Najłatwiej jest kogoś oceniać. Gorzej znosić chamskie oceny. Warto więc starać się postępować wedle zasady Immanuela Kanta, żeby traktować innych tak jak sami byśmy chcieli by inni nas traktowali. I nie dawać komuś złej metki, bo sami też byśmy nie chcieli być źle metkowani. Z napisami, że jesteśmy kapciami, podczas gdy tak naprawdę jesteśmy glanami. Nie oceniajmy tak łatwo Matek Polek, czy też „Ojców Polaków”, których kategorię pozwolę sobie stworzyć 😉 Nie są tacy skurwiali jak często się ich niesłusznie ocenia mimo, że nic (NIBY) nadzwyczajnego nie robią. Już wszystko tłumaczę:
Matka „siedząca” z dzieckiem w domu wystawia się na lincz, no bo jak to? Co ona robi? Marnuje swój potencjał jako jednostki społecznej. Bo kim jest ten ta jednostka w dzisiejszych czasach? Zagubionym emocjonalnie tworem kapitalistycznej doktryny. Maszyną do robienia pieniędzy, spychającą na dno duszy prawdziwe pragnienia. Z zagubionymi wartościami, takimi jak prawdziwa miłość. Taka jednostka często nabiera się na obraz jaki ktoś stworzył – jak się ubiera, jakim jeździ samochodem, jak mieszka, no i jakie stanowisko zajmuje w pracy. To już nie są wartości współgrające z wewnętrzną etyką człowieka, tylko zewnętrznym wyglądem człowieka (na jakiego się kreuje).
Zazwyczaj żeby ocenić, czy poznana osoba jest na twoim poziomie intelektualnym i społecznym, to pierwsze pytanie jakie się zadaje to: „Co robisz? Czym się zajmujesz?”. I taka Matka Polka jest przyparta do ściany, bo wcale nie ma ochoty się przyznawać, że NIC, bo przecież opieka nad dzieckiem, jeśli nie jest to opieka zawodowa (choć nawet i wtedy gdy jesteś przedszkolanką, i zachrzaniasz z dzieciakami, wiem co mówię, bo byłam jakiś czas temu taką właśnie przedszkolanką) to nie ma to zupełnie znaczenia. Bo jest to zbyt życiowa praca, a „prawdziwa” praca dzisiaj to praca hiperrealna. I nie pomogą Matce Polce tłumaczenia, że teraz nic takiego, ale wcześniej o czymś tam marzyła, żeby w przyszłości robić, albo że może już takie a takie marzenia zawodowe zrealizowała. Albo że była zbyt nieśmiała, by marzyć nawet. Albo że właśnie otworzyła jakąś firemkę, o której zyskach lepiej nie wspominać. Albo pisze bloga – to już w ogóle żenada, bo każdy dzisiaj może pisać bloga o czymkolwiek 😉 Ona jest pogrążona w swojej sytuacji na tyle, że od razu odpada w klasyfikacji społecznej jako wartej zainteresowania. Ci najwyżej szybko nadmieni, że właśnie wraca do pracy i to bardzo ciekawej, i tak trudnej, że ho ho – kto to nie ona!
Myślę, że nie jedna Matka Polka nie ma zazwyczaj ochoty opowiadać o dyrdymałach, takich jak sprzątanie, gotowanie, robienie zakupów, i odcieniach kupy jej dziecka. Wolałaby o jakichś bardziej uwznioślających rzeczach. Ale Matka Polka jest w sytuacji rzeczywistej: jest tu i teraz. Nie robi rzeczy abstrakcyjnych, które by świadczyły o jej atrakcyjności intelektualnej, tylko robi coś przyziemnego, tak realistycznego, że aż nie przystającego dla współczesnego, stechnicyzowanego człowieka. I mimo aspiracji rozmów o filozofii świata, spada na nią ciężki obowiązek rozmów jednak o tych odcieniach kupy dziecka.
I dlatego uznawana jest przez niejednych za skurwiałą panią domu, bo jakby nie było, nie generuje przychodów na swoim stanowisku, lecz jedynie wydatki. Jest kurwą, skoro za pieniądze od męża/gacha/opieki społecznej/własnych rodziców postanawia tak czy siak czas żyć. I żyje z tą mniej lub bardziej rozwiniętą świadomością wykluczenia społecznego znajdując oparcie w koleżankach o tym samym fachu.
Matka Polka wie, i naprawdę nikt nie musi jej tego mówić, że w ogólnej opinii nie robi nic szczególnego decydując się na swoją domową sytuację. Ale przez to, że dla niej jest to coś specjalnego, bo kocha patrzeć jak jej dziecko je, bawi się, i zaczyna chodzić i mówić na jej oczach, czuje się głupia i nie przystosowana do społeczeństwa. No bo jakże ona może się tym wszystkim zachwycać, zamiast siedzieć przez bite osiem, albo więcej godzin dziennie w pracy, przyjmując, że prawdziwe życie domowe jest uwłacza jej godności? Po to, żeby potem mieć dużo kasy na fajnie urządzony pokój dla tego dziecka, i fajne ciuchy, i tym podobne rzeczy, żeby budować obraz dobrze ustawionej rodziny. I żeby „robić ludzi” z tych dzieci. Tak po dzisiejszemu. Ja akurat jako dziecko siedziałam w domu całe Boże dnie bez rodziców, bo dużo pracowali. Dużo za dużo. I wiedziałam co to jest mieć nianię zamiast rodziców, i z nią jeść śniadanie i oglądać filmy z wesela jej córki. Z własną mamą nie miałam tak dużo wspólnych chwil na oglądanie tego typu filmów. I może dlatego nie chcę tego samego zapewniać moim dzieciom. A dokonując tego wyboru bycia długo w domu z potomstwem, postawiłam się społecznym oczekiwaniom na rzecz poczucia odrzucenia. I staram się to olewać. Ale i tak to mi nie wychodzi. Bo tak bardzo jesteśmy zakorzenieni w społeczeństwie, że nie oszukamy sami siebie, że potrafimy się przeciwstawić ogólnie przyjętym regułom. Jesteśmy w tej sieci uwięzieni jak mucha w pajęczynie.
Teraz szukam pracy, bo najmłodsze dziecko dorosło do przedszkola. Cieszę się, że wszystko mi się na tyle przewartościowało, że szukam pracy takiej, którą pokocham. Innej nie przyjmę. I nawet jeśli nie będę mieć z niej wielkiej finansowej satysfakcji, znów to olewam. Bo szczerze dla mnie chodzić do pracy, której się nienawidzi, albo w której czuje się bezsens jest jak bycie suką: tylko dla kasy zeszmacić swoją osobowość to tragedia iście antyczna.
Podsumowując: to nie Matka Polka jest dziwką, tylko Matka Byle Gdzie Pracująca. Bez przemyślenia, co tak naprawdę kocha, i co daje jej samej satysfakcję, a nie społeczeństwu. Dodam tylko, że poza kobietami, które poświęciły swoją karierę, albo przystosowały ją do sytuacji posiadania dzieci, są też często mężczyźni. Myślę, że oni też nie mają łatwo. Brawo Wy Matki Polki! I brawo Wy Ojcowie Polacy!

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.