Uśmiechem wiązane warkocze

Zaprzyjaźniłam się z moją samotnością, mimo że tak jej nie lubiłam. Kiedyś darłyśmy ze sobą kudły, i wiele razy przez nią płakałam, albo nie odzywałam się do niej, tylko w ciszy zatapiałam swój żal do niej w telewizorze lub książkach. Od jakiegoś czasu lepiej się dogadujemy. (…)

Continue Reading

Płuca pożółkłe od rozczarowań

Moje płuca mają coraz mniejszą pojemność na skutek przepełnienia rozczarowaniami. Już dobre kilka lat mam problem z wzięciem oddechu. Cały czas próbuję zrobić miejsce na powietrze, a nie mogę, bo co je wciągam, wskutek otwarcia moich nozdrzy, wpada  w nie rozczarowanie. Ono jest jak małe muszki, nie umiem go odgonić, ani przesiać przez włoski w nosie. A rozczarowania mimo, że są transparentne, potrafią być tak samo ciężkie jak rtęć. Tkwią w płucach i przeszkadzają w swobodnym oddychaniu nawet nie-palaczom, i tak samo jak papierosy, zalewają żółcią płuca. Czasem zazdroszczę palącym, że tak beztrosko palą . Ja bym nie zmieściła dymu z rozczarowaniami. Próbowałam. Skończyło się na wymiotach, bo rozczarowania nie mieszczą beztroski dymu. To w ogóle inny rodzaj niszczenia płuc. Rozczarowania podstępnie odbierają każdego dnia po kawalątku płuc, zasiedlając się w ich kolejnych przestrzeniach niezauważalnie. (…)

Przez to, że nie kaszlę, nie widzę ich progresu. Ale czuję ich powiększanie terytorium na moim ciele, po tym, jak próbuję się śmiać. One stają mi w gardle i nie pozwalają na swobodny przepływ drżeń poprzez struny głosowe wtedy, gdy normalnie śmiałabym się do rozpuku. Obciążają cały system wprowadzania, ale i odprowadzania, powietrza. Tęsknię za dniami, kiedy nie musiałam codziennie godzić się z kolejnym odrzuceniem, czy drwiną, pogardą. Albo chociaż za tym, gdy miałam to w nosie. Bo z nosa łatwo jest odfuknąć to, co w nim zalega. Jakieś muchy, czy kurz, albo nieprzyjemne słowa. Ważne, żeby ich nie połknąć. Bo jak trafią do oskrzeli, to już koniec – najlepiej, gdy te paprochy rozczarowań pozostają tylko w nosie, którego łatwo wydmuchać. Najciężej, gdy trafią tam głęboko, pod serce. Tam to boli bardzo.

Przełykanie pokarmu, nawet tego słodkiego, który przecież lubię, staje się też trudne. Ale jeszcze trudniejsze jest przełykanie słów, też tych słodkich, bo zawsze boję się, że one jak się rozłożą, to wyjdzie z nich rtęć pełna rozczarowań. Jak już nie raz się o tym przekonałam.

Wczoraj znów musiałam przełknąć rozczarowanie. Stanęło mi na wędzidełku gardła i wiedziałam, że znów trafi i do żołądka, i do płuc, nie mogłam go ani splunąć, ani krzykiem wydobyć z dróg oddechowych. Nie miałam sił już na krzyk, a usta miałam tak suche w rozczarowaniu, że zabrakło mi nawet śliny na odplunięcie tego co stanęło mi w gardle. Rozczarowanie ma to do siebie, że jest niewidzialne i dlatego trafia i do przełyku, i do dróg oddechowych. I jak przedostanie się go tam za dużo, to często mamy mdłości, ale też i ciężko nam wziąć oddech. Nie możemy dojść swobodnie nawet na pocztę, a co dopiero mówić o romantycznych spacerach. Tak, romantyczne spacery po zaczerpnięciu rozczarowania są bardzo niewskazane. Można na nich zasłabnąć. Nie wolno iść nigdy tam, gdzie budzą się w nas wspomnienia, albo gdzie pokładaliśmy nasze wielkie nadzieje. Trzeba omijać takie miejsca. Można chodzić jedynie do sklepów, urzędów, ewentualnie do cioci, albo babci na kojącą herbatkę. One się znają na ziołach. I na rozczarowaniach. Będą wiedziały jak nas przyjąć, żebyśmy mogły dojść z powrotem do domu, tak żeby znów się nie zgubić przez te nasze rozczarowania. Nigdzie dalej lepiej się nie zapuszczać. Ale zaszywanie się z nimi w domu nie pomaga. Nie da się ich niestety wyleżeć. Je trzeba wychodzić, nawet jeśli każdy krok nas boli. Inaczej z nas nigdy nie wyjdą. Ale nie wolno nigdy z nimi iść poza bezpieczny teren, bo inaczej znów nabierzemy ochotę na jakąś słodką przekąskę, która może okazać się trująca.

Da się z nimi żyć, chociaż zawsze będę marzyć o swobodnym oddechu. No i o śmiechu. Który ciągle powstrzymuję, żeby znów się nie rozczarować kolejnym nabraniem się na jego powody. Marzę o tym, by móc zjeść kiedyś czyjeś słowa bez strachu o rtęć. To naprawdę odbiera apetyt. To naprawdę odbiera oddech.

