Nie przestawajmy wierzyć w Świętego Mikołaja!

Photo by Caroline Hernandez on Unsplash

Miałam siedem lat, gdy spytałam mamy, czy to prawda, że nie ma Świętego Mikołaja, bo tak mi jakaś koleżanka powiedziała. Przytaknęła, patrząc mi współczująco w oczy. Ja tego wcale nie chciałam usłyszeć. Ja pragnęłam jej zaprzeczenia. Poczułam się okrutnie rozczarowana, i dziwnie samotna. Mam wrażenie, że stałam się wtedy dorosła, wyzbyta złudzeń, rozumiejąca, że odpowiedzialność dawania radości spoczywa na ludziach, a nie Świętym Mikołaju z jakiejś zaczarowanej krainy. (…)

Po tej informacji poczułam się zobowiązana kupić prezenty pod choinkę dla całej rodziny, a w szczególności mojemu rocznemu bratu – jedynemu członkowi mojej rodziny, który tego roku wierzył w magię świąt. Chciałam podtrzymać jego radość z rzeczy nadprzyrodzonych jak najdłużej, więc obiecałam sobie co roku dociekać, jakie ma marzenia w sposób na tyle potajemny, że uwierzy w tę iluzoryczną postać Świętego Mikołaja jak w kogoś, kto zna każdego na wskroś, kto da mu w prezencie to o czym marzył.

Jeszcze niedawno patrzyłam z niedowierzaniem na dzieci, które mając dziesięć, albo i więcej lat, nadal wierzyły w Mikołaja. Może miały już jakoś rozszyfrowane tajemnice podrzucanych przez rodziców pod choinkę prezentów, ale jednak tliły nadzieję, że mimo zamieszania w sprawę prezentów osób trzecich, to też i ten prawdziwy Mikołaj sprawuje nadal pieczę nad tym zjawiskiem. Myślałam, że trzeba te dzieci oświecić, nie można ich karmić kłamstwem. Lecz pojęłam, że to ja za szybko dorosłam, czyli zostałam pozbyta marzeń o zaczarowanym kimś. I to nie oznacza, że inni też mają przejść ten sam zawód co ja w tak młodym wieku. Że może powinno się dojrzeć do tego. Kiedyś każdy sam pojmie, że to co niemożliwe, jest niemożliwe… Ta nadzieja może tlić się do końca życia. Ale czy to źle?

Myślę sobie: czy ja w wieku siedmiu lat chciałam poczuć się dorosła? Poczuć tę samotność, jaką się osiąga, gdy okazuje się, że wcale nikt tak Ciebie nie rozumie dobrze, jak ty o tym marzysz? Czy nie lepiej mieć tę iluzję kogoś, kto zna Ciebie na wylot, rozumie Ciebie, i zna Twoje pragnienia? Czy nie jest tak, że iluzja pozwala nam osiągnąć szczęście?

Z wiarą w Świętego Mikołaja jest trochę jak z wiarą w Boga, albo w jakąś moc nadprzyrodzoną. Ci co wierzą w Boga, albo w Coś na kształt tego Boga, w jakąś energię, i sens istnienia, czerpią radość ze swoich marzeń. Czy nie dlatego wierzymy w Boga, żeby czuć się bezpieczni, i nie czuć wielkiego lęku przed śmiercią? Ci, którzy nie wierzą w nic poza naszym życiem, i nie przejmują się brakiem Boga, w którego nie wierzą, wydają się często racjonalni, i w tej racjonalności mądrzejsi od tych naiwnych romantyków, szukających czegoś więcej w chmurach niż pary wodnej. Zazdroszczę takim ludziom z jednej strony ich obojętności, z którą łatwiej jest żyć, niż z buchającymi emocjami. Ta obojętność zbliża nas do tworów doskonałych, maszyn bez serc, które nie przejmują się takimi głupotami jak nasze bezustanne dążenie do śmierci, jakim jest życie. Jednak jako ludzie jesteśmy istotami świadomymi swojej śmiertelności, i egzystencji. I jako świadomi, boimy się śmierci, naszej skończoności, więc lubimy sobie wyobrażać coś więcej. I tak jak wierzymy w Boga, tak samo lubimy wierzyć w Świętego Mikołaja, miłego Pana, który spełnia nasze marzenia, i wślizguje się do naszego domu przez komin.
Czy poza tym wiara w Świętego Mikołaja nie przypomina też naiwnej wiary w Miłość? Że chcemy w nią wierzyć tak mocno, że nawet jak widzimy jakiekolwiek ślady iluzoryczności tego uczucia, to staramy się je wyprzeć, żeby tylko uwierzyć, że naprawdę ta Miłość istnieje. I bez tego otwarcia się na iluzje, nie poczujemy tej magii, jaką może nam dać dryfowanie uczuciowe po morzu złudzeń. Jeśli ktoś nie wie, czy kocha drugą osobę, i boi się zobowiązań, jest mu bardzo trudno być szczęśliwym. I potrafi unieszczęśliwić drugą osobę odebraniem jej złudzeń. Zawsze lepiej jest się otworzyć na swoje uczucia, dać im magiczne ozdoby, jakieś choinki na święta, światełka, i bombki, a w związku kolacje przy świecach, spacer za rękę, i inne cliche, które nawet jeśli wydaje się śmieszne, to jest magiczne. Nawet jeśli naiwne, to prawdziwe wtedy, kiedy TO CZUJEMY. A czujemy to, gdy damy coś z siebie. WIARĘ.

Jestem za tym, żeby za wszelką cenę te iluzje i magię wydobywać ze wszystkiego i podkreślać ich moc. Nie zabijać w nas dziecka czekającego na Świętego Mikołaja, który zawsze nam da to, czego pragniemy. Wierzącego w Boga, który nas zawsze obroni, i pocieszy. I w Miłość. Która da nam szczęście…

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.