Nie potrzebuję niczego
oprócz Twoich sił
by iść ze mną na koniec świata.
Gdzie odwróceni od niego będziemy patrzeć sobie w oczy. (…)
Nie potrzebuję pałaców, hoteli, ani złota.
Nie chcę tracić życia na zdobywanie rzeczy,
żeby nie tracić tego co najcenniejsze,
co rzeczą być nie może,
chociaż wisi w powietrzu.
Gdzieś pomiędzy nami.
Każdego ranka chcę cieszyć się tylko
słodyczą pocałunków
z grzankami z dżemem.
Bez lęku, że pójdziesz budzić nimi inne
jakiegoś innego dnia,
w którym zgasłyby płomienie
słońca i nadziei na to,
że warto wstawać.
Chcę wiatru we włosach,
chociaż boję się znów upaść od tych powiewów,
które zawsze mnie porywają za wysoko.
Ale trzymam się na razie mocno na nogach,
gdy stoisz za mną jak mój obronny mur.
Chcę śpiewać beztrosko Twoimi oddechami,
oddając Ci je długimi wersami.
Wyrazami miłości.
I Twoich rąk pragnę,
i spokojnego oddechu,
na piersiach.
Nie potrzebuję przytulać się
do porcelanowych filiżanek, ani do pięknych jaguarów.
Bo wolę do Ciebie.
Którego nagie ciało i myśli są czyste
od śladów wyrytych monetami,
które lubią wchodzić za skórę ludziom
oślepionych ich blaskiem.
Których własna krew kapie
na ich jedwabne dywany,
i ich inne bezcenne przedmioty,
nie warte swojej ceny
– ani jednej kropli krwi,
i ani jednej przelanej łzy
zagubionej na pokrętnych ścieżkach zmarszczek
składających się ze zmartwień.
Nie warto przewracać się o puste rzeczy i puste słowa,
bo wtedy można złamać nie tylko nogę,
ale i serce.
Photo by Toa Heftiba on Unsplash