Z czego się cieszymy…

Photo by Lotte Meijer on Unsplash

Dzisiaj moja córka kończy siedem lat. Poprosiłam wczoraj drugą córkę i syna, żeby coś fajnego zrobili dla niej z tej okazji: jakąś laurkę chociażby. Klara od razu wzięła się do roboty, a Marcel oświadczył, że mu się nie chce, ale za to miał genialny pomysł:
– Zabiorę jej coś co lubi najbardziej i jej to jutro oddam! Zobaczysz jak się ucieszy.

Westchnęłam tylko „Nieeee, no coś Ty!”, ale on oczywiście mnie nie posłuchał.

No i dał dzisiaj z rana swojej siostrze jej własny telefon… Jej reakcja dała mi do myślenia. Tak jak myślałam była trochę wkurzona, mimo wszystko odczuła radość i ulgę, co wyraziła okrzyknieniem:
– Boże, wszędzie go szukałam!

Chyba rzeczywiście bardziej ucieszył ją sadystyczny pomysł brata, niż płynąca z serca praca plastyczna siostry przedstawiająca krzywe serce.
Dawanie radości przez zadanie zmartwienia, a następne zniwelowanie go. Geniusz mi rośnie w domu… Geniusz.

Czasem trzeba coś stracić, żeby poczuć, jak bardzo jest to dla nas ważne…

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.