Taki lans

No dobra. Niech będzie. Opowiem Wam jedną z moich żenujących przygód. Życiówkę. Bez bajerów.

Cokolwiek nie robię, zawsze się spieszę. Spieszę się, żeby nie przegoniły mnie myśli moje, bo mają tendencję do gnania na złamanie karku, na którym spoczywa w mniejszym, lub raczej większym, niepokoju moja głowa. No i w tym pośpiechu zdarzają mi się mniej, lub raczej bardziej, śmieszne przygody.

Z niczego wypływające. W swój świat zaprzepaścisty wprowadzające, i w nim mnie zatrzymujące.

***

Chciałam tylko wziąć szybki prysznic. No i jak już zamknęłam się w łazience, cudem nie zatrzaskując w środku ze sobą żadnego z mych dzieciąt, zreflektowałam się, że nie posiadam gumki do włosów, a nie chciałam ich moczyć. Rozwiązanie jak zwykle nawinęło mi się samo, bo myśli goniły kolejne myśli w trakcie mego rozbierania się do tego prysznica. Że przecież majtki mają też w sobie gumkę, więc dlaczegóżby nie użyć mych stringów, które właśnie zdejmowała byłam, jako rozwiązania tak głupiego problemu. No i szybko zaaplikowałam gacięta na włosy me, dzięki czemu nie musiałam tracić czasu na wydobywanie się na wielość pytań, roszczeń i dociekań dzieciąt mych, znajdujących się poza obrębem łazienki.

No jiii… No i w końcu wydobyłam się nie tylko spod prysznica, ale nawet z domu mego, i to z gromadką moich małoletnich, by pognać z nimi, no dobra…: za nimi, za ich rowerami, hulajnogami, i pchając wózek z najmłodszym dziecięciem na Monciaka. Tak, myślicie że lansować się szłam. No powiedzmy: ja mam blisko Monciaka, chodzę do piekarni, i do jednego z niewielu sklepów odzieżowych w tym mieście, więc w moim odbiorze, było to bardzo zwyczajne wyjście po chleb i skarpetki.

Jak to ładnie mówi moja najmłodsza córka: „No jii, no jii co?” A w piekarni byłam, w H&M też byłam, tłumy jakieś turystów minęłam wzdłuż i wszerz Monciaka i kilku innych ulic. I jak już dochodziłam (no dobra: DOBIEGAŁAM za hulajnogami i rowerami z przyczepionymi do nich dzieciami memi) do domu mego upragnionego, spokojem  pachnącego, dojściem do celu przez mój system nerwowy kojarzonego; to zorientowałam się, że całą tę wyprawę odbyłam ze skrajnie czerwonymi, koronkowymi stringami na głowie, udającymi gumkę do włosów, misternie wplątanymi w moje włosy i zwoje myślowe; tak misternie, że te zwoje uznały, że są to naturalne zrośla mojej głowy, i zapomniały mi dać znać, że jest to ciut, no ciutkę, ciuteczkę niewłaściwe, latać tak po Monciaku ze stringami we włosach, z trójką dzieci u boku mego, czy też z przodu mego, poganiających mnie: jedno z roweru, drugie z hulajnogi, trzecie z wózka.

No tak jakoś chciałam się z Wami tą historią podzielić. Tak na dobranoc. Gdyby ktoś myślał, że jakąś wtopę zaliczył, to ja zawsze pocieszę: da się zawsze większą zaliczyć. ZAWSZE do usług! Wasza – M.K.P. :*

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.