Jako potrójna matka nabawiłam się różnych nawyków, które pozwalają mi przetrwać, czyli przechodzić z punktu do punktu w ciągu miliona wydarzeń w ciągłym chaosie dnia. Ten ciągły pośpiech, żeby gdzieś zdążyć, coś założyć, coś kupić, coś mieć na zapas (pieluchy, bułki, chusteczki, swetry), wieczne przygotowywanie jakichś potraw, podawanie wody, lizaczków, ciepłych spodni, zmiany pieluch, przeplatane podawaniem zupy i kotletów schabowych, karmienie piersią wraz z gonitwą za starszym potomkiem, żeby się nie zgubił, albo nie upadł – wszystko to nie sprzyja w posiadaniu rzeczy. Wiecznie je gubię. (…)
Butelkę z mlekiem, którą ledwo przygotowałam, kanapki, które przecież położyłam na talerzu!, żelazko, które mimo swoich gabarytów zaginęło n kilka miesięcy, kolczyki, które gdzieś zaczęłam zakładać, tusze do rzęs i szminki, którymi gdzieś zaczęłam się malować, portfel, który gdzieś wyciągałam, kartę, którą gdzieś płaciłam, majtki, które prawie zdążyłam założyć, stanik, który wydawało mi się, że założyłam, podpaskę, którą przecież wzięłam do torebki. I tak w kółko, i tak wciąż. Opanowałam więc sztukę chowania rzeczy przy ciele. Jeśli nie posiadam kieszeni albo torebki na ramieniu, wrzucam ważne dla mnie rzeczy do stanika albo majtek. To szybki i zazwyczaj niezawodny sposób. Prawie – ponieważ zdarza mi się nie mieć tych rzeczy na sobie (raczej niechcący niż chcący, bo o takich rzeczach niektórym damom się zapomina). Ale jak już mam, to komórka, czy karta płatnicza, czy tampon, czy smoczek, czy lakier do paznokci, czy lalka – za pas, czy też za gumkę majtek, czy też w prawie pustą w moim przypadku miseczkę stanika, albo za jego ramiączko. I już. Rzecz jest przy mnie. Niezgubiona. Zabezpieczona moją własną bielizną. Ile to selfie moja własna pachwina zrobiłam, to nawet nie zliczę. Ale zdjęcia te wychodzą i tak słabo, więc nie podniecajcie się, widać na nich jedynie ciemność.
No i tym nawykiem nasiąknięta, w pośpiechu wiecznym jechałam ostatnio ja z trójką moich dzieciąt, i dwójka moich kociąt, i wielością naszych plecaków podmiejską kolejką warszawską coby zdążyć na pociąg dalekobieżny.
Zakupiłam bilety w kiosku i wsadziłam je GDZIEŚ. Kolejka ma nadjechać za kilka minut, a ja się zastanawiam, GDZIE są te bilety… W panice przeglądam zawartość portfela, następnie plecaków, a dalej to wiadomo gdzie ja mogę szukać. Wsadzam ręce do stanika. I nie ma! No to dawaj do majtek – też nie!
Udało mi się szybko kupić jeszcze raz bilety – no bo co zrobić, nawet dobre nawyki wsadzania rzeczy ważnych za gumkę do majtek i stanika, nie zawsze pomagają. Mimo zawodności, polecam ten sposób przetrzymywania ważnych rzeczy…
Matka K. Polka.