Pomylenie

Zastanawiam się, jak bardzo mogę się jeszcze upokorzyć. Położyłam się przy twoim łóżku, byś mógł rano po mnie przejść do dalszej części dnia. A przed snem mógł na mnie zostawić swoje kapcie i ubrania. Leżę tu i czekam zawsze aż wrócisz z pracy, a potem z siłowni, albo kina, czy imprezy. (…)
Nie ruszam się stąd od czterystu pięćdziesięciu dni. Ale boję, że jak wstanę i odejdę, nie zauważysz mojego braku. A tego bym nie przeżyła. Więc nie wychodzę nigdzie, nawet do sklepu. Karmię się jedynie tym, co ci spadnie z ust. Czasem zapraszasz do siebie gości. Lubię słyszeć jak rozmawiasz i śmiejesz się razem z nimi. I patrzeć jak razem pijecie drinki i tańczycie. Czuję się prawie tak jakbym w tym sama uczestniczyła, mimo że przecież jestem tylko obok, a nie z wami. Inni też nie zauważają mojej obecności. Wiedzą, że zawsze tu jestem, ale nigdy mnie nie zagadują. Nie są ciekawi, co u mnie, bo wiedzą, że zajmuję się głównie nasłuchiwaniem twoich kroków. A przecież nie każdy podziela moje zainteresowania.

Najgorszej jest kiedy przyprowadzasz tu pojedynczo kobiety. Przykrywasz mnie wtedy dywanem, spod którego nic nie widzę, i niewiele słyszę. Już niejedna szpilka stała na moim ciele nie zdając sobie sprawy, że mnie rani stawianymi do twojego łóżka krokami. Słyszałam już w nim wiele głosów. Niektóre czasem się powtarzały, ale zazwyczaj były to jednorazowe wizyty, które wiedziałam, że już się nie powtórzą. Dochodziły do mnie pod dywan przytłumione zdania składające się ze znanych mi tak dorze frazesów. Czułam wtedy to, co musiała czuć każda z nich, gdy je nimi częstowałeś. Najgorsze było wyobrażać sobie, gdzie wędrują twoje dłonie, gdy zapadała cisza, która za chwilę zamieniała się w grę ciał rozgrywającą się tuż nad moją głową. Nie chcąc słyszeć odgłosów rozkoszy, zanurzałam się jak najgłębiej w swoich marzeniach, tych ulubionych – o tym, że kiedyś znów pójdziemy razem na spacer i że nie będę już musiała leżeć przy twoim łóżku, że wreszcie będę mogła na nim chociaż usiąść. I śpiewałam jak nalgłośniej umiałam w myślach moje ulubione piosenki, te których kiedyś razem słuchaliśmy, zagłuszając nimi twoje dojścia, a potem ich wyjścia. Aż znużona niepokojem, zasypiałam kołysząc się jak w chorobie sierocej, bo to bardzo mi pomaga zasnąć, gdy dygoczę się, trzęsę i płaczę.

Gdy kolejnego dnia zdejmujesz ze mnie dywan udając zdziwienie, że „co ja tu jeszcze robię”, czuję ulgę, bo wiem, że znów będziesz tylko ty mnie deptał. Obawiam się, że kolejnych obcasów już nie dam rady znieść nawet przykryta powłoką dywanu, bo już jestem zbyt obolała. I jest mi już tu na tej podłodze tak bardzo zimno, coraz i coraz zimniej.

Tak bardzo bym chciała, żebyś wreszcie mnie z niej podniósł. Ale bardzo się boję, że jeśli to zrobisz, to tylko po to, by wreszcie prosić o zwolnienie twojej przestrzeni, bo przecież masz inny, prawdziwy dywan, a używasz go tylko, gdy nie wypada, żebym była za blisko ciebie. A wiem, że możesz mieć już dosyć potykania się o moje ciało. Mimo że wydaje ci się to jak dotąd obojętne. Nigdy nie sądziłam, że pomylę kiedyś obojętność z miłością. Tak łatwo jest o pomylenie miłości z tym, czym ona przecież nie jest… Tak łatwo osiągnąć pomylenie. Zrozumie to dopiero ktoś, kto będzie pragnął leżeć zamiast dywanu pod nogami, pod którymi pragnie się skryć przed całym światem. I spomiędzy ich nigdy nigdzie nie musieć wychodzić…

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.