Body positivity – to nie takie łatwe

Jak każdy kto ma problem z akceptacją swojego ciała, nie lubię tych tematów. Ale właśnie dlatego trzeba zacząć o tym rozmawiać – żeby pomóc rozwiązać innym problemy z samoakceptacją, która, jakby nie było, wiąże się również z umiejętnością rozmawiania na dany temat. (…)

Body positivity to nie jest prosta deklaracja. Podstawową zasadą dającą nam swobodę wyborów własnego stylu  życia i noszenia się, oraz akceptację swojego ciała, jest tolerancja. Róbmy ze sobą co chcemy, ale tak, by innym nie robić tym przykrości. Jako rodzic na przykład nie chcę sprowadzić swojego ciała do stanu zaprzeczającego zdrowiu, czyli np. do otyłości, ale tak samo i do niedożywienia. Nie tylko ze względu na estetyczne kwestie, i narcystyczne uwielbienie samej siebie (od którego niby wydaje mi się, że jestem daleka, no ale mamy epokę narcystyczną, czego świadectwem są te miliony selfie, które wszyscy sobie robią po to (w tym i ja 😉 ), żeby sprawdzić jaką reakcję zyskują od innych, w celu podtrzymania lub podwyższenia swojej samooceny). Ważniejszym powodem jest jednak zdrowie, które chcę zachować jak najdłużej nie tylko dla siebie, ale i dla moich dzieci, żeby zapewnić im bezpieczeństwo i poczucie sprawczości – czyli jeśli dbam o siebie i swoją dietę, to żyję zdrowo w sposób kontrolowany. Ale jest też powód, dla którego chcę być zadbana, ale i szczęśliwa: dzieci. Chcę, żeby były ze mnie nie tylko dumne, czy też żeby się mnie ie wstydziłym, ale przede wszytskim, żeby się o mnie nie bały, że na przykład zachoruję, albo szybko umrę. Więc jak ze wszystkim trzeba znaleźć złoty środek. Piękna nie znaczy ani za chuda, ale nie znaczy też za gruba. Ważne jest żeby dobrze się ze sobą czuć, i nie przesadzać w żadną stronę. I doceniać swoje zalety, a nie skupiać się ciągle na wadach.

Nie można też nastawiać się agresywnie do osób, które lubią zabiegi upiększające, to ich wybór, i też trzeba być dla nich wyrozumiałym. To że poddają się im może świadczyć o tym, że mają sami ze sobą problem, ale wyśmiewając je, krzywdzimy je, i wcale nie prowadzimy do otwartego dialogu, gdzie każdy jest panem swojego ciała. Ciało jest jak paleta: każdy ma prawo malować je w taki sposób jaką ma wizję, bo to my tworzymy nasz obraz. I dobrze, jeśli nie krytykujemy na wstępie czyjegoś stylu.

Jeśli za odchudzaniem stoi obsesja w dążeniu do wymyślonej przez społeczeństwo i kulturę doskonałości – to jest źle, i to nie tylko dla osób, które walczą z tymi kanonami piękna, ale szczególnie dla tych osób, które poddały się im – trzeba otworzyć oczy, że ofiarami występującego kanonu są nie tylko osoby o innym rozmiarze niż 32, 34, 36, ale przede wszystkim osoby o tym rozmiarze, jeśli to żeby mieć taki rozmiar kosztuje je zdrowie, dużo poświęconego czasu, rozmyślań, obsesji, problemów z odżywaniem, i koncentracja na tym jakby to był jakiś sens życia. A nie jest! Nasz wygląd nie powinien zasłaniać nam ważniejszych rzeczy. Nie wiem czy ta walka o doskonałość ciała nie jest pewnego rodzaju walką o ten sens życia, o to byśmy stali się bogami za życia, o doskonałych proporcjach i nieskazitelnych rysach. A ciałopozytywność jest pewnego rodzaju wyzwoleniem z walki o perfekcję, zgodą na to co nieuchronne: starość, zmarszczki, siwe włosy, i jakieś niedoskonałości cery i ciała w ogóle. Jest naszym wybawieniem – trzeba ją docenić, ale też ją podkreślić, że nie powinno być kojarzone z  nienawiścią do tych, którzy o ciało dbają nadmiernie. Bo nie na tym ma polegać rola ruchu body positive, a na akceptacji człowieka takiego jaki jest, niezależnie od wszystkiego. I wtedy dopiero ludzie czując się bezpieczni – stają się w pełni sobą.

