Bawiła się własnymi włosami kręcąc je na palcach, czasem tylko odrywając je od nich, by naciągnąć mocniej swoją krótką spódniczkę na nogi, bo zdawała sobie sprawę, że nie zasłania ona za wiele. To nie ten typ osoby, który umie coś ukryć, nawet gdy się mocno o to stara. Cały czas intensywnie wpatrywała się we mnie. Chyba chciała poczuć, czy jak patrzę na jej loki boję się, że mnie tak samo będzie owijać wokół swoich palców. Nie sądziłem, że po tylu latach znów będę miał problem z zapadaniem się w czyjeś oczy. Bałem się ich głębi, bo z nich chyba nie ma wyjścia. Więc zwróciłem wzrok ku ziemi, a ona widząc, że gubię z nią kontakt, dała mi swobodę i sama skierowała oczy ku niebu. Po krótkiej ciszy, w czasie której próbowałem ją zrozumieć bez słów i spojrzeń, wykrzyczała:
„Patrz! Spadająca gwiazda!” (…)
„Widzę!” – wykrzyknąłem zdziwiony, że zdążyłem spojrzeć w ten sam punkt otchłani nieba co ona.
„Ooo! Druga!” – podążyłem wzrokiem za jej wyciągniętym wskazującym palcem, jednak tym razem zgubiłem się w jej dłoniach. Patrzyłem na nie łapczywie, pragnąc, by biegały one po mnie, tak jak po jej własnych włosach. Od wskazywania gwiazd wróciła z powrotem do kręcenia palcami loków. Tak, to ona jest moją spadającą gwiazdą, której trajektorię lotu pragnę objąć wzrokiem i nie wypuszczać choćbym nie mógł już nigdy mrugać oczami.
Postanowiłem jej wyznać:
„Wiesz, dawno nie chciałem z nikim patrzeć na niebo.”
„Ja też nie.” – odpowiedziała ze śmiechem, znów zanurzając mnie w swoich tak samo jak buzia roześmianych źrenicach.
„Myślałem, że już nie będzie mi się nigdy chciało szukać spadających gwiazd. Bo fajnie jest ich szukać z kimś, kto szuka tego samego.”
„Szukam pyłu gwiezdnego od kiedy odkryłam świat.” – powiedziała niby ze śmiechem, a jednak bardzo przekonująco.
„A tak poważnie czego szukasz? Pewnie pięknego auta i domu, i dobrego materiału na ojca swoich dzieci, z dobrą pracą, z dobrymi dochodami, prawda?” – zgadywałem zastanawiając się, czy jestem w stanie zapewnić jej taki dobrobyt, w jakim byłoby jej ze mną dobrze. I czy mój dobytek spełnia jej wystarczające wymagania. Chciałem ją sprowadzić na ziemię, żeby odpowiedziała na to przyziemne pytanie. Jednak nie należy ona do osób stąpających po piasku i kamieniach. Ona woli chmury.
„Hahaha! Ależ ja nie jestem przecież taka!”
Pomyślałem, że może za mało jej oferuję, to moje małe mieszkanie, ten mały taras. I znów spojrzałem w jego podłoże, na który ją zaprosiłem z nadzieją, że się jej spodoba. A jednak pewnie to nie jest dla niej wystarczające.
„Ja szukam tylko MIŁOŚCI! I do niczgo innego nie dążę!” – złapała mnie swoimi zimnymi dłońmi za twarz podnosząc ją ku sobie. Jej dłonie mówiły więcej niż słowa o tym, jak bardzo pragną ciepła. Zbliżyła się do mnie tak blisko aż poczułem podniecenie od jej malinowo-różanego zapachu i pragnąłem, by wchłonęło mnie uwodzicielskie ciepło jej oddechu, które poczułem na moich ustach. „Tylko miłość jest warta szukania. Cała reszta sama przyjdzie, w tej czy innej formie. Ale bez miłości żadne patrzenie w gwiazdy nie ma sensu.” Ach więc o to jej chodzi, tej małej irracjonalnej osóbce w krótkiej sukience o zimnych dłoniach.
Moje usta same podpełzły do jej ust, i delikatnie miznęły jej pełnych, czerwonych warg. Na co ona chciwie rzuciła się swoimi i zagłębiła się we wnętrze moich ust językiem.
Czemu wcześniej nie znalazłem kogoś, kto szuka tak mało? Dokładnie tyle samo co ja.
Niech nie przestaje mnie całować, bo tylko w tych ustach czuję głębię, z której wcale nie mam ochoty się wynurzać. Mogę w nich tonąć tak samo jak w jej oczach, bo czuję, że gdy w nich tonę, to tak naprawdę żyję bardziej niż kiedykolwiek żyłem. I z nikim innym nie mam ochoty patrzeć w gwiazdy. Nie ważne z jakiego tarasu. Nie ważne z jak dużego domu.