No dobra, kochanieńcy? Jakimi wyzwiskami najczęściej nazywają Was Wasi toksyczni byli/a może i teraźniejsi partnerzy/partnerki? Wyzwiskami i epitetami. Może jak ktoś to przeczyta, to zorientuje się, że żyje w toksynach, bo tak tylko wspomnę, że nie każdy wie, że nie wolno trwać w związku, ani nawet w relacji jakiejkolwiek, związanej chociażby z ustalaniem opieki nad dziećmi z kimś, kto nas gnoi. Ja znam takie zwroty: „Jesteś toksyczna/popie*dolona/psychiczna/musisz się leczyć/bierz lepsze leki/powtarzam ci, lecz się/jesteś śmierdzącym leniem/niczego nie ogarniasz/przez ciebie coś się stało/przez ciebie coś się stanie/przez ciebie wszystko co złe/jesteś poje*ana/żenująca/nieogarnięta/szurnięta… JESTEŚ S*KĄ, DZI*KĄ… JESTEŚ KU*WĄ…” (…)
Przemoc to nie tylko siniaki
MASZ PRAWO GŁOSU! MASZ PRAWO KRZYCZEĆ!
Z przemocą to jest tak, że czasem się jej już nie zauważa. Że zaczyna się z nią żyć jak z nabytą chorobą. Że omija się rozmowy o niej, zapomina nawet, przyzwyczaja. Do poniżenia, wyzwisk, wykorzystywania. Do odebranej godności. (…)
Nikt nie ma prawa rządzić Twoim życiem
Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM?
Nie pamiętam już, jaki miałam ulubiony kolor. Czy niebieski jak niebo, spokój i smutek? Czy ciemnoczerwony jak wino, w które często patrzyłam odwracając wzrok od życia? A może zielony jak trawa, w której tak bardzo lubię się cała topić? Czy jednak żółty jak słońce, w które teraz patrzę oślepiając zmysł wzroku, bo już nie wierzę moim oczom? I kieruję moje ciało spragnione ciepła do jego promieni, którym jako jedynym pozwalam się pieścić. Nie wiem już sama, czy jestem bardziej spragnione bliskości, czy jednak mocniej się jej boję. Niczego już zresztą nie jestem pewna (…)
A jakie było moje ulubione jedzenie? Pewnie jakieś ciasto? A może jednak jakieś warzywo albo owoc? A może kaszka kukurydziana, czy też puree ziemniaczane? Bo one tak łatwo się przełykają. A przecież od kilku lat mam problemy z jedzeniem, i ze wszystkim co związane jest z życiem. Więc zapomniałam już co to smak. Ważniejsza dla mnie jest lekkość i delikatność, bo nie daję już rady z niczym ciężkostrawnym. Nie mam też odwagi na ostre albo kwaśne smaki. Ukojenie znajduję w mdłości.
Albo ulubione miejsce? Gdzie się ono podziało? Czy to ten plac zabaw, na którym od małego przesiadywałam w piaskownicy, i gdy byłam starsza, paliłam tam papierosy? O, i to tam pierwszy raz się całowałam. Z takim fajnym chłopakiem! Jak on miał na imię? Co się z nim stało?
A może tym moim ulubionym miejscem była jednak ścieżka prowadząca do lasu za moim blokiem, po której dreptałam z moim psem? Ojej, tak przypominam sobie mojego psa! Nikt mnie tak nie kochał jak on. Za nikim tak nie tęskniłam, gdy ktoś kazał mi go porzucić, żeby przeprowadzić się za jego marzeniami.
A jakie były moje marzenia? Kiedy zniknęły?! I jak mogłam im pozwolić aż tak się oddalić? I kim marzyłam, że zostanę gdy dorosnę? Nauczycielką? Bo tak lubiłam panią od polskiego przecież. Boże, ona była dla mnie jak druga mama. Czemu nie byłam na jej pogrzebie?
A może chciałam być pisarką? Tak, pisałam przecież takie długie opowiadania pełne moich najgłębszych pragnień. A czemu teraz nie mogę sobie przypomnieć żadnego pragnienia? Może uznałam, że nigdy ich nie dam rady zaspokoić, i nie ma sensu ich w sobie nosić?
Jak mogłam tak bardzo zagłuszać i unieważniać głos własnego serca? Jak bardzo mogłam oddać swoje życie w czyjeś ręce? Jak mogłam zapomnieć o tylu miejscach i rzeczach, które tak bardzo kochałam? Jak mogłam nie zauważyć zniknięcia tylu osób wokół? Czemu nie wierzyłam w żaden swój ruch, i potrzebowałam czyjejś ręki, żeby mnie ciągnęła za sobą jak worek z przyborami domowymi? I jak mogłam nie zauważyć, że ta ręka, której złapałam, ciągnie mnie dalej i dalej od mojego życia? Komu je oddałam? A nie! Nie, tego nie chcę akurat pamiętać.
Tak bardzo bym chciała przenieść się z powrotem do tego, z czego chciałam ulepić swoje życie, ale ta glina już stwardniała. Mój dawny sen nigdy się nie spełni, bo nie dałam mu się śnić wtedy, kiedy był czas śnienia. Za późno udało mi się obudzić. Z koszmarnej jawy, do której nie chcę wracać. I mam wrażenie, że ciągle w niej jestem. Czy ja w ogóle jeszcze JESTEM? Czy ja w ogóle jeszcze BĘDĘ?”
Photo by Joshua Sortino on Unsplash
Walcz o SWOJE ŻYCIE!
Myślisz, że jesteś wariatką. Że nie nadajesz się do życia. Wierzysz w to, bo on ciągle to podkreśla. I to, że masz być jemu wdzięczna, że w ogóle ktoś z tobą żyje, a on zarabia na twoje zachcianki. Tylko te twoje zachcianki są minimalne, włosy i paznokcie nawet sobie sama malujesz, bo wiesz że wypomniałby ci kosmetyczkę, fryzjera, i wszystkie inne „zbytki”. A ubierasz się coraz częściej w secondhandach, bo nie czujesz, że zasługujesz na lepsze rzeczy niż te zniszczone, zużyte. Do baru chodzisz najwyżej na jednego drinka, żeby poudawać przed koleżankami, że wszystko jest ok. I pozazdrościć im ich życia. (…)
Wyłam się!
Zazwyczaj to wszystko wygląda niewinnie. Myślisz, że z miłości tak cię chroni przed innymi. Tak odgradza od przyjaciół i rodziny. Tak ci pokazuje, jakim jesteś dla nich zerem. Gra przed innymi słodkiego i poukładanego, i tylko przed Tobą swoje prawdziwe oblicze. I myślisz, no bo dobry chłopak, nie chce pewnie innym pokazywać złych emocji. Tylko czemu akurat NA TOBIE się wyżywa? Czemu akurat TY to masz znosić? Czemu Ty akurat masz jemu podlegać? Jego słuchać, jemu wierzyć, jego wspierać? Czemu masz być jego prawdziwym wszechświatem? Po to, żeby potem było mu tak łatwo funkcjonować jako zajebistemu kolesiowi? A TY?! A TY GDZIE JESTEŚ?! (…)