Od zawsze zbierałam baloniki. Nie wiem kiedy stało się tą moją rutyną. Ludzie nie doceniają baloników. Myślą że są takie niepraktyczne i niemodne. A one mają przecież niesamowitą moc. Potrafią unosić niezwykle wysoko. (…)
Nie umiem wytłumaczyć tego, w jaki sposób powietrze zamknięte szczelnie w gumowej oprawie potrafi pociągać za sobą z taką siłą. Kiedy idę ze swoimi balonikami po ulicy, czuję, że się nad nią unoszę. Zamykam więc szczelnie w nich moje sny, i biorę je wszędzie ze sobą trzymając je na wstążeczkach, okręcając ją wokół nadgarstków, czasem tak ciasno, że mam od nich bolesne ślady. Ale wolę czuć ten ból, bo wtedy wiem na pewno, że one naprawdę istnieją. Krew na moich rękach to tylko dowód na ich istnienie.
Nie obchodzą mnie już spojrzenia ludzi, ani to że wytykają mnie palcami: „Ta od kolorowych baloników”. Jest mi lżej pogodzić się z tym, że wszystko co mam, każde marzenie, każdą tęsknotę, każde wspomnienie, mogę przełożyć kilkoma ciężkimi westchnieniami, a czasem nawet łkaniem, do tego rozciągliwego worka, który tak doskonale dostosowuje swoją wielkość do wielkości moich pragnień. Nie pozostało mi nic innego do trzymania za rękę niż smycze ze wstążeczek, które prowadzą do moich marzeń.
Codziennie biorę je na długi spacer, mając nadzieję, że nie będą potem mi tak dokuczać w domu. Bo jednak jest ich już tak dużo, że sprawiają mi problem w poruszaniu się z pokoju do kuchni czy łazienki. Wszędzie za mną latają, i wpadają ciągle mi pod nogi. Czasem jestem już tak zmęczona, że pragnę, by któryś sznureczek się ode mnie odczepił i odleciał razem z balonikiem pełnym niespełnionych marzeń. Ale wiem, że za bardzo bym za nim płakała, i puściłabym z bólu całą resztę. Więc dalej codziennie doczepiam kolejne baloniki, choć jest mi coraz trudniej utrzymać równowagę.
Myślę, że któregoś dnia odlecę razem z moimi marzeniami. I już nie wrócę na ziemię. A na razie zachwycam się chwilami uniesień, gdy któreś z moich balonikowych nadziei wznosi się tak wysoko ciągnąc mnie za sobą, że czuję, że latam. Uwielbiam przemierzać obłoki i otaczać się chmurami. I podążać za tęczą, która nadała kolory moim balonom. Codziennie chronię je, żeby nikt ich nie przebił. Muszę bardzo na nie uważać, bo ludzie lubią robić psikusy. I naprawdę nie rozumiem, jak można się śmiać z tego, że komuś pękł, albo odleciał, balon.
Ludzie są tacy niewrażliwi na kolory tęczy.
Photo by Adi Goldstein on Unsplash