Na zdjęciu typ żartu, z którego feministki się nie zaśmieją. (Nawiązuję do mojego niedawnego posta.) Jestem za równouprawnieniem kobiet. Jednak nie chcę się nazywać feministką, ponieważ lubię się śmiać z siebie, a feministki na to nie pozwalają. A doskonała nie jestem. Bo jestem tylko człowiekiem. Byłabym facetem, to śmiałabym się z czego innego. Bo lubię być autoironiczna.
Feministki! Nie mogę Wam odpowiadać na grupach feministycznych, ponieważ zostałam zablokowana. Ciekawe przez kogo…? Zawsze Was wspomagałam jako filozof i etyk, i jako człowiek, i jako przyjaciel. Współorganizowałam do niedawna spotkania seksedukacyjne, oraz wspierałam Centrum Praw Kobiet. Zorganizowałam z mega mądrą feministką, imprezę na 99-lecie nadania praw kobiet w klubie Spatif w Sopocie. Robiłam to, bo Was i Waszą walkę rozumiem, mimo że jestem raczej obok niż w środku tego wiru. Wiem, że są miliony pokrzywdzonych kobiet przez mężczyzn, i sama do nich należę. Jednak nadal uważam, że droga do wolności i równouprawnienia prowadzi nie przez manowce nienawiści, ale przez podróż nad idiotami, omijanie ich, a nie bicie się z nimi. Sama często wymiękam, i wkurwiam się i biję głową w mur dawnych obyczajów, które stoczyły nas na drogę dla kur domowych. Starałam się jednak pokazać mniej nienawistną drogę do uzyskania praw kobiet. Feministki 100 lat temu musiały walczyć. Utorowały nam drogę. I teraz można już inaczej. Można brać co się nam należy. Czasy się zmieniły. Ludzie się zmienili. I nie tylko ci faceci, którzy Wam przyklaskują są fajni. Są też tacy, którzy się Was boją (podobnie jak wiele kobiet), i którzy wcale nie chcą Wam odbierać żadnych praw, jednak mają ochotę czasem się pośmiać z ludzkiej natury. W której nie można zaprzeczać istnieje naturalny podział na to, co kobiece, i co męskie. A próba sprowadzenia kobiet do bycia jak mężczyźni jest dla nas uwłaczająca. Bo my przecież jesteśmy zajebiste! Z tymi naszymi naturalnymi zmianami humorów, z naszą doskonałą umiejętnością planowania wszystkiego, i trzymania nad wszystkim pieczy. Z naszymi lękami, i naszymi potrzebami. Z naszymi emocjami, które często są jak obraz naszej duszy. I nie rozumiem czemu mam udawać, że jestem szaro-burym emocjonalnie człowiekiem, tak jakby to zaprzeczało mojej inteligencji. Emocje mogą ładnie podkreślać walory umysłowe. I ulokowane odpowiednio pomagają w zdobywaniu różnych celów oraz podbijają ludzkie serca. Nie tylko męskie. Bo nie chodzi mi tylko o uwodzenie seksualne. Chodzi mi w ogóle o uwodzenie ludzkich emocji, które nas nakłaniają do odpowiednich działań.
Jak to się często kończy z mówieniem prawdy: zostałam spuszczona z pomyjami.
Nie rozumiecie mnie, dziewczyny. Nienawiść kurewsko oślepia. Przykre.