Jako osoba, która borykała się kiedyś z zaburzeniami odżywania, nadal omijam tematy odchudzania, diet, jak coś co kiedyś wciągnęło mnie za bardzo w swoją otchłań, i nie chcę nigdy już do tej otchłani wpaść. Z drugiej strony ciągle mam w głowie swój obraz jako za brzydkiej i za grubej by być kochaną, docenianą, nie tylko przez facetów, ale i przez rodzinę, a także osoby z zewnątrz – w pracy,  i w ogóle przez całe społeczeństwo. Żeby sobie kiedyś z tym radzić, swoje emocje rozładowywałam głodówkami. Wtedy czułam, że panuję nad sobą, że jest dobrze, bo dobrze umiem zarządzać swoją wolą.  Może swoją wolą potrafiłam zarządzać, ale krzywdziłam w ten sposób ciało, rozregulowywałam hormony, osłabiałam organizm, traciłam siły. Ale nigdy nie łączyłam swojej walki o chudość z brakiem tolerancji dla tych, którzy nie byli chudzi. Jeśli ktoś był grubszy, czy mniej zadbany, niemodnie jak wskazują kanony mody, ubrany, albo brudny, i nie zwracający uwagi na szczegóły stroju czy fryzury, pierwsze co myślałam, to czy tak samo jak ja męczy się ze sobą, ze swoim ciałem. Czy myśli o sobie źle, i nie umie tego zmienić. Włączało mi się współczucie. Czy jego brak ochoty zadbania o siebie, kupienia sobie fajnego ciucha, pójścia na siłownię, nie wynika z tego, że zakłada, że to nic nie da, że jest skazany na brzydotę, bo takie ma wyobrażenie o samym sobie, nawet jeśli jest to przekrzywiony obraz, i mocno przesadzony? Z pomocą takim osobom przychodzi bodypositive. Takie osoby nabierają siły właśnie żeby mimo niesprzyjających warunków takich jak otyłość, małe, albo zwisające piersi, poobgryzane paznokcie, połamane włosy, jednak zadbać o to co się ma. I to właśnie o to chodzi w całej tej dyskusji, żeby dbać o siebie, bo inaczej rzeczywiście sprawia się wrażenie, jakby nie chciało się żyć, jakby poddawało się za życia.

