Gdy rano ogarnę rzeczywistość, zrobię śniadanie dzieciakom, włączę im laptopy, zagonię do nich, albo postawię je koło ich łóżek, żeby mogły uczestniczyć w lekcjach online chociażby na leżąco; gdy posprzątam chałupę na tyle, by mieć chociaż przejście do kuchni i łazienki, lubię zasiąść z kawą przy pralce. (…)
Mam takie małe krzesełko, które stoi w łazience, i służy dzieciom by sięgały do zlewu, a mi przydaje się do tego, żebym wygodnie wsadzała i wyjmowała pranie. Od dawna napawam się tą czynnością. To miejsce przy pralce na tym malutkim krzesełku, to moje stanowisko pracy, jak i chilloutu. Siadam sobie popatrzeć jak kręci się pranie, kawę stawiam na pralce, od czasu do czasu po nią sięgając. Dzięki wirowi pracy pralki mam wrażenie ruchu – tak jakbym sama uczestniczyła w tych czynnościach. Pralka motywuje mnie w końcu do wstania i poruszania się ruch za ruchem, rzecz za rzeczą, minuta za minutą.
W nowej rzeczywistości odzwyczaiłam się od ludzi. Mam tylko dzieci, a ja zamieniłam się w funkcję sprzątającą, gotującą, podającą, przynoszącą. Nie chce mi się z nikim już rozmawiać, z nikim się nie spotykam, nie mam też już sił nawet na rozmowy przez telefon. Bo skoro nie można się spotykać, więc nie można planowac spotkań, to o czym miałabym opowiadać? O moim zagubieniu w rzeczywistości, o samotności, która mimo że najpierw była moim więzieniem, teraz stała się z moim odpoczynkiem i wytchnieniem? O tym jak mi ciężko, zupełnie jak każdemu innemu? Nie mam też ochoty wysłuchiwać o czyichś probelmach, bo nie mam już sił pomagać, i czyjeś problemy wydają mi się tak odległe, tak inne. Ja mam problem nawet ze wstaniem, ze znalezieniem motywacji by się umyć i wyjść kupić chleb, więc jak mogę się odnieść do problemów innego poziomu: poważniejszych w swoim zaawansowaniu, dotyczącym często pracy, czy budowania domu, a jednak dla mnie tak nieistotnych? Ciężko słucha mi się o czyichś planach, osiągnięciach, podróżach – czymś od czego tak bardzo się oddaliłam, że mam wrażenie, że jak ktoś mi wesoło o tym opowiada, znęca się nade mną bez świadomości, jak wielką przykrość może sprawiać. Przytłaczają mnie sukcesy innych, kiedy moim sukcesem jest włączenie pralki. I wiem, że inni mają gorzej – łączą pracę z opieką nad dzieciakami, a ja mogłabym jedynie opowiedzieć o moich niezrealizowanych marzeniach, więc tym bardziej muszę pozostać zamknięta w sobie, w mojej łazience. Może i jestem w żałosnej sytuacji, ale wolę żeby pozostała moją i mojej pralki smutną tajemnicą.
Jak dobrze, że pralka nie mówi! Nie komentuje, nie daje mi dobrych rad, które są dla mnie tym cięższe, im trudniejsze do zrealizowania. Dlatego unikam ludzi, i ich często udawanego współczucia podszytego poczuciem wyższości. Ja już nie jestem zdolna do niczego, i zaczynam się z tym godzić. Czuję, że pralka więcej robi, a przez to i znaczy, niż ja. Żyję w jej cieniu, na moim małym krzesełku i zazdroszczę jej mocy i tych jej 1400 obrotów na minutę.
Opieram czoło o nią, gdy ona tak tak bezustannie pracuje. Podziwiam ją, że nie przestaje działać nawet gdy na dworzu brzydko, i gdy nie ma sensu nawet pranie tych rzeczy, których możliwe, że nikt nie założy, bo po co? Skoro i tak jesteśmy zamknięci w domu, w którym nie musimy grać żadnej roli społecznej. Nikogo udawać strojem. Chciałabym, żeby ta maszyna oddała mi trochę swojej mocy. Jak dobrze jest robić rzeczy bez namysłu i bez poczucia zmęczenia. Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo zwiążę się z obojętną na ból i niewzruszoną nigdy niczym, pralką. I że kiedyś będę spełniała mniejszą funkcję w życiu niż ona. Co na szczęście jej wcale nie przeszkadza. Ona dalej robi swoje.
Photo by mohsen shenavari on Unsplash