Teatr, który chwyta

Nigdy nie sądziłam, że coś, co nie zawiera słów, albo najwyżej używa ich jako dodatek, a nie treść przewodnią, może mieć tak emocjonalny wpływ na człowieka. Że może tak wiele wyrażać i tak bardzo wpływać na mnie, czy innych.

Muzyka wyzwala uczucia. Myślałam zawsze, że słowa dodane do niej sprawiają, że jest głębsza. Jednak nie. Jest wtedy prostsza w odbiorze, zawężona do tego, o czym się mówi. Im bardziej poetycka jest ta przemowa, tym mniej jest zawężona ze względu na swoją wieloznaczność. Natomiast muzyka połączona z tańcem: to jest coś więcej niż słowa. To czysta poezja. Coś ponad słowa. Bo słowa mają to do siebie, że lubią kłamać. Nie tylko odbiorcę, ale nawet samego mówcę, nieświadomego, że mówi wbrew sobie, że mówi to, co chce myśleć i co chce czuć. A nasze chcenie jest zrośnięte nie tylko z nami, ale też z tym, czego inni naszym zdaniem chcą; co innym może sprawić przyjemność, albo wymogi (nie tylko wobec drugiej osoby, z którą te słowa obcują, ale też przy okazji związane z tym, co by na to powiedziała rodzina, czy w ogóle społeczeństwo. I czy chcemy być przy okazji poddańczy, czy też odwrotnie: buntowniczy).

Taniec to wyraz tego, czego nawet nie umiemy nazwać. To same emocje wyciekające z nas. To uginanie się ciała w rytm muzyki łączącej się z rytmem serca tancerza. To prośba o uwagę i próba wydobycia najgłębszych uczuć i rozprawienia się z nimi. Nie każdy lubi tańczyć. Bo nie każdy lubi walczyć z własnymi emocjami.

Teatr tańca otworzył przede mną swą głębię doznań. Nie znając się na technikach tańca, na historii tańca, na żadnej teorii jego dotyczącej, poczułam go. Zrozumiałam go. Nie rozumem. Sercem.

***
Sopocki Teatr Tańca obchodzi w ten weekend 20-lecie istnienia. Ten teatr, który niechcący zaistniał w moim życiu, dał mi nadzieję, że można robić to, na czym się człowiek nie zna, ale co czuje.

Dzisiaj Ostatnie piętro – premiera Sopockiego Teatru Tańca. Już od wczoraj jestem naładowana emocjami z próby otwartej tego spektaklu. Bo złapał mnie ten spektakl za serce. Myślę teraz nad naszą samotnością zamkniętą w blokach pełnych ludzi. Nad nie przynoszącym nam zadowolenia konsumpcjonizmem, który zrósł się z nami. Nad wzajemnym odtrącaniem się, mimo wielkiej potrzeby bycia kochanym. Nad ciągłym zagubieniem się między pracą, rozrywką a swoimi własnymi skrytymi potrzebami. Niedociągnięciami w byciu zrozumianym. W nieudanych próbach odnalezienia szczęścia na różnych imprezach, w różnych związkach, w różnych przedmiotach, wciąż zmienianych, wciąż szukając czegoś, jak w chorym śnie, w którym próbujemy dogonić szczęście, a ono ciągle przed nami ucieka.

Reżyserka i scenografka spektaklu, Joanna M. Czajkowska, nawiązuje do filmów singapurskiego reżysera Erika Khoo, oddając jego magiczny wymiar z filmów „12 pięter”, „Mee Pok Man” i „Be with me”, które mówią o samotności ludzi żyjących w dużych miastach i o niemożliwości wyjścia z niej. Moje pierwsze skojarzenie przywodziło jeden z moich ulubionych filmów „Między słowami” (reż. Sofia Coppola), gdzie również jest poruszana ta sama tematyka: samotności pomiędzy ludźmi i rzeczami. Motanie się człowieka, jego wieczna tułaczka, jego odosobnienie mimo bycia w tłumie. To zagadka naszego bycia. Żadne słowa tego tak nie wyrażą. Jak taniec. Wyraz ciała uwięzionego w samotnym, odrębnym od wszystkiego, ciele pięknych tancerzy (Joanna M. Czajkowska, Jacenty Krawczyk, Kamila Maik, Kacper Matuszewski, Kalina Porazińska). A muzyka (Mariusz Noskowiak) to tylko podkreśla. Muzyka, która staje się medium uwięzionego ducha.

Tańczcie w nieskończoność! Ruszajcie ludzkie serca! Brawo, Sopocki Teatr Tańca! Brawo Joanna M. Czajkowska i Jacenty Krawczyk – założyciele wzruszającego spektrum władzy uczuć! 💜👏

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.