Piękno to konstrukt społeczny, które nie powinno mieć wpływu na poczucie własnej wartości jednostki. A kanon urody zmienia się w czasie i jest zależne od kręgu kulturowego. Jednak  trzeba spojrzeć na te osoby, które nie wyniosły  z domu poczucia własnej wartości, które zaprzeczają swojemu naturalnemu pięknu. I współczuć tym, którzy poddają się operacjom plastycznym, albo torturom diet, głodówek, bo to oznacza brak akceptacji swojego ciała. A problem tkwi w tym, żeby to co jest pielęgnować, całkiem jak ogródek, bo nawet najpiękniejszy kwiat potrzebuje dobrej opieki, żeby kwitnąć. I wiadomo, że jeśli ktoś był wychowywany w domu, w którym czuł się bezpiecznie, i który nie widzi swojego ciała jak w krzywym zwierciadle, to będzie mu łatwiej dbać o siebie, bo po prostu miłość rodziców sprawia, że sami siebie kochamy. Jeśli jednak coś nie tak jest z tą miłością rodzicielską, jeśli czujemy, że musimy zasługiwać na miłość, bo nie dostajemy jej bezwarunkowo, możliwe, że będziemy się zarzynać po to żeby nasze ciało spełniło wymogi kulturowe. Ale właśnie poza sferą domową, jest jeszcze sfera społeczna, która czasem równoważy nasze braki domowe. I co do domu, rodziców nie da się wybrać, ale możemy wybrać sobie faceta, który będzie nas szanował, i dla którego będziemy piękne takie jakie jesteśmy. Oczywiście trzeba dbać o siebie tak jak o ogród, czy o mieszkanie –podkreślać dobre cechy, żeby pokazywać swoje atuty, a nie im ciągle zaprzeczać. Ale nie trzeba robić tego w mordowniczy sposób. Jeśli zapewnimy ciału dobre jedzenie i dobrą porcję ruchu, ono będzie szczęśliwe, a my z nim i z niego. Nie jestem więc za tym, że o ciało nie trzeba dbać, ale ruch body positive też nie ma tego w swoim przekazie. Tylko zwykłą tolerancję i zauważenie piękna w każdym, nawet jeśli nie są to anorektyczne osoby z pierwszych stron gazet. Agnieszka Kaczorowska oczywiście myli się krytykując „modę na brzydotę”, bo to nie o to tutaj chodzi. Tu chodzi o akceptacje nas takich jacy jesteśmy, bo dzięki akceptacji każdemu wzrasta poczucie własnej wartości.  

Każdy ma swoje pomysły na piękno. Ktoś lubi włosy łonowe, czy na nogach, kto inny się tego brzydzi. Najważniejsze to żebyśmy sami ze sobą się dobrze czuli, więc  nie ma co na siłę starać się być przeciwnym dbaniu o własne ciało. Bo to też jest fajne. Problem jest jeśli ta dbałość staje się obsesją. Zwróćmy uwagę na te osoby, które cierpią, gdy zjedzą o jedną za dużo kanapkę, albo nawet gryza kanapki. Które są załamane, gdy znalazły w niej na przykład majonez, albo masło, bo to ma milion kalorii, zapominając o tym. O tych, które jeśli nie spędzą kilku godzin dziennie na siłowni, czują się bezwartościowe, i załamane, że nie są twarde wystarczająco. To nie jest tak, że ci wszyscy wysportowani i chudzi są bez problemów. Wszyscy cierpimy od tych wymogów, które co śmieszne sami sobie stawiamy, i od stawianych nam poprzeczek. A sportem i jedzeniem często regulujemy nasze emocje. Ze smutku nie jemy, lub jemy za dużo. Każdy inaczej. A wszystko to opiera się  na poczuciu własnej wartości. Szukamy potwierdzenia naszej wartości w zewnętrznych objawach naszej działalności. Każdy chce wyglądać bosko. Ale to co możemy zrobić, to nie skakać wyżej niż pozwalają nam na to nasze możliwości, tylko przechodzić przez przeszkody w zgodzie ze swoim ciałem i samopoczuciem. Problem z wyglądem i wagą to nie tylko nasze geny, ale w dużej części nasze problem y z emocjami, które regulujemy często jedzeniem lub dietą, oraz ćwiczeniami, albo zaniechaniem jakichkolwiek ćwiczeń.  Sama pochodzę z rodziny w której nie mówiło się o uczuciach. Tak jakby okazywanie smutku, strachu, cierpienia, złości było zarezerwowane dla słabszych, czyli dla tych, którzy nie umieją kontrolować swoich stanów emocjonalnych.  I zawsze tłamsiłam w sobie to wszystko z czego się składałam. A ciało zawsze mówi za duszę. Rzadko się w nie wsłuchujemy, a wszystkie somatyczne i autoimmunologiczne choroby są proste w swoim przekazie – nasze ciało samo domaga się uwagi i skupienia na sobie. Na odpoczynku, na wyluzowaniu. Na skupieniu na własnych emocjach, którym wciąż staramy się zaprzeczać. Jak odkryłam, że mówienie o stanach emocjonalnych jest fascynujące, tak stało się to moją pasją, i mam nadzieję, że ludzie zaczną w sobie budzić swoje uczucia, bo to jest strasznie smutne żyć w świecie takich cyborgów, nieodpowiadających śmiechem, albo smutkiem na co nas jako ludzi powinno poruszać.