Photo by Pietro Tebaldi on Unsplash

Continue Reading

Wszystko za późno i bez sensu

Tuż po ósmej rano, co jak dla mnie znaczy – bladym świtem – pojawiłam się w poradni specjalistycznej na pobranie krwi. Kolejka do laboratorium była taka, że wyszłam nawet na spacer. Przed dziesiątą wreszcie nadeszła moja kolej.

– Oj proszę pani, tu jest też kortyzol do sprawdzenia. Wtedy krew powinna być pobrana o ósmej – czyli o tej, o której tu przyjechałam?! Pomyślałam spokojnie, choć z przekąsem – Teraz już za późno i wynik może wyjść nieprawdziwy. To bez sensu.
Wystawiłam przegub ręki w kierunku pielęgniarki bez nerwów, bo już je straciłam przez półtorej godziny przed wejściem tutaj, i z uśmiechem poprosiłam:
– E tam, śmiało proszę się wbijać. Ja wszystko robię jak nie za późno, to bez sensu.
Continue Reading

Nie, NIE PRZEPRASZAM, że ŻYJĘ!

Byłam jedną z tych, które się popycha i przestawia. Które się o coś ciągle prosi bez skrupułów, bo nigdy nie odmawiają. I sugeruje, co powinny zrobić, bo powinny robić to, co innym się podoba. Tych, na które łatwo coś zwalić, i które zawsze się podejmą nawet tego, co niewykonalne, oraz wezmą na siebie całą winę, nawet zupełnie wymyśloną, jeśli komuś jest za ciężko, by się do niej przyznać. (…)

Continue Reading

Wróciłam do łez

A więc wróciłam do łez. Nawet nie sądziłam, że będę tak tęsknić za nimi. Z nimi jest o niebo lepiej. I jakoś tak prawdziwiej. I lżej. Patrzyłam na siebie ostatnio jak na oddzieloną od dotychczasowej mnie. Jakbym stała gdzieś obok i się sobie przyglądała. Brałam pigułkę na bóle egzystencjalne codziennie rano, popijałam kawą, i czekałam co dalej. Czy naprawdę przestanę boleć? Czy naprawdę nie będę już cierpieć? (…)

Continue Reading

Walcz o SWOJE ŻYCIE!

Myślisz, że jesteś wariatką. Że nie nadajesz się do życia. Wierzysz w to, bo on ciągle to podkreśla. I to, że masz być jemu wdzięczna, że w ogóle ktoś z tobą żyje, a on zarabia na twoje zachcianki. Tylko te twoje zachcianki są minimalne, włosy i paznokcie nawet sobie sama malujesz, bo wiesz że wypomniałby ci kosmetyczkę, fryzjera, i wszystkie inne „zbytki”. A ubierasz się coraz częściej w secondhandach, bo nie czujesz, że zasługujesz na lepsze rzeczy niż te zniszczone, zużyte. Do baru chodzisz najwyżej na jednego drinka, żeby poudawać przed koleżankami, że wszystko jest ok. I pozazdrościć im ich życia. (…)

Continue Reading

Gra w otwarte karty

Kiedy nie miałaś dzieci było całkiem inaczej. MIAŁAŚ ZNACZENIE jako TY. Nikt nie widział ciebie przez pryzmat tych małych istot, które dla ciebie tak wiele znaczą, a dla innych są przeszkodą, do której nie zamierzają się zbliżać. Tak bardzo ci szkoda tych twoich dzieci, że dla innych stanowią obiekt lęku, że zamykasz się często w skorupie przed zranieniem, żeby nie pogłębić swoich ran jako matki. Ukrytej w ciele kobiety. Której nikt już nie dostrzega. (…)

Continue Reading

Poboli, poboli. I wcale NIE PRZESTANIE.

Ból

Czy ból jest po to, żebym wiedziała, z czego się składam? Żebym czuła, gdy odpadają mi moje kawałki? Gdy ktoś wyrywa moje paznokcie? Albo ciągnie za rękę czy nogę? Albo gdy komuś innemu oddaję nerkę, a jeszcze innemu serce? Po to, żeby przypomnieć mi, że nie służę do rozdawania, i że powinnam się jednak trzymać w jakiejś całości, zanim pozostanie ze mnie tylko powietrze przeszyte bólem? Tym przeogromnym bólem… (…)

Continue Reading

W poszukiwaniu sensu

Budzę się śpiąca. Liczę ile godzin zostało mi tego dnia, żebym mogła znów położyć się do łóżka, z którego teraz się zgrzebuję. Dla dzieci, nie dla siebie. Zrzucam nogę za nogą. I głowę za nogami. Boli mnie całe ciało, do czego przyzwyczaiłam się na tyle, że uważam to za mój normalny stan. Moje dni różnią się tylko poziomem bólu. Dziś jest chujowo, ale w sposób znośny. Czasem jest na tyle chujowo, że jest to nie do opisania. Wtedy bym nawet nie pisała. Połykam magiczną tabletkę, która podobno ma pobudzić serotoninę, po której chce mi się jeszcze bardziej spać, ale ma niby pomagać na te bóle somatyczne. Czuję to tak jakby ból duszy docierał do komórek mojego ciała i przypominał mi, że moje ciało potrzebuje szczęścia by przestać czuć ból. A ja bym chciała całkiem przestać czuć. Bo im więcej sobie narobię nadziei na szczęście, tym bardziej potem cierpię. (…)

Continue Reading