Znalazłam segregator z liceum, który opatrzyłam wtedy cytatami, które nadal mi się podobają (pewne rzeczy w człowieku są niezmienne 😉 ), a także kilkoma własnymi swoimi słowami. Kiedyś uważałam, że to co piszę jest zbyt żenujące, żeby z tym wyjść do ludzi. Więc kryłam to w swoich zeszytach, i myślałam, że jak kiedyś pozjadam wszystkie rozumy, przeczytam milion książek, i poznam sztukę pisania, to może coś jednak mi się uda dobrego sklecić. Ale niestety… Ani nie opanowałam sztuki pisania, ani nie przeczytałam tych miliona książek, które planowałam, ani nie znam całej klasyki. A jednak coś tam piszę.
Zmieniło się jedno: moje podejście do tego pisania i publikowania. Uważam, że każdy ma do tego prawo. I nawet jeśli robi błędy stylistyczne, merytoryczne, i chuj wie jakie, i tak ma prawo się wyrażać tak jak chce, przedstawiając swoje własne myśli, swój obraz świata. I każdy ma piękny obraz do przedstawienia, tylko wielu się do wstydzi. Niektórzy dlatego, że są introwertyczni z natury, a inni dlatego, że mają bardzo niskie poczucie własnej wartości. A ja z rozrzewnieniem oglądam moje stare zeszyty, świadectwa mądrości i wrażliwości, jaką posiadają wszyscy ludzie, tylko w nie często nie wierzą.
Piszę często w sposób żenujący. Z pełną premedytacją. Piszę o uczuciach, emocjach, i podstawowych sprawach, które niby wydają się zbyt oczywiste by o nich pisać, a jednak mało kto ich dotyka. Bo to zbyt prostackie, zbyt trywialne. Ale uznałam, że właśnie mam ochotę taka być. Że rzygam zbyt mądrą literaturą, a po studiach filozoficznych wyszłam może dobrze przegotowana do pisania traktatów filozoficznych, ale to nuda, nie mój styl, i koniec. Czy nie lepiej te mądrości zawrzeć w życiowych historiach? I wpleść swoją mądrość nie w teoretyczne wywody, a w praktyczne historie? I dotykać tego co wstydliwe, co głęboko ukryte w człowieku? Otworzyć się na głębię nie tylko umysłu, ale i uczuć?
Ja chcę mówić o tym, co wstydliwe i ludzkie do bólu. Bo wiem, że dużo osób też chce uwierzyć, ze można mówić o tematach tabu, że jednak nie warto ich tłamsić w sobie. I że każdy ma prawo do głosu. I nie uważam, że jestem kimś kto zasługuje na uwagę. A jednak ją zdobyłam. I jestem wdzięczna wszystkim, którzy tu są, którzy lajkują, szerują, czasem piszą do mnie. I wiem, że wielu jest potrzebne to oswobodzenie się z poczucia, że nie mają nic ważnego do powiedzenia, więc nie zabierają głosu. Bo rodzice, nauczyciele, małżonkowie, im nie dali pewności siebie, a sami są za słabi, by ją mieć.
Mówię to ja, najbardziej zakompleksiona, najmniej pewna siebie dziewczyna, która swoją wodolejską poezję chowała przed światem, a myśli filozoficzne rozwiewała o „przecież dużo lepszych filozofów”.
Każdy z nas jest pisarzem, poetą, malarzem, filozofem, artystą. Każdy ma bardzo ciekawe historie do opowiedzenia. I nie musi mieć kija w dupie, by to robić. Wyrażajcie swoje myśli, wsłuchajcie się w siebie! Idźcie za swoim głosem. I uwierzcie w siebie! Mimo wszystko i mimo wszystkich! 🙂