Nie zaprzeczajmy swoim potrzebom, nie odmawiajmy sobie tego, na co zasługujemy – a zasługujemy tak samo na dobre, zdrowe jedzenie, jak i fajne ubrania, w których będziemy się dobrze czuć, tak samo na makijaż, czy jakieś poprawy urody, jeśli czujemy się bez nich wybrakowane i gorsze.

Ciałopozytywność nie ma na celu promowania otyłości,  a jedynie akceptacji ciała jako takiego. I powiem więcej – często problem z otyłością mają nie tyle same otyłe osoby, ale osoby które zapędziły się w skrajne odchudzanie. I to dla nich powinniśmy promować ciałopozytywność, bo one mogą doprowadzić swoje ciało do chorób, nawet gorszych niż prowadzi otyłość. Wiadomo że z szacunku dla własnego ciała, takiego jakby nie było naszego mieszkania duszy, powinniśmy starać się o nie dbać, dobrze karmić, zapewniać ruch, ale nie w sposób skrajny, bolesny.

Kiedyś ktoś mi zarzucił, że wrzucam na bloga zdjęcia tylko pięknych kobiet. A mnie zatkało, bo tak na to  nie patrzyłam: bo to właśnie wynik tego, że sama nie umiem zaakceptować swojego ciała, dlatego nie umieszczam swoich zdjęć, a zachwycam się innymi, i przede wszystkim skupiam się na emocjach, jakie prowokuje zdjęcie, a nie na rozmiarach ubrań osób ze zdjęć. I tak, podziwiam piękne ciała, i wcale nie przypisuję im rozmiaru zero. A piękno widzę w wyrazach nie tylko twarzy, ale i gestów. Trzeba dbać i dzielić się swoim pięknem, i przestać się wstydzić większych rozmiarów. Często nasza walka o szczupłość i ładną prezencję to nasza walka z samymi sobą o znalezienie wartości w samych sobie. I często jest to niekończąca się walka, tak jak w przypadku, gdy ktoś ma zaburzenia odżywania, i takie osoby często czują się gorzej niż osoby otyłe, bo ciągle mimo walki, nie czują, że coś wygrywają. Więc naszym zadaniem społecznym jest otwarcie się na innych, dawanie innym wolności wyboru, wybierania własnego wizerunku, a nie ciągłego stawiania celów, i szpanowania swoimi dokonaniami, bo możemy tym obnoszeniem się dobić innych, tych, którzy nie mają siły na walkę z ciałem.

Jako istoty społeczne nikt nie chce czuć się wykluczony. Stąd powinniśmy zacząć od tolerancji innych, byśmy sami kiedyś nie poczuli odrzucenia. Bądźmy ciałopozytywni, bądźmy wyrozumiali dla innych, bo każdy ma jakieś problemy czy to emocjonalne, czy to hormonalne, czy to genetyczne. Bo każdy jest CZŁOWIEKIEM, a człowiek NIE JEST ZE SWOJEJ STRONY DOSKOAŁY. BO NIE JESTEŚMY BOGAMI! Dążenie do perfekcji nas zabija, nie pozwala się cieszyć z chwili, ani z tego co się posiada, tylko polega na ciągłym ruchu dalej, i dalej. Stańmy na chwilę, spójrzmy na siebie, przytulmy się. Kochajmy siebie i pozwólmy innym na miłość. Nie drwijmy, ani nie poniżajmy innych. Nie oceniajmy, lecz wspierajmy. Słuchajmy własnego ciała, ale dajmy innym mieć swoje zdanie. Nie przekrzykujmy się w tym kto ma rację, bo każdy ma trudne zadanie: przeżyć w śmiertelnym ciele, które skore jest do usterek.

Photo by Ava Sol on Unsplash

 

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.