Kilka dni temu wrzuciłam post z memem, na którym dziecko odpakowuje prezent od dziadka, który niedosłyszy, i zamiast „Minecrafta” dał wnukowi książkę „Mein Kampf” – facebook zablokował ten mem i zabronił mi dodawać zdjęcia przez kilka dni. Nie buntuję się, bo wiem, że to było ostre, ale jednak uważam, że to jest niewłaściwe w naszym świecie, że zamiast ucinać wszelką wiedzę na temat nazizmu, ucina się dostęp do niej, powinno się tłumaczyć, że jego idea polega na przekształceniu teorii socjalizmu, i naginaniu zasad nacjonalizmu i patriotyzmu. Lubię ironizować z trudnych tematów, ale ten akurat jest bardzo trudny. I oczywiście wiem, że niektórzy nacjonaliści uznaliby ten mem jako coś fajnego, a nie jako objaw czarnego humoru. No to już biegnę tłumaczyć, co ja myślę o „nadgorliwych” nacjonalistach, nazistach i w ogóle o odbieraniu wolności jednostek poprzez rządy totalitarne. Które nawet w naszym kraju powoli na swój nowoczesny sposób są wprowadzane, po cichu, w groteskowy często sposób, i mimo to dużo osób się nabiera, że dla naszego dobra. A więc nie, to nie służy wcale dobru jednostek, a dobru ogółu – a to bardzo złe podejście, statystyczne, nie nastawione na naszą podmiotowość. Najjaskrawiej widać w obecnych czasach, co oznacza podporządkowanie jednostkowych wolności pod rządzącego oczywiście w Rosji. Jakim cudem w dzisiejszym świecie, w którym wydawałoby się, powinniśmy być o wieki świetlne od czasów tyranii, nadal poddajemy się tyranom, uznając, że ktoś przecież musi nami rządzić. Ludzie często podporządkowują się pewnemu siebie, pełnemu determinizmu w swoich działaniach, autorytarnemu władcy, nawet gdy wewnętrznie czują niezgodę. Jednak mało kto ma siły się przeciwstawić, wyjść z tłumu poddanych, krzyknąć, że „król jest nagi”, gdy wszyscy udają, że jest wszystko pięknie. (…)
Jak dowodził psychiatra i psycholog Carl Jung, poruszony przeżytymi pierwszą i drugą wojną światową, poddajemy się panowaniu tyranów ze względu na indoktrynowanie społeczne. Bardzo niebezpieczne dla społeczeństwa jest umasowienie społeczeństwa – wzrost uniformizacji i drastyczne zmniejszenie znaczenia jednostki, na rzecz średnich statystycznych, poprzez wprowadzanie zmian przez technokratów – czyli ekspertów uznających, że mają prawo zarządzać innymi osobami, których wyjątkowość negują i odbierają im możliwość posiadania takich samych praw jak oni. Władcy totalitarni to osoby opętane władzą, które pod wpływem psychozy chcą zamienić ludzi w istoty nieistotne i bezsilne, usuwając jednostki, poprzez spychanie ich w grupę wymiennych jednostek, tworząc w ten sposób społeczeństwo masowe. Każdy człowiek woli być identyfikowany jako jakaś grupa społeczna, żeby nie czuć się samotnym w swoich wyborach. I tu się kończy nasza wolność, gdzie zaczyna się identyfikacja z konkretnymi ideami jakiejś doktryny, w sposób często bezrefleksyjny. Identyfikujemy się więc z innymi, żeby nie czuć lęku przed używaniem własnej wolności, która jest dla nas przerażająca. Bo nasze decyzje napawają nas lękiem, dlatego wolimy odpowiedzialność zbiorową, lubimy się w niej rozmywać, żeby nie czuć się odpowiedzialnym za wybory, do których jesteśmy zmuszeni jako jednostki obdarzone egzystencją.
I teraz odniosę się do naszej polskiej sytuacji: do tego chociażby w jakim stopniu kobiety w naszym kraju czują się bez faceta całkiem bezsilne. Wychowanie dzieci w połączeniu z pracą, w której często zarabiają gorzej od facetów plus opieka nad potomstwem przerasta je często, i poddają się w wielu przypadkach tkwieniu w związkach, w których są nieszczęśliwe, ale wiedzą, że inaczej przegrywają społecznie. Rozwodząc się, kobieta musi stać stabilnie na dwóch nogach, musi mieć najlepiej własne mieszkanie i pracę, która jej zapewni przy okazji ubezpieczenie zdrowotne, a jeśli jest na śmieciowej umowie, musi wysupłać prawie 600 złotych miesięcznie na przyjemność bycia ubezpieczoną. Kobietom często o dziwo nie opłaca się chodzić do pracy, przynajmniej tej legalnej, jeśli nie mieszka z partnerem, żeby dzielić obowiązki w wychowaniu dzieci.
