Poranki moje od poniedziałku do piątku to koszmar popędzany koszmarem. Sama ledwo co swoje zwłoki ściągam z łóżka, i nie świecę przykładem porannego zorganizowania przed swym potomstwem (chyba zresztą w ogóle żadnego zorganizowania… I żadnym przykładem…). W każdym razie poranki moje obfitują w wykrzyknienia i pytania wykrzyknikowe, często retoryczne, bo za trudno jest cokolwiek odnaleźć w naszym mieszkaniu, szczególnie jak towarzyszy temu świadomość, że jest za dziesięć ósma.
– Wstawajcie!/Zmień spodnie, bo te są dziurawe!/Nie na tę nogę!/A ty czemu jeszcze w łóżku?! Gdzie są Wasze śniadaniówki?!
W tym całym zamieszaniu podchodzi dzisiaj do mnie mój pierworodny ośmioletni syn, z wyciągniętą ręką zagaduje mnie naśladując mój trenerski ton:
– Mamo, szybko! Napisz mi tu na ręczce to co będę miał na sprawdzianie z angielskiego!
Tak, na „ręczce” mam mu pisać ściągę za dwie minuty ósma… 😀
Teraz się nie zgodziłam na brak czasu i przekonaniu, że nie tylko mój syn, ale i ja wylądowałabym na dywaniku u dyrektora. Natomiast tak sobie myślę, czy w przyszłości będę wspierała dzieciaki w ściąganiu? Przecież to taki nasz polski zwyczaj, i bez tego jesteś kaput w szkole. Tu etyka jest skrzywiona na tyle, że nawet nauczyciele dają ciche przyzwolenie na ściąganie…
A Wy pozwolilibyście swoim potomkom ściągać na sprawdzianach?!
Albo napisalibyście na „ręczce” ściągę, żeby dziecko nie było gorsze od innych ściągających?
PS. Punkt ósma byliśmy w szkole dzięki cudownemu położeniu mojego mieszkania naprzeciw szkoły 😉