać jego ilość.

Każdy człowiek ma PRAWO DO GODNOŚCI. To jest nasze podstawowe prawo. Trzeba pomagać w uzyskaniu prawa do aborcji tym kobietom, które nie chcą mieć dziecka, i byłoby więcej zła i cierpienia, gdyby je urodziły, a tym bardziej tym, których dziecko może urodzić się z wadami wrodzonymi. Albo z gwałtu… Mówi się dużo o laskach, które specjalnie zachodzą w ciążę, żeby „złapać”kolesia „na dziecko”. A jakoś wcale się nie mówi o kolesiach, którzy żeby przytrzymać swoją ofiarę przy sobie, „niechcący” się w nią spuszczają, i potem każą im donosić ciążę, nawet jak jej wcale nie planowali. A dużo jest takich. Albo takich, którym po pijaku jakoś niechcący w kobiecie kończą, i  nawet o tym nie pamiętają. A kobieta nosi tego skutki w sobie, w swoim ciele.

Nie namawiam nikogo, żeby koniecznie poddawać się aborcji – nawet w skrajnych przypadkach może się zdarzyć kobieta, która mimo różnych przesłanek, chce mieć dziecko, nawet chore. A nawet z gwałtu… Pewne decyzje muszą pozostać osobiste, bo inaczej człowiek całe życie będzie żałował. Aborcja to jedna z tych decyzji, które są jak tragedia grecka, bo zawierają konflikt tragiczny: cokolwiek nie zrobisz będzie źle, ale musisz tak wybrać, by się lepiej z tym czuć niż w przypadku innego wyboru. Nie zawsze w życiu jest tak dobrze, że wszystko układa się w wybory dobra i zła. Czasem coś jest dla nas złe i bardziej złe. I musimy uniknąć większego bólu i rozdarcia emocjonalnego poprzez rozmowę z własnym sumieniem. Bo pewne wybory nie mogą podlegać prawu jurydycznemu, nakazom prawa, ani nakazom innych ludzi – tylko danej jednostce myślącej i czującej. Nie można brać w niewolę ciał kobiet. Bo kobieta to nie tylko ciało. To nie tylko inkubator.

Musimy zadać sobie pytanie: czy kazalibyśmy zgwałconej kobiecie urodzić dziecko? I ile jest zgwałconych kobiet, które się do tego nie przyznają, i które tego nie zgłosiły, bo się wstydziły, bały, bo nie chciały o tym mówić? (więc też nie mają prawa na usunięcie niechcianej ciąży). Albo czy kazalibyśmy urodzić dziecko kobiecie, która jest w przemocowym związku, z którego niestety jeszcze nie wyszła? Zgwałconej emocjonalnie? Zmuszanej do bycia w związku, a na dodatek do urodzenia niechcianego dziecka, żeby tylko ją przytrzymać siłą w tej przemocowej relacji? Czy każda z nas nie dałaby takiej kobiecie tabletek na aborcję? Jak antidotum na ucieczkę z tego uwiązania od przemocowca?

Każda z nas mogłaby być  JUSTYNĄ, która dała potrzebującej kobiecie swoje własne tabletki na aborcję. Której teraz grozi więzienie i właśnie staje przed sądem…

Za co? Za empatię?

Zdj. Marta Frej

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.