Pisałam już to i powtórzę: to nie jest kraj dla samotnych kobiet. To nie jest kraj w ogóle dla słabych ludzi. Dla niepełnosprawnych, dla starszych, schorowanych. Nawet jeśli wywalczymy „wolność od” – od czegoś czy kogoś, na przykład odchodząc od kogoś, z kim nie chcemy być, odrzucając relacje z osobami, z którymi nie chcemy przebywać, pracę, w której nie czujemy się dobrze, studia, których nie lubimy, to pozostaje jeszcze kwestia „wolności do” – do bycia samej, czy z kimś, kogo kochamy, do studiowania tego, co lubimy, pracowania tam, gdzie chcemy – na to nie zawsze nas stać, na przykład na życie samej, bez pensji męża, czy na studia w Stanach, czy nawet i w Polsce, ale na jakiejś płatnej uczelni, czy też brak perspektyw na studiowanym przez nas kierunku, który nie przyniesie nam w przyszłości dobrze płatnej pracy. I jeśli wtedy państwo na przykład wypełnia tę lukę jakąś zapomogą, nie dając przy tym możliwości spełnienia zawodowego w zamian za wejście w poddańczą relację, gdzie kobiecie nawet nie wypada narzekać, bo inaczej będzie miała gorzej, to ona zatraca swoją wolność oddając ją rządzącym. To odwieczny problem kapitalizmu i socjalizmu – ani zatracanie się w pracy nie jest dobre dla człowieka, ani oddawanie się w ręce innych poprzez przyjmowanie pomocy systemowej. Każdy z nas powinien się móc rozwijać, a nasz system powinien pomagać nam w tym, byśmy mieli możliwość rozwoju, a nie blokować nas, przytrzymując nas za nasze nosy.
Marzę o kraju, w którym opłaca mi się pracować nie na czarno, i w którym nie trzeba kombinować, by przetrwać i zachować status osoby pracującej, a nie żebrzącej. Marzą o tym szczególnie rodzice niepełnosprawnych dzieci, margines społeczny, który wstydzi się często walczyć o swoje prawa, bo myśli, że nie zasługuje na nic więcej niż nędzna egzystencja. Jakby musieli nieść swój krzyż nie tylko w sferze domowej, ale i społecznej. Nie mogą oni dorabiać do zasiłku 2000 złotych, co najwyżej są sprytni, ale jak są sprytni, czują się złodziejami. A naprawdę nikt z nas nie lubi czuć się złym człowiekiem. To jest wbrew naszej naturze. I wynaturzamy się w tych warunkach, w których jest nam dane żyć, żeby tylko przeżyć w miarę godnie, po cichu knując jak to robić, by nie spaść w otchłań beznadziei. Marzę o bezpiecznym kraju, w którym bezpieczeństwo nie oznacza całkowitego oddania się w ręce innych, by być chronionym, ale gdzie zachowuję swoją autonomię, i gdzie mogę się spełniać bez zagrożenia, że wyjdę na tym stratna.
Nie wiem jak to naprawić, ale zaczęłabym od podstaw. Od nauki etyki chociażby. W szkołach, w liceach, na studiach. I filozofii, od uczenia ludzi mądrości, od uczenia ludzi, kto nami manipuluje i w jaki sposób, i o tym, że nie wolno manipulować (a więc i psychologii, która jak mało kto wie, wyłoniła się z filozofii). Czyli od edukacji, a nie od odbierania nam źródeł wiedzy, które źle zinterpretowane mogą być źródłem zła, jak w przypadku Hitlera, który sobie wysnuł swoje idee nadludzi z filozofii Nietschego, przekształcając jego wykładnię na swój sposób. Edukacja jest potrzebna po to, żebyśmy wszyscy nie skończyli w rękach tyrana. Ale nie indoktrynacja – tylko nauka myślenia, wyczuwania, co ma sens, a co sensu nie ma, albo jest dostosowanym do potrzeb manipulanta jakimś udawanym sensem – a tak naprawdę sposobem na omamienie ogółu. Ta edukacja krytycznego myślenia przydałaby się nam po to, żebyśmy nie dali sobie wmówić, że nie jesteśmy ważni jako poszczególna osoba, albo że jesteśmy jednym z miliona zer. Każdy JEST WAŻNY! I każdy zasługuje na głos, nie tylko „technokraci”, specjaliści, wywyższający się ponad jednostkami, i rządzący ich życiami. Jakby wszyscy inni byli owcami zaganianymi do czyjejś zagrody, bez zastanawiania się, czy warto iść za innymi zwierzętami. Często lubimy poddawać się innym z wygody. I to jest nasz błąd. Musimy zacząć myśleć, i odpowiadać za nasze życia, za nasze wybory. Mamy prawo mówić „nie”, kiedy czujemy, że coś wbrew naszej intuicji moralnej. Mamy prawo pytać o czyjeś zamiary, i prosić o zmiany, jeśli są one niezgodne z naszą wewnętrzną mądrością. W którą każdy z nas musi uwierzyć – bo każdy z nas zna odpowiedzi na wiele pytań, tylko musi w to uwierzyć, i sam w siebie wejrzeć. Wszyscy odpowiadamy za swoje własne życie. To nie jest łatwe. Ale taki jest sens naszego życia, że mamy żyć jak najdoskonalej potrafimy. I wydaje mi się, że zamiast chować „zakazane książki” przed ludźmi, należy je wyjaśniać. Żeby każdy zrozumiał, gdzie tkwią w nich błędy logiczne, i błędy moralne. Gdzie w nich tkwi zło, żebyśmy wreszcie nauczyli się je wyłaniać z nawet najpiękniej uzasadnianych teorii, które zamieniają ludzi z podmiotów w ufne, zmanipulowane owce.
Nie wolno oddawać własnej wolności NIKOMU. Nawet jeśli się boimy swoich wyborów, to musimy postępować zawsze zgodnie z własnym sumieniem, i zdobywać wiedzę, jeśli nie wiemy co robić, a nie poddawać się czyjejkolwiek doktrynie. Odpowiadamy za nasze czyny, odpowiadamy za nasze życia.