Chodząc po Ikei czułam się jak na Openerze w sposób potrójny, dzięki temu, że zostawiłam trójkę moich wychowanków pod opieką ikeowskich pracowników w sali zabaw na całą godzinę. Czułam euforię porównywalną do tej, jaką się ma odczuwa koncertach, poruszających naszą emocjonalność.
Gdy już prawie wybijała 60-ta minuta mojej rozkosznej wolności wypełnionej zakupami, jak Kopciuszek zdałam sobie sprawę, że iluzja bycia księżniczką zniknie za chwilę. Zmuszona do powrotu do rzeczywistości, jak zwykle się zgubiłam 😀 Czułam się przez tę moją chwilę, jakbym przeniosła się do jakiejś bajki, w której panuje spokój, nikt mnie nie pospiesza, nie ciągnie za rękę, nie każe nosić się na barana, kupować kolejnej niepotrzebnej zabawki oraz kolejnych słodyczy. Nie jęczy, że bolą nogi, nie straszy, ze zaraz się zsika. Albo zrzyga… Nie piszczy, nie podstawia nóg, nie szantażuje, że nie pójdzie dalej, jeśli nie obiecam, że do końca dnia będzie mógł grać na komputerze i oglądać telewizji. (Albo do końca świata…) Nie płacze i nie gubi się w gąszczu produktów.
Motając się wzrokiem w poszukiwaniu śladów i odgłosów za pozostawionymi na tę godzinę podopiecznych, wyhaczyłam kątem oka ochroniarza i zagadałam go w pospiechu przed tą chwilą, gdy zaraz moja księżniczkowatość
zmieni się w kopciuchowatość:
– Przepraszam, gdzie tu jest PRZECHOWALNIA DZIECI?
Pan zaprzeczając swemu profesjonalnemu groźnemu imagowi, zaśmiał się w głos:
– Przechowalnia dzieci?! 😀 – i wesoło wytłumaczył mi drogę powrotną do mojego równie wesołego w odbiorze innych, choć nie najprostszego życia 😉